4 stycznia 2021 - „Melancholik” Wojciecha Weissa
Cykl rozpoczynamy razem z profesorem Dariuszem Markowskim od opowieści o „Melancholiku” Wojciecha Weissa.
Wróćmy może do pytania skąd tytuł tego obrazu "Melancholik"? Właściwie pierwotna nazwa to „Totenmesse” - jest to obraz, który właściwie wykonany został jako ilustracja dzieła Stanisława Przybyszewskiego, powstałego w 1893 roku. Dzieło Przybyszewskiego jest bardzo specyficzne, bo poświęcone jest badaniom nad neurotykiem - człowiekiem, u którego staramy się znaleźć jego duszę. Proszę zwrócić uwagę, że twórczość Przybyszewskiego nacechowana jest taką tęsknotą, wspomnieniami, bólem, dochodzeniem do prawdy sztuki, prawdy życia, prawdy natury. Sięga gdzieś w te najodleglejsze zakątki ludzkiej psychiki. Myślę, że to brało się u niego z tęsknoty za ziemią, którą opuścił. Przybyszewski niewątpliwie może mieć wpływ również na to, że staje się on bardzo istotną osobą, jak i jego dzieła, również dla artystów. A skąd się wzięła nazwa „Melancholik”? Ona pojawia się chyba w podobnym momencie, kiedy obraz został wybrany na wystawę Związku Artystów „Sztuka” i tego wyboru dokonał Jan Stanisławski, wówczas profesor Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie. Mówił: „Chcę tego melancholika na wystawę” i stąd jakby druga nazwa obrazu, obok „Totenmesse”.
Zadała mi Pani pytanie, dlaczego ten obraz jest tak ważny dla mnie, dlaczego go wybrałem jako pierwszy? Może dlatego, że widziałem ten obraz, jeszcze będąc młodym człowiekiem, interesującym się sztuką. W 1995 roku w Muzeum Literatury w Warszawie była wystawa, która nazywała się dosłownie „Totenmesse”, a w podtytule „Munch - Weiss - Przybyszewski”. Tę wystawę zorganizowano stosunkowo w bardzo niewielkim wnętrzu, ale była fantastycznie przygotowana i tam po raz pierwszy, przy akordach muzyki Chopina, zobaczyłem „Melancholika”. Przybyszewski to Chopin, w związku z tym ta muzyka funkcjonowała tych przestrzeniach muzealnych. „Melancholik” zrobił na mnie niewiarygodne wrażenie, bo to jest sporych rozmiarów obraz: 128 cm x 65,5 cm. To niemała praca, dodatkowo przedstawiająca właściwie tylko siedzącego mężczyznę.
Tym mężczyzną jest Antoni Procajłowicz, który był malarzem i kolegą z czasów studiów właśnie Wojciecha Weissa. Postać, która właściwie siedzi załamana. Jak później znalazłem informację, Procajłowicz był wtedy bardzo ciężko chory, więc pewnie jego poza była związana z jego cierpieniem, z jego chorobą. Niewątpliwie jest to bardzo ciekawie skomponowany obraz, tak po przekątnej i nie każdy to widzi, ale jak się spojrzy, to postać jest pokazana na tle takiej draperii, parawanu z elementami floralnymi, ale jak się przyjrzymy na cień jego głowy, to widać tam... czaszkę. Proponuję zobaczyć sobie obraz Muncha pod tytułem „Przy łożu śmierci”, gdzie tło tej akwareli jest niemalże identycznie potraktowane. Czasem zastanawiam się, skąd to się wzięło? Kiedy Przybyszewski przyjechał to Krakowa, to przywiózł ze sobą dość sporo prac Edwarda Muncha. To jest ten moment przełomu wieków i właściwie zaczyna się zupełnie inne spojrzenie na sztukę. Ludzie zaczynają szukać ekspresjonizmu, a potem zaczynają szukać czegoś nowego i stąd pojawia się postimpresjonizm: Gauguin, van Gogh, Munch i to niewątpliwie miało taki przełomowy wpływ na twórczość.