26 kwietnia 2021 - Władysław Podkowiński "Szał uniesień" (1894)
Profesor tym razem wybrał obraz, który chyba jest najczęściej reprodukowanym polskim dziełem.
- Nie zgodzę się z tym.
No to będziemy się kłócić... Władysław Podkowiński „Szał”, obraz z 1894 roku, a więc namalowany krótko przed śmiercią artysty.
- Tak, powstał rok przed śmiercią Podkowińskiego.
I znowu twórca, który dożył zaledwie 29 lat. „Szał uniesień” chyba każdy ten obraz widział.
- Widział, ale nie zastanawia się nad tym co w ten „Szał” przedstawia i jaka była idea samego artysty. Jeżeli spojrzymy na ten obraz, to na tle właściwie twórczości samego Podkowińskiego, on jest zupełnie odrębnym dziełem, czymś zupełnie innym. No bo wszyscy pewnie znamy go z ilustracji, które wykonywał między nimi do Tygodnika Ilustrowanego, do Wędrowca. Wykonywał też szereg portretów.
Wyjeżdża w 1889 roku do Paryża i kiedy wraca z tego Paryża, tworzy bardzo duży cykl pejzaży, przede wszystkim przedstawiających sielski pejzaż wiejski, między innymi Mokrą Wieś, do której często jeździł. Jakbyśmy spojrzeli na te obrazy, to mamy wręcz przeniesienie do francuskiego impresjonizmu i to zarazem w tym rozwibrowaniu powierzchni, jak i również w kolorycie. To są bardzo jasne prace, dominuje tam zieleń i fiolety, błękity, pojawiają się gdzieś soczyste żółcienie, a więc zupełnie jakby coś innego.
I nagle, w sumie nie w tak odległym czasie, bo te pejzaże są mniej więcej z roku 1892, natomiast po dwóch latach artysta pokazuje, na jednej z wystaw towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, obraz przedstawiający nagą kobietę na wzburzonym wierzchowcu. Ona jest ukazana w taki dziwny sposób i co ciekawe pokazana na obrazie o stosunkowo dużych wymiarach 3 metry na 2,70. Do tej pory uważano, że duże formaty są w pewnym sensie zarezerwowane dla scen historycznych, bitewnych, a tu nagle Podkowiński pokazuje duży obraz, na którym jest scena zupełnie wręcz nieoczekiwana.
Jakbyśmy się zastanowili nad tym, co on przedstawia, to ja się do końca nie zgodzę z tym, co wielu krytyków w nim widzi. Bo w jakiej przestrzeni ukazany jest ten wierzchowiec, do końca nie wiemy. Niektórzy twierdzą, że dolnymi nogami się odbija od jakiejś skały, natomiast przed sobą ma przepaść. Ja nie do końca to widzę, poza tym możliwe, że ten koń jest przedstawiony w jakimś bezmiarze, w zupełnie czymś odrealnionym, poza tym czy on skacze, czy on spada, to też jest bardzo różnie odbierane.
Z kolei patrząc na same kolory tego obrazu, jest to tyle też ciekawe, że Podkowiński przygotowywał się do namalowania tej sceny od dawna. Mało kto wie, że on miał kiedyś możliwość obserwowania takiego zjawiska, kiedy będąc właśnie w Mokrej Wsi pani Wincentyna Karska, zaprzyjaźniona z Podkowińskim, została niemalże porwana przez wierzchowca. On zobaczył rzeczywiście to wydarzenie, które mu utkwiło w pamięci.
Jakbyśmy dzisiaj spojrzeli na realność takich postaci, zarazem konia jak i kobiety, to są totalnie odrealnione, bo takie istoty by nie mogły żyć. Wreszcie warto też wspomnieć o tym, że obraz ten jest w jakiś sposób symbolicznie naznaczony, bo odchodzi całkowicie od podejścia impresjonistycznego i zaczyna iść w kierunku symbolizmu. Do tego jeszcze pełnego ekspresji.
Czy wiemy kto na tym wierzchowcu jedzie, albo kto jest wtulony w tego wierzchowca?
- Myślę, że wiemy, choć to nie jest takie jednoznaczne.
Z tym związany jest też skandal.
- Skandal to może nie do końca, to pewna przygoda życiowa samego malarza, który jak wspomniałem jeździł, między nimi do Mokrej Wsi, do rodziny Kotarbińskich. Właścicielem majątku był jego przyjaciel, malarz - Miłosz Kotarbiński, który miał piękną żonę Ewę, w której Podkowiński się po prostu zakochał.
W ogóle warto też wspomnieć, że jak patrzymy na jego obrazy, na przykład „W ogrodzie”, jest taki obraz Podkowińskiego, jeszcze z okresu impresjonistycznego, to tam maluje dwóch chłopców, gdzie jeden podlewa konewką roślinki i to jest późniejszy profesor filozofii - Tadeusz Kotarbiński. Ale rzeczywiście uważa się, że podkochiwał się w Ewie Kotarbińskiej i ta postać nagiej kobiety ma rysy wspomnianej osoby. Czy tak rzeczywiście jest, trudno powiedzieć, natomiast niewątpliwie była to, tak myślę, bardzo nieszczęśliwa miłość, która w jakiś sposób, możliwe właśnie, że w tym obrazie się urzeczywistniła.
