Marcin Sypniewski
Maciej Wilkowski: Konfederacja wystartuje w wyborach 7 kwietnia pod szyldem Bydgoskiej Prawicy. Jak napisał kandydat na prezydenta, Łukasz Schreiber, „ to lokalne porozumienie PiS, Konfederacji, działaczy Solidarności, a także konserwatywnych stowarzyszeń i wielu osób bezpartyjnych, którzy chcą w Bydgoszczy prawdziwej zmiany." Dlaczego, panie Marcinie, Konfederacja znalazła się w tym gronie oprócz tego, że chcecie prawdziwej zmiany.
Marcin Sypniewski: Jest to pierwsze chyba w historii Bydgoszczy tak szerokie porozumienie – komitet wyborczy wyborców, czyli lista tak naprawdę obywatelska, i tutaj nie ma żadnej koalicji, tylko jest porozumienie wszystkich środowisk, które mają serce po prawej stronie, i którym nie podoba się Bydgoszcz zarządzana przez prezydenta Bruskiego. Pierwszy raz zdecydowaliśmy, że nie ma sensu się dzielić, tylko w jedności siła i spróbować powalczyć o Bydgoszcz, przedstawić swoją wizję Bydgoszcz.
Czyj to był pomysł? Kto wyszedł z propozycją?
W zasadzie te rozmowy tak rozpoczęły się z obustronnym zamiarem.
Zawsze jest ktoś, kto pierwszy wychodzi z propozycją. To pan, czy Łukasz Schreiber?
W Polskim Radiu PiK byliśmy na debacie, po tej debacie zaczęliśmy rozmawiać i umówiliśmy się na spotkanie – w ten sposób to się zaczęło. Osiągnęliśmy porozumienie. Okazało się, że na gruncie tych spraw bydgoskich, spraw lokalnych łatwiej się nam dogadać. Na poziomie ogólnopolskim byłoby to niemożliwe, natomiast to, jak wygląda Bydgoszcz, a jak chcielibyśmy, żeby wyglądała, okazało się że nas łączy.
A czy gdzieś jeszcze oprócz Bydgoszczy doszło do takiego wyborczego połączenia sił?
Nie, z tego co co wiem to jesteśmy unikatem w skali kraju. Nie wiem, jak na poziomach bardzo niskich, bo w samorządach gminnych ta wielka polityka jest mało obecna i tam różne konfiguracje się zdarzają, natomiast w dużych miast jest to jedyna taka sytuacja, że startujemy wszyscy na jednej liście.
Jeśli w Bydgoszczy doszło do takiego porozumienia, to proszę mi powiedzieć, dlaczego do takiego porozumienia nie doszło w Toruniu w Grudziądzu, w Inowrocławiu?
Ciężko mi tutaj odpowiadać za kolegów z Torunia. W Toruniu mamy w ogóle specyficzną sytuację, bo tam przecież jest prezydent miasta, który we wszystkich wyborach do tej pory miał konkurentów w postaci swojej wiceprezydentów z PiS-u i z Platformy. Tam jest jeden wielki front jedności narodu i ciężko oczekiwać, żeby koledzy chcieli współpracować, bo im się nie podoba to, jak Toruń jest zarządzany (...).
To jest porozumienie bydgoskie, porozumienie na poziomie miasta, ale czy również rozmawialiście o wspólnym starcie, o wspólnych listach na przykład do powiatów, do sejmiku.
Nie, Konfederacja na poziomie ogólnopolskim oczywiście startuje do sejmików razem z bezpartyjnymi samorządowcami. Jest komitet wyborczy Konfederacja i Bezpartyjni samorządowcy i będziemy wystawiać listy do sejmików w całym kraju. Te wybory są polityczne, tak jak mówiłem, na poziomie ogólnopolskim nie jesteśmy w stanie się porozumieć, chociażby z PiS-em, natomiast udało nam się porozumieć ze środowiskiem bezpartyjnych samorządowców i tak poszerzyliśmy formułę Konfederacji, wystawiamy listę w całym kraju – także do sejmiku województwa kujawsko-pomorskiego będziemy zgłaszać listy.
Ale ci bezpartyjni samorządowcy się teraz odcinają, to o których mówimy?
Jest grupa, która ma partię Bezpartyjni Samorządowcy i oni uważają, że tylko ktoś, kto jest członkiem, czy popiera partię Bezpartyjni Samorządowcy jest bezpartyjnym samorządowcem. Mnie zawsze się wydawało że bezpartyjny samorządowiec to jest taki człowiek, który nie należy do partii, ani nie popiera partii. U nas są rzeczywiście ci samorządowcy, którzy są rzeczywiście bezpartyjni, nie należą do żadnej partii i dlatego z nimi współpracujemy (...).