Wybory - kampania wyborcza

Rozmowa Dnia

Kapitan Paweł Banasiak

2024-08-19
Paweł Banasiak/fot. mg, archiwum

Paweł Banasiak/fot. mg, archiwum

Rozmowa dnia 19

Poszukują wyzwań, chcą przeżyć ekstremalną przygodę, niektórzy myślą o dalszej wojskowej karierze. Dla wszystkich obrona ojczyzny jest ogromną wartością. Ponad setka ochotników wcielonych do Wojsk Obrony Terytorialnej złoży w najbliższy weekend w Bydgoszczy przysięgę. Co ich czeka później i co trzeba zrobić, by zostać terytorialsem?

Między innymi o tym w „Rozmowie dnia”. Naszym gościem był kapitan Paweł Banasiak, oficer prasowy 8. Kujawsko-Pomorskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Rozmawiał z nim Michał Słobodzian.

– Terytorialsem może zostać każdy posiadający obywatelstwo polskie, niekarany za przestępstwo umyślne – powiedział kapitan. – Szeregowi mogą mieć do 60 lat, podoficerowie i oficerowie do 63 lat. Rejonowa Wojskowa Komisja Lekarska weryfikuje, żeby ta osoba była zdrowa pod względem fizycznym i psychicznym, wtedy jest zdolna do służby – dodał Banasiak.

Zanim potencjalny kandydat dostanie się do WOT-u, musi przejść rozmowę kwalifikacyjną. – Warto się do niej przygotować, jest dostępny stu stronicowy dokument z podstawową wiedzą. Te elementy są poruszane w Wojskowym Centrum Rekrutacji. Po rozmowie można wskazać rekruterowi, na jakie stanowisko najlepiej skierować kandydata – zaznaczył nasz rozmówca.

Wojska Obrony Terytorialnej dla wielu mogą być przygodą. Służba niesie za sobą też korzyści. – Dodatek za gotowość bojową wynosi 600 złotych. Za każdy dzień szkolenia wypłacane jest 172 złote. W niektórych okolicznościach żołnierz może otrzymać 78% zniżki na przejazdy koleją i komunikacją miejską. Mają oni też dostęp do bazy sportowej na terenach naszych batalionów. Ze względu na uczestnictwo w szkoleniach pracodawca nie może zwolnić żołnierza – powiedział kapitan.

Kandydaci muszą jednak mieć świadomość, że służba to też obowiązki, w tym te najważniejsze, podczas wojny. – W czasie wojny bronimy naszego stałego rejonu odpowiedzialności i zabezpieczamy przemarsz przez nasze województwo wojsk operacyjnych. Jeżeli zaszłoby taka konieczność, bronimy regionu. Mamy ostrą amunicję, mamy broń, do tego jesteśmy przeznaczeni – przyznał Banasiak.

Danuta Gadziomska

2024-08-16
Danuta Gadziomska/fot: Zdzisław Nawrat

Danuta Gadziomska/fot: Zdzisław Nawrat

Rozmowa Dnia – PR PiK – Danuta Gadziomska

Nie pytają o przeszłość, szanują prywatność, rozmową i własnym doświadczeniem ułatwiają wyjście z nałogu i wytrwanie w trzeźwości. Ruch Anonimowych Alkoholików istnieje w Polsce od 50 lat. Tylko w naszym regionie jest 150 takich grup. Dziś w Poznaniu rozpoczynają się jubileuszowe uroczystości. Przy tej okazji w Rozmowie Dnia rozmawialiśmy o tym, co jest siłą ruchu AA. Gościem była Danuta Gadziomska, toruńska psychoterapeutka.

– Jest coraz więcej osób chcących zmienić swoje życie, właśnie w taki sposób. Dla mnie wspólnota Anonimowych Alkoholików to jest przedłużenie terapii, albo wstęp do niej i następnie kontynuacja rozwoju duchowego, bo bez niego przecież się nie da trzeźwieć. Jestem gorącym orędownikiem tej działalności, ponieważ alkoholik jest wyalienowany ze społeczeństwa. Tego mikro, jak i makro. Tam na mityngach, każdego dnia czekają na niego jego przyjaciele w niedoli – podkreślała Gadziomska.

Co jest mocą spotkań anonimowych alkoholików? – Prawda, prawdziwość tych osób, które biorą udział w mitingach, mówią o swojej drodze do trzeźwienia. Chciałabym jeszcze powiedzieć, że zanim przyjdziesz, to przedzwoń. Jeśli jesteś uzależniony, jeśli w twojej rodzinie jest problem. Chciałbym państwu podać numer telefonu regionalnego, który jest codziennie czynny od godziny 16:00 do 22:00. To jest numer 571 384 225. Przedzwoń, żeby dowiedzieć się, że za tym nie stoi żadna sekta. Dowiedzieć się, gdzie są mitingi, że właśnie masz tylko przyjść i nic więcej. Za podjęciem decyzji o pójściu na mityng zwykle stoi lęk. Ten sam, który każe sięgnąć po alkohol. To są dobrze znane alkoholikowi uczucia. Żeby rozbroić ten lęk, dobrze jest wcześniej przygotować się do tego, że nie pójdę tam i tam nic nie grozi. Nie muszę nic mówić, mam tylko być. Mam słuchać, jeśli chce, a jeśli nie, to opuszczę. Nikt nie będzie tego monitorował, ani oceniał, ani dawał jakiegokolwiek świadectwa swojej niechęci wobec tej osoby. Przychodzi się tam po to, żeby ratować swoje życie.

