O Witoldzie Wojtkiewiczu (1879 – 1909) malarzu symboliście okresu Młodej Polski i obrazie "Cyrk - przed teatrzykiem" 1906/07 opowiada profesor Dariusz Markowski.
Tak trochę nam się układają te rozmowy o sztuce w pewną całość. To już kolejny artysta, który nie dożył 30 lat i drugi artysta z inicjałami W W, po Wojciechu Weissie.
- Tak - Witold Wojtkiewicz, który też nie dożył 30 lat. Myślę, że to pewna jakaś taka ironia losu, że ludzie, którzy rzeczywiście stosunkowo krótko żyli, stanowili ten trzon twórczości w historii sztuki. Osoby nieprzeciętne i myślę, że podobnie jest w przypadku Wojtkiewicza, który właściwie był przedstawicielem Młodej Polski, ale jednak całkowicie jakby wyróżniającym się na tym tle artystów, których znamy z tego okresu. On odżegnuje się od historyzmu, pewnego patriotyzmu również i gdybyśmy patrzyli na kwestię secesji to właściwie Wojtkiewicz jest zupełnym indywidualistą.
Wybrałem dość specyficzny obraz, bo „Cyrk - przed teatrzykiem” jest to taki obraz, który jest pierwszym dziełem artysty, rozpoczynającym, by można było tak powiedzieć, dojrzały okres twórczości. Wojtkiewicz chyba w sposób bardzo świadomy pokazuje przede wszystkim cierpienie, dość dużą dozę pesymizmu i swój stosunek do świata, który niewątpliwie wiąże się z jego chorobą. Ta choroba niszczy jego organizm, a on zdaję sobie z tego sprawę.
Rzeczywiście myślę, że ta groteska, która w pewnym sensie przekształca się później w ironię, jest chyba właśnie takim świetnym przykładem. Ten obraz w ogóle jest dla mnie bardzo dziwny, ze względu na to, że jak się tak przyjrzymy dokładnie, to właściwie mamy wrażenie, że Wojtkiewicz sobie zakpił z nas. Oglądając „Cyrk – przed teatrzykiem” my jesteśmy tam aktorami.
Czyli Wojtkiewicz nas wciąga?
- Tak, bo stając przed tym obrazem, patrząc na niego, widzimy właściwie osoby, które nas obserwują. Mamy tam tłumy gapiów, tłumy osób, które gdzieś tam się przewijają, ale mamy również nieciekawą postać starszej kobiety, patrzącą na nas i mamy wreszcie klaunów, którzy gdzieś się chowają za odsłoniętymi kotarami. Jest również jest jedna postać klauna, grającego na trąbce, który może być taką osobą, która nas jakby zachęca do tego teatru, ale nie do końca, bo nie jest to też postać, która jest pozytywna, w tym odbiorze.
Cyrk pojawiał się też w innych pracach Wojtkiewicza.
- W bardzo wielu dziełach i tutaj możemy się zastanowić skąd się to bierze. Myślę, że u Wojtkiewicza bardzo często oprócz oczywiście lalek, obok tego świata zabawek, pojawiają się właśnie postaci z takiej komedii dell’arte, czy z pantomimy. Przecież mamy tam i arlekiny, pierroty i wszelkiego rodzaju kolombiny. Myślę, że to też jest troszeczkę wpływ okresu secesji i fascynacji sztuką Japonii, bo teatr japoński to teatr lalek.
Witold Wojtkiewicz również malował piękne portrety.
- Piękne portrety, ale one nie stanowią jakiegoś wyznacznika jego twórczości. One się pojawiają szczególnie we wczesnym okresie, jest przepiękny portret kobiety, w której był nieszczęśliwie zakochany, myślę tutaj o Marynie Pareńskiej, która była kobietą zamężną i w której się rzeczywiście Wojtkiewicz bardzo podkochiwał. I to jest taki jakby kolejny tragizm sytuacyjny w jego życiu. Oprócz tej choroby i oprócz pewnego niezrozumienia świata, myślę że te sytuacje życiowe w jakiś sposób wywarły jego spojrzenie na sztukę.
Był on uczniem Leona Wyczółkowskiego.
- Tak, ale specjalnie nie wspomina go dobrze. Zresztą nie tylko on, Wyczółkowski był świetnym malarzem, ale niekoniecznie dobrym pedagogiem.
