Joanna Czerska-Thomas
Maciej Wilkowski: Czy decydując się na start w tym prezydenckim wyścigu, włożyła Pani kij w mrowisko?
Joanna Czerska-Thomas: Wygląda na to, że tak. I bardzo się z tego cieszę, bo nic nie rozwija bardziej miasta, niż kilka sprzecznych czy dobrze napędzających się motorów.
Bo przypomnę: Pani kontrkandydatami w tym prezydenckim wyścigu będą Łukasz Schreiber i Rafał Bruski. A co zdecydowało, że podjęła Pani taką decyzję?
Zdecydowali mieszkańcy i mieszkanki. Ze względu na to, że Bydgoszcz niestety jest najbardziej wyludniającym się miastem w Polsce – jesteśmy na niechlubnym pierwszym miejscu – okazało się, że prawie 80 proc. młodych ludzi myśli o wyjeździe z Bydgoszczy i dla mnie to jest tragedia, dlatego trzeba ich zatrzymać i sprawić, by Bydgoszcz była jak magnes również dla nich.
A jeszcze w październiku była Pani na listach Koalicji Obywatelskiej w wyborach do Sejmu. Mamy marzec i już jest Pani przeciwniczką Koalicji Obywatelskiej akurat w tej rywalizacji.
No, przypomnijmy, że tak naprawdę Trzecia Droga stanowi część dużej koalicji właśnie po tych wyborach jesiennych. Jeżeli chodzi o zmiany u mnie – no, szanowni Państwo, byłam w polityce w Nowoczesnej i postanowiłam w ogóle wejść do polityki, dlatego, że Nowoczesna bardzo stawiała na przedsiębiorców. Ta formuła już się skończyła – jeszcze dodam, że byliśmy w opozycji do ówczesnej Platformy – i postanowiłam zrezygnować z polityki, natomiast nie ukrywam, że po drodze pojawiła się propozycja Trzeciej Drogi, która właśnie na przedsiębiorców i na rozwój Bydgoszczy stawia.
A Pani właśnie przed chwilą wspomniała, że na szczeblu rządowym tworzycie koalicję. To co się stało, że tej koalicji nie jesteście w stanie tworzyć na poziomie lokalnym, na poziomie Bydgoszczy w tym przypadku.
Uważam, że Bydgoszczy potrzebny jest prezydent z wizją, ktoś, kto rozwinie w tej chwili Bydgoszcz. Potrzebujemy tego, potrzebujemy rozwoju, potrzebujemy wizji na lata, a nie tylko na najbliższą kadencję. Potrzebujemy dużych firm, potrzebujemy powrotu otwartego urzędu. Ja się wsłuchuję po prostu w głosy mieszkańców, którzy wprost powiedzieli: jeżeli będzie dwóch kandydatów, to my nie idziemy w ogóle na wybory. Bo musimy sobie wyjaśnić, że to nie są wybory do Rady Miasta, to nie są nawet wybory do powiatu. Ludzie przychodzą głosować na prezydenta...
Miasta.
Miasta. I jeżeli nie mają na kogo głosować, a mnóstwo młodych ludzi tak mi powiedziało…
To nie idą na wybory?
To w ogóle nie pójdą na wybory (...).