Anonimowi alkoholicy pracują zasadą 12 kroków, w niej jest wiele odniesień do Boga, więc rodzi się pytanie, czy to oferta bardziej dla wierzących. – Tu warto powiedzieć, jak to się zaczęło. To są lata 30. XX wieku. Dwóch alkoholików zauważa, że rozmowa alkoholika z alkoholikiem przynosi mu ulgę, ale w pewnym momencie to im nie wystarczało. Zaczęli się odwoływać do jakiejś siły wyższej i tutaj w tych 12 krokach mamy taki przekaz, że Bóg jakkolwiek go rozumiesz, bo każdy przecież z nas wierzy inaczej. Czy to Bóg, który jest w przekazie wiary chrześcijańskiej, czy to jest Bóg jako siła wyższa, czy jako nakaz zewnętrzny, który nie wiadomo skąd pochodzi. To prawda, że przez lata utrzymywał się i nadal utrzymuje się mit, że to jest raczej dla katolików, albo dla osób głęboko wierzących. Natomiast co z agnostykami, dla tych osób też jest miejsce. Zresztą na tym zlocie w Poznaniu również będą panele dla tych osób, które się absolutnie nie utożsamiają z wiarą. Myślę, że to jest droga dla każdego. Odwoływanie się do własnej duchowości, rozumienie swoich problemów, braku wyrażania emocji, to jest krok do zdrowienia. Jeśli jesteś uzależniony, to w szczególności jest to do Ciebie adresowane.

– Każdy ma swoje dno, są ludzie, którzy mają to dno bardzo płytko, a są tacy, którzy mają je bardzo głęboko. Nie możemy powiedzieć, że kiedy leżysz w rowie, albo siedzisz pod sklepem i w upale żebrzesz o parę groszy, żeby zapewnić sobie kolejną dawkę alkoholu, to jesteś alkoholikiem. Są wysoko funkcjonujący alkoholicy, oni mają inny poziom swojego dna, więc również te zajęcia, które się odbywają w ramach wspólnoty, one pokazują, do którego dna się zbliżyłeś. Pamiętam sytuację, kiedy zaproponowałam pewnemu alkoholikowi, który był wartościowym człowiekiem w innej dziedzinie. Miał przeprowadzić zajęcia dla mojej grupy terapeutycznej, ale warunek był jeden. To był wyjazd poza Toruń, ja go tam zawiozłam i powiedziałam „przywiozę Pana, ale nie wolno Panu pić”. Powiedział, że nie będzie i okazało się, że niestety nie wytrzymał. Jak to z alkoholem bywa. Dotrzymałam słowa, zabrałam go ponad 100 kilometrów i musiał dotrzeć na miejsce. Pół roku później zaprosił mnie na swój wernisaż i słowa, którymi mnie przywitał: „w ten sposób jeszcze nikt nigdy mnie tak nie upokorzył, jak Pani”. Od tego dnia nie wziąłem alkoholu do ust – wspominała Gadziomska. (...)

Ewa Jankowska

2024-08-14
Ewa Jankowska/fot: Agnieszka Marszał

Ewa Jankowska/fot: Agnieszka Marszał

Rozmowa Dnia – PR PiK – Ewa Jankowska

Krztusiec, odra, szkarlatyna - zapomniane choroby wracają, a zakażeń jest coraz więcej. Jaka jest przyczyna? Czy pandemia koronawirusa osłabiła naszą zbiorową odporność? Czy unikamy szczepień? O to w „Rozmowie Dnia" Polskiego Radia PiK pytaliśmy Ewę Jankowską - dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno–Epidemiologicznej w Aleksandrowie Kujawskim i wojewódzkiego konsultanta ds. epidemiologii.

– Wydawałoby się, że dzięki szczepieniom ochronnym poradziliśmy sobie z krztuścem i odrą. Jednak już w zeszłym roku zauważyliśmy wzrost zachorowań na krztusiec w grupie dzieci od 0 do 4. roku życia. Jeśli weźmiemy okres porównywalny poprzedniego i tego roku, czyli pierwsze półrocza tych dwóch lat, to zauważymy, że w zeszłym roku mieliśmy tych zachorowań 18, a w tym roku mamy 156. Wzrost jest znaczący. Okazało się, że nie jest tylko w tej grupie, ale doszła druga – od 10. do 14. roku życia. Na pewno głównym czynnikiem jest tutaj obniżenie odporności po epidemii Covid-19, ale równie wysoko plasuje się zachowanie i działanie ruchów antyszczepionkowych – wskazała Jankowska.