Wojtkiewicz mógł zostać we Francji.
- Mógł zostać we Francji, ale jednak jego natura bardziej cały czas ciągnęła go do Polski. On się związał z cyganerią krakowską w momencie studiów w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, związał się przecież z Zielonym Balonikiem i trudno jemu było pozostać całkowicie na obczyźnie.
Pozwolę sobie zacytować słowa w Andre Gide’a, który wypromował chyba Wojtkiewicza na świecie. On zobaczył jego obrazy na jednej z wystaw w Berlinie i rzeczywiście się zafascynował jego twórczością. Myślę, że to co on powiedział odpowiada na pytanie dlaczego Wojtkiewicz nie został w Paryżu: „Czuje się jak głęboko Wojtkiewicz tkwi w swoim kraju, w swojej niezmożonej rasie, której dusza dumna, zarazem i smętna, namiętna i rozdarta, ale nigdy niema, znajduje w nim nowy wyraz”. Czyli właściwie ta tęsknota za krajem, za tym klimatem, w którym wzrastał, chyba była bardzo silna.
Wrócił, mimo, że jego twórczość w Polsce nie była za bardzo doceniana.
- To zależy też kiedy. W czasach kiedy tworzył, to myślę, że była doceniana. Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli jesteśmy w Jamie Michalikowej w Krakowie to tego Wojtkiewicza tam trochę jest. On poza tym wykonywał szereg różnego rodzaju dekoracji, winiet, kartek pocztowych. W ten sposób też zarabiał i myślę, że był dość popularny.
Później przez ten czas właściwie wielu lat po jego śmierci troszeczkę jakby zapomnieliśmy o Wojtkiewiczu, ale znowuż później się gdzieś ta postać pojawia, między innymi dzięki kilku osobom - pisarzom. O ile się nie mylę Ficowski pisał o nim, ale przede wszystkim Wiesław Juszczak, który bardzo pięknie w „Sierocińcu świata” pisał taką opowieść o twórczości Wojtkiewicza, no i przepięknie też Boy mówił o Wojtkiewiczu - uważał go za poetę obrazów, że pokazuje po prostu tę poezję w sposób malarski.
Wojtkiewicz w ten świat malarstwa wszedł trochę na przekór, bo przecież jego ojciec zupełnie nie chciał, żeby jego syn był artystą.
- To tak najczęściej jest w przypadku ludzi, którzy są wielkimi artystami, że muszą się niestety zmagać z rzeczywistością i bardzo często z własnymi rodzicami, którzy nie bardzo chcą, żeby ich dzieci szły w kierunku artystycznym. Tu było podobnie. Przecież nawet wiemy, że się skłócił z ojcem a ten go pozbawił faktycznie środków do życia i musiał sam zarabiać na to żeby się utrzymywać i żeby móc po prostu studiować.
Stąd między innymi współpraca z gazetami i z kabaretem.
- Tak jak najbardziej. Ja tak jeszcze analizując twórczość Wojtkiewicza muszę zauważyć pewną deformację człowieczeństwa. Proszę zwrócić uwagę, że jest tam ewidentnie taka dość pokrętna kreska, ona oczywiście jest bardzo wrażliwa. W niektórych obrazach pojawiają się wręcz kleksy barwne, to jest takie odczłowieczenie.
Kwestia pojawienia się masek, zabawek to jest jakiś powrót do świata dzieciństwa. Często mówi się, że jego twórczość to jest pokój dziecka. Wynikało to z tego, że był on bardzo słabowity i może nadopiekuńczość matki spowodowała, że cały czas był tym jej ukochanym dzieckiem.
Przecież był jednym z jedenaściorga rodzeństwa.
- Ale był tym najbardziej schorowanym dzieckiem, więc możliwe, że rzeczywiście ta sytuacja spowodowała, że był przez matkę traktowany jako ukochane dziecko, a może to jest kwestia tego typu, że on zdaje sobie sprawę z nieuchronności swojego życia, że ona stopniowo nadchodzi. Może chciał cały czas się czuć tym bezpiecznym dzieckiem, żyć w pokoju dziecinnym, wśród zabawek.
Tak patrząc na jego obrazy to zastanawiają te maski, które się tam pojawiają, bo przez to jego twórczości jest specyficzna . Taka specyficzna cecha pokazywania masek, myślę że to wynika z takiego jakby ukazanie przechodzenia człowieka w klauna, z klauna z kolei w marionetkę, czyli zasłaniania się.
