Ewa Czaczkowska
Marcin Kupczyk: Tydzień temu pożegnaliśmy emerytowanego papieża Benedykta XVI. Jaki to był pontyfikat?
Ewa Czaczkowska: To był silny, mocny, stanowczy papież - wbrew temu, co niektórzy twierdzą. Ale to był też, z wielu względów, trudny pontyfikat. Po pierwsze - z powodu kryzysu w Kościele i wielu ogromnych problemów, które się zarysowywały już pod koniec pontyfikatu Jana Pawła II, a nawet wcześniej, a wybuchły właśnie w czasie pełnienia urzędu przez Benedykta XVI. Był też trudny z uwagi na wielkiego poprzednika Jana Pawła II oraz z tego powodu, że sam Benedykt XVI nie widział się na tej funkcji - nie w tym sensie, że źle ją sprawował – ale, że był już 78-letnim człowiekiem i na pewno brakowało mu sił.
Ocenia się, że pontyfikat przypadł na trudne czasy, ale przecież o epoce Jana Pawła II możemy powiedzieć to samo, a i pewnie czasy Franciszka też będzie można ocenić jako niełatwe? Ale co wyróżnia lata, które przypadły właśnie Benedyktowi XVI?
- Sam Benedykt XVI powiedział - już po swoim ustąpieniu - że to był czas „pomiędzy”, „papież między czasami” - że już nie należał do przeszłości zamkniętej przez Sobór Watykański II, a jednocześnie był jeszcze przed tym, co - jak prorokował - czeka Kościół w przyszłości, czyli jego znacznego ograniczenia, zmniejszenia do wręcz małych wspólnot, nawet w pewnych częściach świata - zejścia do katakumb. Z jednej strony więc to był czas „pomiędzy”, a jednocześnie wybuchły wtedy wielkie problemy w Kościele. Chodzi przede wszystkim o skandale pedofilskie, które ujawniły się z wielką siłą - z racji tej, że właśnie były prowadzone dochodzenia, badania, raporty. I tutaj papież Benedykt XVI podjął znaczące decyzje, które miały oczyścić Kościół z tego typu skandali i wyznaczyć działania na przyszłość dla kościołów lokalnych, żeby nie dochodziło do takich sytuacji, a jeżeli już dojdzie, to żeby winni od razu byli ukarani. Tutaj można byłoby wymieniać - przede wszystkim to kwestia, już wcześniej za Jana Pawła II, przeniesienia spraw księży dopuszczających się przestępstw seksualnych wobec nieletnich – z kościołów lokalnych do Kongregacji Nauki Wiary. Później doszła kwestia wydłużenia czasu przedawnienia z 10 do 20 lat tych spraw, po osiągnięciu pełnoletności przez ofiarę takiego przestępstwa.
Kolejna ważna kwestia, o której rzadziej się mówi - papież Benedykt XVI wprowadził zakaz przyjmowania do seminariów duchownych osób czynnych homoseksualnie, czy też bardzo mocno osadzonych w kulturze gejowskiej. Dlaczego? Bo według raportów i statystyk osoby o tych skłonnościach, tych preferencjach, o tej orientacji częściej dopuszczały się tego typu przestępstw wobec chłopców. Chcę tu mocno podkreślić, że dotyczy to tylko części duchownych, którzy mają na sumieniu tego typu przestępstwa. Ale ta decyzja Benedykta XVI spotkała się z dużą krytyką nie tylko poza Kościołem, ale również w części środowisk w Kościele. Niektóre kościoły lokalne nie chciały jej wykonywać.
To też mocno wpłynęło na pontyfikat - w tym sensie, że był on z wielu stron krytykowany. Dzisiaj nie można o tym zapominać, bo patrzymy na Benedykta XVI z 10-letniej perspektywy po ustąpieniu.
Nie sposób uciec od sprawy abdykacji, bo nie zdarzało się to od XV wieku. Dlaczego Pani zdaniem Benedykt XVI ustąpił po 8 latach, a decyzję podjął jeszcze rok wcześniej?
- Benedykt XVI ustępując powiedział, że brakuje mu sił. Bez wątpienia była to decyzja przemyślana i nie mamy powodu, żeby mu nie wierzyć, bo to był człowiek już ponad 80-letni, człowiek stary, który mierzył się z ogromnymi problemami w Kościele. (…)
Benedykt XVI był silnym człowiekiem, o silnej duchowości, przede wszystkim był silny wiarą w Boga, ale zabrakło mu po ludzku sił fizycznych, żeby unieść ten urząd. Podjęcie takiej decyzji też świadczy o jego sile - że był w stanie tak zdecydować po wielkim papieżu, Janie Pawle II, który do końca „był na krzyżu” i pełnił swój urząd. Żeby to zrobić, trzeba było być naprawdę wewnętrznie silnym i przekonanym duchowo, że podejmuje się właściwą decyzję. Po latach Benedykt XVI mówił w jednym z wywiadów, że dzisiaj zrobiłby to samo. (...)