Czy w związku z tym coraz więcej rodziców w naszym nie zgłasza swoich dzieci na szczepienia? – Tak, mówię tu o całym województwie. Przez cały zeszły rok mieliśmy około 2,5 tysiąca rodziców, którzy nie chcieli szczepić dzieci. Tak tylko w pierwszym kwartale 2024 roku mamy 2 700. Rok temu nie zaszczepiono około 2 100 dzieci. Dla porównania od stycznia do marca bieżącego roku ta liczba wynosi już 2 500.

– Szczepienia są bardzo ważne, bo nadal to jedyna skuteczna droga na zapobieganie chorobom. Idąc w retrospekcję historii. Wiemy, że dzięki szczepieniom udało się wyeradykować ospę prawdziwą. Ona dziesiątkowała ludzkość! Nie mieliśmy żadnych innych możliwości. Udało się to nam dzięki szczepieniom. Mieliśmy możliwości wyeliminowania i w dalszym ciągu idziemy w tym kierunku, jeśli chodzi o chorobę Heinego-Medina. W latach 50. i 60. spowodowała bardzo dużo zgonów i kalectwa. Do tej pory widzimy osoby kalekie, które przechorowały ją w tamtych latach. Następna jest odra, robimy wszystko, żeby ją wyeliminować, jednak ona wraca. W tym roku mamy jedno zachorowanie rodzime w regionie. Widzimy, że niestety obniża nam się wyszczepialność – wymieniała Jankowska.

Dyrektor PSSE w Aleksandrowie Kujawskim dodała, że nadal można się szczepić przeciwko wirusowi SARS-Cov-2. – To jest bardzo ważne. Musimy mówić o dobrodziejstwie szczepień. Tak, gdzie są szczepionki, warto to zrobić. Nic nie tracimy, a możemy zyskać zdrowie. (...)

Andrzej Arndt

2024-08-13
Andrzej Arndt, szef Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w MZK. Fot. Janusz Wiertel

Andrzej Arndt, szef Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w MZK. Fot. Janusz Wiertel

PR PiK - Andrzej Arndt - Rozmowa Dnia

Czy bydgoskiej komunikacji miejskiej grozi paraliż? Związkowcy ostrzegają, że bez pomocy będą musieli wykorzystać każdą możliwość. Sytuacja w spółce jest coraz trudniejsza. Brakuje kierowców, a pracującym kończą się limity nadgodzin. W efekcie z rozkładu jazdy wypadają autobusy. Związkowcy zaapelowali o wsparcie do radnych. Co czeka bydgoską komunikację w najbliższym czasie? O tym rozmawialiśmy z Andrzejem Arndtem ze Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej, szefem Forum Związków Zawodowych w naszym regionie.

Michał Słobodzian: Paraliż autobusów i tramwajów w Bydgoszczy jest przesądzony?
Andrzej Arndt:
Bez strajku, bez jakiegokolwiek buntu załogi, właśnie taki paraliż grozi, dlatego już informujemy społeczeństwo, ponieważ rozmowy z zarządem, z Miastem, z Radą Nadzorczą nie przynoszą efektu, a sytuacja naprawdę jest tragiczna. Mamy okres letni, w którym jest zmniejszona liczba wyjazdów taborów, a już mamy braki. Jest połowa roku, mamy wykorzystany już prawie maksymalnie limit nadgodzin wszystkich naszych pracowników, więc pytamy, co będzie 1 września.

Czyli paraliż, ale nie dlatego, że wy zastrajkujecie, tylko będą wypadać autobusy i tramwaje…

Doświadczyliśmy tego dwa lata temu, kiedy załoga się zbuntowała indywidualnie, pominęła związki zawodowe, kierowcy, motorniczowie zatrzymali ruch w mieście, i widzieliśmy, jak mieszkańcy cierpieli. Cierpieliśmy na tym wszyscy, my, miasto, więc uciekamy od takich sytuacji, ale musimy społeczeństwo powiadomić o tej narastającej tragicznej sytuacji.

W liście do radnych, który opublikowała „Gazeta Wyborcza”, czytamy: „Jeśli nam nie pomożecie wybrnąć z tragicznej sytuacji, będziemy zmuszeni wykorzystać każdą prawnie zagwarantowaną możliwość do stworzenia odpowiednich warunków pracy naszym pracownikom”. To wyraźna groźba, ostrzeżenie, ale jednak o strajku, jeśli dobrze rozumiem...
Tak jak powiedziałem, strajk jest ostatecznością. Są też inne formy, o których nie chciałbym dzisiaj wspominać, które jak najmniej odczuliby mieszkańcy. Pierwsza forma, prawnie, to jest to, że publicznie pokazujemy ten problem, nie trzymamy tego wewnątrz, tylko dzielimy się ze społeczeństwem tym problem, bo liczymy na to, że również społeczeństwo nam pomoże.

