Juliusz Gałkowski
Michał Jędryka: Powodem, pretekstem do naszej rozmowy jest artykuł, który Pan napisał w „Teologii Politycznej”, dlatego że pisze Pan o kulcie Dzieciątka Jezus, który jest widoczny w sztuce, w społeczeństwie – ale właśnie, czy widoczny? Czy widoczny również w naszej codziennej pobożności? I czy widoczny w kulturze? Można się o to trochę spierać. Pisze Pan, że on trochę zanika, ale z drugiej strony – mamy święto Trzech Króli, właśnie przechodzą ulicami miast Orszaki Trzech Króli. To może jednak jakaś nadzieja na utrzymanie tego kultu Dziecięcia Bożego istnieje?
Juliusz Gałkowski: Można powiedzieć tak: ten kult, z bardzo rozmaitych powodów, o których warto będzie sobie powiedzieć parę słów, jest bardzo słaby, żeby nie powiedzieć: zapomniany, ale z drugiej strony myślę, że akurat polska kultura, polska pobożność, pewne elementy przechowała. One są obecne właśnie w tym okresie, który teraz przeżywamy, czyli w okresie Bożego Narodzenia. Śpiewamy kolędy, gdzie mówimy o Dzieciątku złożonym w żłobie, mówimy o czułej miłości macierzyńskiej Matki Bożej, wreszcie mówimy o tych wszystkich ludziach, którzy do tego Dzieciątka przychodzą. Ale proszę zwrócić uwagę: kiedy ja używam słowo „Dzieciątko” czy kiedy bym mówił o „Jezusku”, to brzmi to w obecnych czasach…
Infantylnie...
Właśnie, jakoś w ten sposób nie mówimy. To małe dzieci mówią o Jezusku albo „stare dewotki” mówią o Jezusku, a my nie, my jesteśmy „wielkimi chrześcijanami” i w ogóle „poważnymi ludźmi” i byle jak mówić nie chcemy...
A z drugiej strony jako Kościół pochowaliśmy papieża Benedykta, który napisał książkę o dziecięctwie Jezusa, czyli chyba widział to, o Pan widzi: że trochę tego brakuje.
Zdecydowanie brakuje. Benedykt XVI, który napisał wspaniałą „biografię” – to może nie jest dobre słowo – wspaniałą książkę o Jezusie z Nazaretu, bardzo dużą część poświęcił problemowi Jego dzieciństwa, jak również problemowi tego, czym ono dla nas powinno być. Proszę pamiętać, że to jest taka wspaniała medytacja, to nie jest tylko książka teologiczna (…) Wydaje mi się, że to, co najważniejsze w tym kulcie i to, co właśnie św. pamięci papież Benedykt podkreślał, to jest to, że mamy tu do czynienia jednak z wielką tajemnicą – z jednej strony Wcielenia, co już samo w sobie przekracza nasze rozumienie, a z drugiej strony z tajemnicą tego, co nazywamy kenozą – wielkiego uniżenie Tego, który zrezygnował z boskości, bo dołączył do naszej ludzkiej nędzy, łącząc w jednym boskość i człowieczeństwo (…).
Lubimy narzekać na komercjalizację świąt i ona rzeczywiście niestety jest w kulturze, ale z drugiej strony mamy w tej tradycji polskiej i nie tylko polskiej, to „przedłużenie” świąt aż po Nowy Rok, święto Trzech Króli, aż po 2 lutego. Jednak jest długi okres, w którym możemy zastanawiać się, co naprawdę wynika z tych świąt dla naszej kultury, dla naszego myślenia o cywilizacji, o naszym człowieczeństwie?
Przede wszystkim to, co jest chyba najpiękniejsze w kulcie Dzieciątka Jezus – one mają wspaniałe nazwy w różnych językach. Na przykład w Czechach, w Pradze czeskiej jest sanktuarium Jezulatka – to pięknie brzmi, prawda? Jest taki bardzo ważny element – odkrywamy, że nie tylko siła, nie tylko potęga, nie tylko moc się liczy, właśnie nasze relacje z Panem Bogiem mogą być oparte na czułości, na jakiejś bardzo intymnej więzi, czyli na czymś, nad brakiem czego wielokrotnie płakało wielu autorów, tych najdawniejszych, płakało. Bardzo byśmy chcieli, żeby nasze relacje z Panem Bogiem-Stwórcą były przyjazne, a nie tylko na zasadzie poddaństwa – i ten kult nam to ofiarowuje. Nie tylko w okresie Bożego Narodzenia, ale również poza Bożym Narodzeniem powinnyśmy o tym pamiętać (…).