Niektórzy twierdzą, że jest to zasłanianie człowieczeństwa, ale chyba nie do końca. Ja myślę, że to jest takie świadome bawienie się właśnie człowiekiem, odrealnianie tego. Przecież u niego bardzo często zagęszcza się ta sytuacja snu, rozrzedza się jawa. Mamy do czynienia z niewiarygodnym podejściem do sztuki. Zresztą on sam o tym mówi, bardzo często wspomina, że dla niego ten świat baśni jest czymś takim wręcz niezwykłym.
Proszę zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczne postaci, które mają otwarte często oczy, mówi się o tym, że jest to tak zwana leśmianowska spojrzystość i ta spojrzystość rzeczywiście jest widoczna, gdzie te szeroko otwarte oczy patrzą się w całkowicie inny wymiar. Nie wiemy gdzie one patrzą. Może to są oczy Wojtkiewicza patrzącego się w to co będzie, co nastąpi?
„Cyrk - przed teatrzykiem” – kiedy Wojtkiewicz namalował ten obraz?
- Obraz jest datowany na 1906/1907 rok, to jest olej na płótnie i to jest jedna chyba z ostatnich prac olejnych, bo Wojtkiewicz w pewnym momencie, na dwa, trzy lata mniej więcej przed śmiercią, zmienia technikę i zaczyna stosować coraz częściej technikę tempery na płótnie.
To jest w ogóle bardzo ciekawe i można by się zastanowić dlaczego. Przede wszystkim chodziło jemu o uzyskanie efektu matowości i wyrazistości, bo olej daje możliwość miękkich przejść. Natomiast tutaj w przypadku stosowania tempery rzeczywiście ten efekt jest zupełnie inny.
Czy można powiedzieć, że wystawa w Berlinie jak gdyby otworzyła mu drzwi na świat?
- W pewnym sensie tak, tylko czy dzisiaj świat pamięta o Wojtkiewiczu?
No właśnie…
- Myślę, że nie i myślę, że stworzenie porządnej wystawy retrospektywnej, takie pokazanie twórczości Wojtkiewicza, byłoby dobrym pomysłem na niezłą promocję polskiej sztuki, bo jego sztuka ma w sobie ogromny uniwersalizm.
Nie dziwię się, że świat zachodu nie potrafił do końca zrozumieć wielkiej wystawy Jacka Malczewskiego, bo trudno zrozumieć mieszkańcom zachodu sztukę tak nasyconą polskością, takim specyficznym symbolizmem, jaka jest choćby u Malczewskiego. Wojtkiewicz jest dla mnie pewnym malarstwem snu, surrealizmem wręcz. Tam jest oczywiście ekspresja, jak najbardziej, bo tam jest charakterystyczny koloryt, albo jest sztuka wrażeń, może wyobraźni, może tego co gdzieś jest ulotne.
Ten obraz, o którym dziś mówimy „Cyrk - przed teatrzykiem” jest do obejrzenia w Muzeum Narodowym w Warszawie. W ogóle obrazy Wojtkiewicza są rozsiane po Polsce.
- Tak, bo nawet niekiedy i mniejsze muzea też posiadają jego twórczość. Nie wiem dlaczego tak się zdarzyło, możliwe że to wynika z tego, że zostały one zakupione po jego śmierci w bardzo różny sposób, nie wiemy dlaczego. Warto też wspomnieć, że on prowadził dziennik, bardzo charakterystyczny.
Który został przez jego matkę złożony w trumnie.
- No właśnie i to nie tylko sam dziennik, ponieważ jego mama z nim do trumny złożyła również wiele szkicowników jego prac. Szkoda tego, może rzeczywiście taka była wola artysty, tego nie wiemy. Może on sam nie chciałaby aby ktokolwiek poznawał jego wewnętrzny świat, świat tego jego pokoju dziecięcego. Ale właśnie szkoda tych rysunków.
Należałoby się też zastanowić, gdyby dłużej żył, co by dalej stworzył, w jakim kierunku podążałby ten artysta. Patrząc na tę twórczość, to ona jest w pewnym sensie bardzo skończona i bardzo rozpoznawalna. To jest wspaniałe u Wojtkiewicza, że patrząc na jego obrazy od razu wiemy kto je namalował.