Na czym głównie polega problem?
Oczywiście głównie na środkach finansowych. Podpisana w tej chwili umowa długoterminowa pokazuje, że jeszcze tylko w tym roku mamy większe środki, natomiast od przyszłego roku, mamy już następne umowy mieć obniżone. My w tym roku nie mamy [wystarczających] finansów – chcę powiedzieć, że od kilku lat wstecz umowy, które były podpisywane, nie były realizowane przez właściciela.

Co to znaczy?
To znaczy, że zarząd naszej spółki, żeby móc pokryć środki finansowe, wybierał własne środki, m.in. z kapitału zapasowego.

Te pieniądze miały być zwrócone, zostały?
Nie, niestety nie zostały zwrócone (…).

Marcin Skonieczka

2024-08-11
Marcin Skonieczka/fot. www.facebook.com/skonieczka

Marcin Skonieczka/fot. www.facebook.com/skonieczka

„Rozmowa Dnia" - Marcin Skonieczka

Co z dopłatami do kredytów hipotecznych? Czy koalicja wypracuje jakieś stanowisko w sprawie składki zdrowotnej? Czy współpraca Polski 2050 z PSL to jeszcze miłość, czy już tylko małżeństwo z rozsądku? O to pytaliśmy posła Marcina Skonieczkę z Polski 2050 Szymona Hołowni.

Agnieszka Marszał: Szymon Hołownia zapowiada, że Polska 2050 nie poprze programu „Kredyt na start". To zdanie na razie pozostaje niezmienne. Panie pośle, dlaczego chcecie milionom Polaków odebrać szanse na własne mieszkanie?
Marcin Skonieczka: No właśnie wręcz przeciwnie, my chcemy tę szanse dawać.

Jak?
Rynkiem kierują dwie siły: popyt i podaż. W Polsce mamy problem z podażą, brakuje mieszkań, dlatego my bardzo mocno chcemy wspierać społeczne budownictwo mieszkaniowe...

Ale to są mieszkania tylko na wynajem, a wie pan, że u nas wyznacznikiem życiowego sukcesu jest to, że ma się własne mieszkanie albo własny dom. Młodzi ludzie chcą mieć własne - nie wynajęte...
I kredyt na 30, czy nawet więcej lat, który jest dużym obciążeniem...

Ale to jest ich decyzja, ich wybór, a wy im trochę ten wybór odbieracie...
My uważamy, że tymi mechanizmami powinny kierować mechanizmy rynkowe. Mamy już doświadczenia kredytu 2 procent. Efekt był taki, że w efekcie ludzie na tym nie skorzystali, ponieważ wprowadzenie tego kredytu spowodowało wzrost cen na rynku. Jeżeli podaż jest taka sama, a popyt rośnie, to rosną także ceny, bo rynek dąży do równowagi.
Tutaj działają proste prawa popytu i podaży. Rozwiązanie, które jest proponowane, czyli kontynuacja tego kredytu preferencyjnego, naszym zdaniem nie rozwiązuje problemu i my chcemy zwiększyć podaż...

Ale tylko mieszkaniami na wynajem. Może państwo powinno wziąć na siebie ciężar budowy mieszkań także na sprzedaż, żeby była propozycja dla dwóch grup odbiorców...
Pracowałem w samorządzie i jednym z naszych flagowych projektów w gminie Płużnica była budowa budynku komunalnego. Na początku mieszkańcy też sceptycznie do tego podchodzili, ale gdy postawiliśmy ten budynek, okazało się, że jest bardzo dużo chętnych, że ludzie jednak chcą wynajmować mieszkania, bo to jest dużo tańsze.

Podobnie było we Włocławku, gdzie też wielkim sukcesem okazała się budowa tanich mieszkań na wynajem, ale ja cały czas będę się upierać przy tym, że jest to propozycja dla jednej grupy. Pozostaje jeszcze duża grupa osób, która, mimo wszystko, chciałyby wziąć kredyt i spłacać swoje, to co kiedyś będzie ich.
Ale jeżeli samorządy wspólnie z państwem postawią budynki komunalne, na przykład w ramach SIM - ów, to większa podaż mieszkań sprawi, że ceny na rynku komercyjnym spadną i wtedy nie będzie potrzebny kredyt preferencyjny, bo ludzi będzie stać na to, żeby kupować, będzie większa oferta, będą mieli tańsze mieszkania. My musimy spowodować, żeby ceny na rynku spadły...