Warto też jeszcze wspomnieć, że artysta zachorował na gruźlicę, która to doprowadziła go do kresu życia, natomiast w ogóle Podkowiński nie czynił żadnych działań, które mogłyby w jakiś sposób go od tej choroby odsunąć i przedłużyć mu życie. On właściwie był przygotowany na to i to jest wręcz takie niesamowite, że właśnie w taki sposób artysta świadomie odchodzi, świadomie gaśnie, do tego malując ten niezwykły obraz, który jest takim jakby jego zakończeniem.
Choć ja jeszcze wspomnę o takim jednym obrazie, który pojawia się na krótko przed jego śmiercią. To jest „Marsz żałobny Chopina”, który powstaje krótko przed śmiercią artysty i to jest taki obraz, który pokazuje podejście do życia samego Podkowińskiego. Na obrazie jest przedstawiony pejzaż z cyprysami, gdzie na niebie kłębią się kruki, natomiast na dole idzie kondukt aniołów niosący postać kobiety. Do tych aniołów skierowana jest postać męska z rozpostartymi ramionami, postać bardzo cierpiąca, pokazująca żal. Postać która, jak stwierdzono, ma rysy samego Podkowińskiego.
Tu właściwie mamy takie zakończenie życia artysty, poprzez pokazanie tego obrazu. Ten obraz niedokończony przez niego, natomiast został pokazany jako takie czołowe dzieło na pośmiertnej wystawie, którą zorganizowano bardzo szybko po jego śmierci.
Powiedzmy, że ten obraz „Szał uniesień”, o którym dzisiaj mówimy, wzbudził bardzo wielkie zainteresowanie. W krótkim czasie obejrzało go kilka tysięcy osób.
- Tak 12 tysięcy. I to myślę, jest warte wspomnienia, że ten jest bardzo jak na te czasy szokujący, wręcz erotyczny, a właściwie nie stworzył on czegoś w jakiejś wielkiej negacji. Oczywiście były różnego rodzaju polemiki na temat tego obrazu, na przykład Stanisław Karpowicz pisał w takiej rozprawie: „Czyż można wyobrazić sobie zmysłowość, w bardziej nagiej, w bardziej potworniejszej formie?” a jeszcze uważa, że: „niewątpliwie jest na tym obrazie pokazanie jakby wcielenie zmysłowego związku zwierzęcia z człowiekiem, w imię tylko jednej, dosłownie jedności żądzy”. Wręcz niewiarygodne podejście do tego tematu.
Niemniej, tak jak mówiłem, obraz wzbudził wielkie zainteresowanie i wszyscy uważali, że to nie jest jakieś dzieło, które jest szokujące, które jest w jakimś sensie bardzo erotyczne. Oczywiście pokazuje nam potężną siłę erotyki, pokazuje niewątpliwie to uniesienie, bo tytuł tego obrazu jest właściwie „Szał uniesień”.
Zadaje tutaj teraz pytanie, jak daleko stąd do takiego modnego wówczas stwierdzenia Przybyszewskiego: „Na początku była chuć. Nic prócz niej, wszystko z niej” i właściwie aż się prosi, żeby ten obraz był w pewnym sensie taką narracją, czy właściwie pokazaniem tego wszystkiego, co się wtedy działo.
Myślę, że warto wspomnieć, że wielu młodych wówczas artystów, nie tylko myślę o malarzach, ale również i pisarzy jak choćby Kazimierz Przerwa-Tetmajer, uważali to dzieło za wybitne, za bardzo wartościowe, za bardzo wielkie. Uważano, że ono jest w pewnym sensie takim dziełem dekadentyzmu, a więc w związku z tym stało się ono też dla tych młodych na pewno symbolem, takim dziełem przechodzenia w coś nowego, wręcz takim manifestem sztuki.
To dlaczego po kilku dniach artysta pociął ten obraz?
- No właśnie, dlaczego pociął? Różnego rodzaju są na ten temat opinie. Sam artysta właściwie nie do końca się wypowiadał, natomiast uważał, że wystawa i tak dobiegała końca, więc łatwiej mu było: „zamiast zwijać obraz, go pociąć”. Czy rzeczywiście to jest prawda? Myśl, że nie. Sądzę, że to kwestia takich nieszczęśliwych doznań.
To jest też ciekawe, że on dosłownie przed zakończeniem tej wystawy przychodzi, prosi woźnego o drabinkę, staje na tych schodkach i tnie ten obraz aż w 16 miejscach. Warto też nadmienić, że 12 tych tak zwanych ciosów, skierowanych jest na ciało kobiety!
Przypadek?
- No właśnie czy przypadek, czy coś znacznie głębszego?