Tyle, że to się nie stanie w rok czy dwa...
Ten proces już został rozpoczęty. W całej Polsce powstały SIM-y, czyli Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe. W naszym województwie mamy między innymi SIM KZN toruński z siedzibą w Toruniu, KZN bydgoski z siedzibą w Inowrocławiu, kolejny powstaje w okolicach Włocławka - właśnie dzisiaj mamy spotkanie z samorządowcami w Lubaniu, przyjeżdża tam także prezes KZN - u i chcemy tę spółkę zarejestrować. Jest także KZN Kujawy i Pomorze z siedzibą w Brodnicy i jeszcze dodatkowo SIM „Nowy Dom" z siedzibą w Wąbrzeźnie, czyli są już powołane spółki, które mają zaprojektowane budynki. Spółki mają środki.
Projekty są w trakcie realizacji i pierwsze bloki powstają. Wiele inwestycji zostanie oddanych w tym roku, a jeszcze więcej w kolejnych latach, więc ten proces się dzieje i naszym celem, Polski 2050, jest zapewnienie środków publicznych na te właśnie inwestycje. Uważamy, że lepiej na te mieszkania dawać pieniądze samorządom, niż prywatnym deweloperom. Te same pieniądze można lepiej wykorzystać. Jeżeli my dajemy pieniądze SIM - om, to środki publiczne tak naprawdę zostają w samorządach. To są nasze wspólne pieniądze (...).

Piotr Makowski

2024-08-09
Piotr Makowski/fot. Piotr Makowski, LinkedIn

Piotr Makowski/fot. Piotr Makowski, LinkedIn

PR PiK - Piotr Makowski - Rozmowa Dnia

Wygrali wbrew wszystkiemu czy wygrają wszystko? W sobotę polscy siatkarze zmierzą się z Francją w finale igrzysk olimpijskich. O szansach, oczekiwaniach, sile naszej drużyny i emocjach w sporcie rozmawialiśmy z Piotrem Makowskim - prezesem siatkarskiego Klubu Sportowego Pałac Bydgoszcz. 

To będzie historyczny mecz. Nasza drużyna zameldowała się w finale po 48 latach. – Wiarę w zwycięstwo możemy budować na tym, co wydarzyło się w półfinałowym meczu z Amerykanami – mówi Makowski.

– Nasi zawodnicy są niezwykle silni psychicznie, pokazują olbrzymią determinację, szczególnie Fornal czy Huber, który pokazał w tym meczu naprawdę charakter – to są ludzie, którzy nie przegrywają i oni ciągną tych starszych – to jest specyficzne, że ci młodzi nadają ton tej rywalizacji. Do tego dochodzą Kurek, Leon, Łomacz, który dał świetną zmianę. Myślę, że to jest 50 proc. z małym wskazaniem na Francuzów, serce oczywiście mówi inaczej – wskazał.

Siatkarski finał rozpocznie się w sobotę (10 sierpnia) o 13.00. W Bydgoszczy będzie można go oglądać w strefie kibica na Wyspie Młyńskiej.

Małgorzata Mendelewska

2024-08-08
Małgorzata Mendelewska/fot. Małgorzata Mendelewska, Facebook

Małgorzata Mendelewska/fot. Małgorzata Mendelewska, Facebook

Rozmowa Dnia – PR PiK – Małgorzata Mendelewska

Bywają uwięzieni w domach, czasem są zagrożeniem dla najbliższych. Nie ma dla nich żadnej oferty. Sytuacja dorosłych osób z głębokim autyzmem bywa dramatyczna. Toruńska Fundacja Autyzm Polska przygotowuje się do budowy całodobowego domu dla takich osób. Potrzebuje jednak wsparcia ludzi dobrej woli. O trudnej codzienności i planach na przyszłość rozmawialiśmy z prezeską fundacji Małgorzatą Mendelewską, mamą 44-letniej autystycznej Pauliny.

Mendelewska podkreśliła w jednym z wywiadów, że „tacy rodzice jak my, marzą o tym, by ich dzieci odeszły z tego świata minutę przed nimi”. – Te myśli wynikają z doświadczenia. Czekamy kilkanaście, kilkadziesiąt lat na pomoc systemu państwa. W moim przypadku są to 44 lata, kiedy czekam, żeby ktoś po prostu pomógł nam i naszej córce. Trudno o tym mówić, ale wiele rodziców o tym myśli. Nie widzą innego rozwiązania, jak śmierć dziecka tuż przed własnym odejściem.

– Osoby nisko funkcjonują, przejawia się to silnymi zaburzeniami zachowania, agresją, brakiem komunikacji w potocznym rozumieniu. Są to osoby, które wymagają całkowitego wsparcia w każdym obszarze życia codziennego. Trzeba zatroszczyć się o elementarne potrzeby fizjologiczne, nakarmić, ubrać, przebrać. Dyżur trwa całą dobę przez kilkadziesiąt lat. W dzisiejszym systemie rodzice są zdani wyłącznie na siebie, bo nikt nie chce się zająć stroną, która jest najtrudniejsza, bo brakuje pieniędzy, terapeutów a takie dzieciaki, jak nasze dorosłe, po śmierci rodziców trafiają do szpitali psychiatrycznych, bądź do dps-ów. One są zupełnie nieprzygotowane do takiej opieki – mówiła Mendelewska.

Jednak w przypadku, gdy takie osoby są agresywne, podaje się im silne leki i próbuje się je uspokoić. – Są zapinane w pasy i pacyfikowane farmakologicznie. Po prostu wegetują, czasami przez kilkadziesiąt lat.

Małgorzata Mendelewska przeszła operację kręgosłupa po ataku swojej córki. – Trudno mi powiedzieć, co wzbudziło agresję. Nieraz wystarczy gest, słowo, niewłaściwe spojrzenie, obecność kogoś, jakiś włączony dźwięk i trudno mi jest ocenić, jak to się stało. Zaatakowała mnie w obronie, chwyciła za szyję i skończyło się, jak się skończyło. Takie rzeczy spotykają nas codziennie. Zachowania naszych dzieciaków są nieprzewidywalne.

Mama Pauliny przez wiele lat nie patrzyła córce w oczy. – Osoby autystyczne nie bardzo lubią kontakt wzrokowy. Nauczyłam się rozmawiać z nią, patrząc w drugą stronę, spuszczając wzrok, zachowując do tego odpowiednią intonację, bo ta niewłaściwa również powodowała niepokój, zagrożenie i lęki.

– Wizyta u lekarza to prawdziwy horror. Dzisiaj musimy podjąć działania zmierzające do kolejnej wizyty stomatologicznej. Żeby mogło dojść np. do wizyty stomatologicznej, wszystkie zabiegi są robione w całkowitym znieczuleniu. Nasza córka nie da się zbadać, zbliżyć lekarzowi. To my ją badamy z mężem, my jesteśmy jej lekarzem, obserwujemy ją. Myśląc, że przekazujemy właściwą informację lekarzowi. Jednak, żeby przetransportować córkę do szpitala, rozpoczynamy usypianie jeszcze w domu. Premedykację, która przygotowuje do zabiegu, rozpoczynamy w domu we współpracy z lekarzem anestezjologiem. Oczywiście prywatnie, bo to nie wchodzi w zakres refundacji. Na szpitalnym parkingu dostaje kolejne leki, które obezwładniają ją i dopiero jak jest nieprzytomna, jest wyciągana z samochodu w kilka osób i przewożona na blok operacyjny. To jest bardzo duże niebezpieczeństwo i nie każdy lekarz chce się zgodzić na taką formę pomocy – opisała Mendelwska.

Marek Wojtkowski

2024-08-07
Marek Wojtkowski/fot. Marek Wojtkowski, Facebook

Marek Wojtkowski/fot. Marek Wojtkowski, Facebook

Rozmowa Dnia – PR PiK – Marek Wojtkowski

Prezydent Włocławka Krzysztof Kukucki apeluje do premiera o korektę administracyjnego podziału Polski. Chce, by Włocławek tworzył województwo z Płockiem. Czy kolejna reforma administracyjna jest możliwa? Co oznaczałaby dla miasta, regionu i kraju? O to pytaliśmy Marka Wojtkowskiego - do niedawna prezydenta Włocławka, obecnie członka zarządu województwa kujawsko-pomorskiego.

Agnieszka Marszał: Prezydent Włocławka, Krzysztof Kukucki napisał do premiera list w sprawie korekty administracyjnego podziału Polski. Chce, by Włocławek utworzył województwo z Płockiem, zatem przestał być częścią województwa kujawsko-pomorskiego. Czy to jest w ogóle możliwe? Czy kolejna reforma wchodzi w grę? Co ta zmiana oznaczałaby dla miasta, regionu i Polski? Czy pan sobie to wyobraża?
Marek Wojtkowski: Nie wyobrażam sobie tej reformy administracyjnej, ponieważ jestem człowiekiem, który twardo stąpa po ziemi. Ostatnia reforma administracyjna, duża reforma administracyjna miała miejsce w roku 1998 roku, a w styczniu 1999 roku weszła w życie.
Jej efektem było utworzenie szesnastu dużych województw, w tym województwa kujawsko-pomorskiego. Pamiętam ten czas - dyskusja toczyła się przez kilka lat. Były spory, były różne projekty. Dyskutowano m.in. nad tym, czy Włocławek ma być częścią województwa kujawsko-pomorskiego. Mówiło się o dużym województwie pomorskim, były również dyskusje, czy być może Włocławek powinien zostać włączony do województwa łódzkiego i mazowieckiego. I to, co się wtedy wydarzyło było efektem wielu rozmów i przede wszystkim konsensusu, który został zawarty. Przypomnę, że w tym czasie za reformy odpowiadał rząd AWS-u z premierem Buzkiem na czele, a prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. To porozumienie zagwarantowało, że taki podział administracyjny został zrealizowany.

Agnieszka Marszał: Ale to było 25 lat temu. Może już czas na zmiany? Polska w tym czasie się zmieniła, dynamicznie zmieniła się rzeczywistość. Krzysztof Kukucki zwraca uwagę, że rosną w siłę metropolie, które przejadają dużo pieniędzy i odbierają szansę rozwoju mniejszym miastom, miastom średnim, które na reformie administracyjnej w 1998 roku straciły, np. Włocławek.
Oczywiście, ja rozumiem aspiracje Włocławka i będę je wspierał, natomiast jest pytanie o realność tego projektu. Przede wszystkim: tak się nie robi, bo przypomnę, że Krzysztof Kukucki jest szefem Lewicy we Włocławku i pytanie: jak ustosunkowują się do tego pomysłu władze jego rodzimej partii, które przecież są w tej chwili w koalicji większości rządowej...

Tego nie wiadomo, bo Krzysztof Kukucki mówi, że to jest pomysł apolityczny i samorządowy...
Drodzy państwo, tutaj nie ma żadnych pomysłów apolitycznych, czy samorządowych. My, jako samorząd województwa kujawsko-pomorskiego, ja, zarząd, marszałek, dowiedzieliśmy się o tym z mediów. Nie sądzę, żeby o tym był poinformowany wojewoda i wicewojewoda, notabene szef wojewódzkiej Lewicy we Włocławku. Nie sądzę, żeby ten pomysł był konsultowany, chociażby z prezydentem Płocka, tym bardziej z marszałkiem województwa mazowieckiego, czyli marszałkiem Adamem Struzikiem. Tak się tego po prostu nie robi. Nie rzuca się w eter słów, które mogą uczynić wiele złego, mogą namieszać, natomiast nie mają żadnych szans na realizację. Pamiętamy czas, kiedy w Polsce było 49 województw, w jaki sposób one zostały wytworzone - doskonale wiemy...

Ale Krzysztof Kukucki na naszej antenie mówił Markowi Ledwosińskiemu, że właśnie po tej reformie z 1975 roku Włocławek rozwijał się prężnie, zresztą włocławianie sami też te czasy wspominają. Cały pojawiają się reminiscencje tego czasu świetności przemysłowego Włocławka i nadal jest za tym czasem tęsknota. Może to jest uderzenie w tę czułą nutę?
Nie, to jest odgrzebywanie złych emocji, które mogą wprowadzić wyłącznie zamieszanie. Przypomnę, że od co najmniej trzech miesięcy Krzysztof Kukucki jest prezydentem miasta, i to na jego barkach spoczywa ciężar dynamicznego rozwoju Włocławka, żeby Włocławek znalazł należne sobie miejsce, jako trzecie miasto w województwie (...). To nie jest czas na tego typu dyskusje. W tej chwili trzeba zakasać rękawy i wziąć się po prostu do pracy. Poza tym, jest mało prawdopodobne, by premier Donald Tusk poważnie potraktował ten apel. Dziś są inne problemy do rozwiązania (...).

Paweł Bukowski

2024-08-06
Paweł Bukowski/fot: Facebook, zrzut ekranu, Kujawsko-Pomorski Urząd Wojewódzki

Paweł Bukowski/fot: Facebook, zrzut ekranu, Kujawsko-Pomorski Urząd Wojewódzki

Rozmowa Dnia – PR PiK – Paweł Bukowski

Co dalej z terminalem przeładunkowym pod Bydgoszczą? Spółka przygotowująca inwestycję nie ma pieniędzy. Posiedzenie udziałowców dotyczące jej przyszłości było już kilka razy przekładane. Tymczasem terminal ma być jedną z najważniejszych inwestycji dla rozwoju naszego regionu. Kto powinien prowadzić projekt i ile może on kosztować? Gościem „Rozmowy Dnia” był Paweł Bukowski, prezes Spółki Terminal Intermodalny Bydgoszcz – Emilianowo.

„Terminal przeładunkowy to być albo nie być dla rozwoju gospodarczego regionu” – tak mówił w „Radiokonferencji” Polskiego Radia PiK wicemarszałek województwa Zbigniew Ostrowski. Z jego opinią zgodził się prezes Bukowski. – Terminal jest konieczny i z tego zdawały sobie sprawę władze miasta. Mam nadzieję, że nadal zadają sobie sprawę. Tak samo, jak władze Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego który przystąpił do spółki.

Według szacunków inwestycja ma przynieść rocznie 500 milionów złotych. – Mam przed sobą studium pre-wykonalności dla rozwoju węzła logistycznego Bydgoszcz. Opracowanie zlecone na życzenie miasta Bydgoszczy. Korzyść dla regionu ma wynieść od 14 do 16 miliardów złotych przez 30 lat. Cytuję to opracowanie. Podkreślam, że to nie jest opracowanie spółki, ani wspólników. Dzielenie przez 30 daje nam 500 milionów rocznie.

Z drugiej strony pojawia się głosy, że spółka zarządzana przez Bukowskiego może upaść. Brakuje kilkuset tysięcy złotych do końca roku. Mówiąc wprost, projekt jest zagrożony. – Wspólnicy spółki, podpisując między sobą tzw. umowę warunkową inwestycyjną, określili w niej swoje prawa i obowiązki w stosunku do projektu. Niestety w dużej mierze nie wywiązali się z tych obowiązków. W większości tak, ale ta najważniejsza rzecz nie została zrealizowana – finansowanie projektu.

Gdy ono się pojawi, PKP wniesie swoje tereny i przejmie udziały. – Tego nie zrobiono, PKP zapisało w umowie inwestycyjnej, że wniesie aportem tereny, wyceniane przez PKP na około sześć milionów złotych i tym samym stałoby się większościowym udziałowcem w spółce. Z punktu widzenia PKP to bardzo mądre zabezpieczenie. Nie ma finansowania, nie ma aportu. Jednak wspólnicy zobowiązali się do zdobycia finansowania. Oni sami sobie narzucili taki warunek. Umowa obowiązuje i te zapisy są.

Teraz większościowym udziałowcem jest Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który zaznacza, że nie chce zarządzać tym projektem. – KOWR ma tutaj rację. Tak było od początku, KOWR zakłada spółkę, wprowadza kapitał zakładowy w wysokości dwóch milionów złotych. Merytorycznie dalej prowadzi to PKP i Park Przemysłowo-Technologiczny od strony organizacyjnej. W PKP trwają działania, zmierzające do pozyskania drugiej części terenu od Lasów Państwowych i wskazało tereny na zamianę. Jeśli chodzi o drugą część terenu potrzebnego na terminal, to jest osobny wątek, ale tu wszystko jest wykonane, jeśli mówimy o pozyskaniu terenów, jest zgoda odpowiednich ministerstw. PKP wytypowało tereny i trzeba je zamienić, ale wciąż nie ma finansowania dla projektu. PKP, opierając się na umowie, nie zrobi tego. Takie jest moje zdanie, jak i PKP.

Spotkanie udziałowców zostało odroczone do końca sierpnia. Czy w tym miesiącu zapadną ostateczne decyzje? – Zgromadzenie wspólników 31 lipca zostało przerwane. Druga część ma się odbyć 29 sierpnia. Uzasadnienie KOWR-u było takie, że potrzeba decyzji ministra rolnictwa, która ma zapaść w tym czasie. Myślę, że ta decyzja będzie dotyczyła sprawy 500 tysięcy złotych, czyli kwoty potrzebnej na funkcjonowanie spółki do końca roku. To było już wspominane w mediach. Trzeba podkreślić, że to nie jest kwota na realizację projektu, nawet nie na wykonanie projektów budowlanych. Te pieniądze są potrzebne po to, żeby „ukraść” trochę czasu.

Grzegorz Boroń

2024-08-05
Grzegorz Boroń/ Fot. Tomasz Kaźmierski

Grzegorz Boroń/ Fot. Tomasz Kaźmierski

„Rozmowa Dnia" - Grzegorz Boroń

Jakie są największe problemy i wyzwania z zakresu ochrony środowiska w naszym regionie? O to pytaliśmy Grzegorza Boronia, nowego prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Toruniu.

W lipcu Ministerstwo Klimatu i Środowiska przeprowadziło konsultacje społeczne programu „Mój rower elektryczny”. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej planuje przeznaczyć na dopłaty do zakupu elektrycznych jednośladów 300 mln zł.
- Od początku lipca dostępne są środki, trwa nabór organizowany zresztą przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej - mówi Grzegorz Boroń, prezes WFOŚiGW Toruń. - Pieniądze mogą być przeznaczone na badania stanu środowiska, na to, co wcześniej nie było możliwe do zrobienia. Miasto przygotowuje się do złożenia wniosku. Oczywiście jest cały szereg problemów z tym związanych, ale biorąc pod uwagę konieczność działania w celu ochrony zarówno mieszkańców, jak i środowiska rzeki Wisły, tego tematu też nie możemy odpuścić.

Jak mówił Grzegorz Boroń, to kolejny krok do zredukowania niskiej emisji. W naszym regionie jakość powietrza to wciąż jedno z największych wyzwań w obszarze ochrony środowiska. Kolejnym jest likwidacja zanieczyszczeń po bydgoskim Zachemie.


Zobacz także

Powstanie więcej tanich mieszkań na wynajem – to obietnica włocławskiej Lewicy

2024-03-15, 20:36

Minister Buczyńska poparła Beatę Gurbin (Trzecia Droga) w wyborach do sejmiku

2024-03-15, 20:21

Trzecia Droga obiecuje sprawną komunikację między Fordonem a centrum Bydgoszczy

2024-03-15, 18:34

Spotkania Zaleskiego w szkołach to element kampanii? Jest zawiadomienie do prokuratury

2024-03-15, 17:22

Kosiński: Prezydent opóźnia przebudowę ulic Mniszka. Glamowski: wszystko jest w terminach

2024-03-15, 15:53

Pięć miast, 27 osób, w tym sześć kobiet. Oto kandydaci na prezydentów w naszym regionie

2024-03-15, 12:37

Paweł Gulewski o biznesie. Stawia na kształcenie i rozbudowę stref przemysłowych

2024-03-15, 11:43

Prezydent Grudziądza na osiedlu Rządz. Zapowiada przyszłe inwestycje w tej dzielnicy

2024-03-15, 10:32

Nieodpłatne audycje wyborcze: czekamy na wnioski komitetów wyborczych

2024-03-15, 09:33

Kandydat Konfederacji na prezydenta Torunia wzywa przeciwników do debaty

2024-03-15, 09:00
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę