Gościem „Rozmowy dnia” był deputowany do Parlamentu Europejskiego – Ryszard Czarnecki – prywatnie zięć zmarłego kilka dni temu Mirosława Hermaszewskiego. Jednym z tematów jest afera korupcyjna w Brukseli.
Magdalena Ogórek: Na samym początku chciałabym na Pana ręce przekazać najserdeczniejsze kondolencje z uwagi na śmierć teścia. Odszedł Mirosław Hermaszewski – polski lotnik, kosmonauta, generał brygady, pilot Wojska Polskiego. Pierwszy i jedyny w dotychczasowej historii Polak, który odbył lot w Kosmos.
Ryszard Czarnecki: Myślę, że to strata nie tylko dla rodziny, ale dla wszystkich, którzy pamiętają Mirosława Hermaszewskiego jako pierwszego polskiego i na razie ostatniego kosmonautę, ale także świetnego pilota, człowieka, który poświęcił niemałą część życia, aby upamiętnić naszych rodaków, zamordowanych na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej. Zginęli z rąk ukraińskich szowinistów na Wołyniu, ale nie tylko tam, też na Podolu, w czasie II wojny światowej, tylko dlatego, że byli Polakami. Był bardzo dobrym mężem, ojcem, wspaniałym dziadkiem, ale też duszą towarzystwa, gawędziarzem, człowiekiem pełnym humoru, sypał żartami, jak z rękawa. Ludzie lubili go jako człowieka. Był pierwszy w Polsce kosmonautą, ale nigdy z tego powodu „nie uderzyła mu do głowy woda sodowa”. Był człowiekiem skromnym i taki do końca pozostał. Napisał świetną książkę – sam, bez pomocy jakiegokolwiek dziennikarza. Był człowiekiem wielu zalet, zdolności i przeszedł do polskiej historii. Nie tylko jako Polak, który poleciał w Kosmos, ale także jako bardzo dobry dowódca.
Mam wrażenie, że generał Hermaszewski bardzo chętnie dzielił się z innymi sławą i splendorem za swoje dokonania. Często spotykał się z młodzieżą, z dziećmi. Miałam przyjemność go poznać – był bardzo otwartym, ciepłym człowiekiem.
– Lubił kontakty z ludźmi, po prostu lubił ludzi. Kochał młodzież, potrafił dużo czasu poświęcić na rozmowę z jakimś piątoklasistą. Po tym się poznaje ludzi dużego formatu, że potrafią się zatrzymać nad dzieciakami, które kiedyś być może będą kosmonautami, a może prezydentami Polski.
Dziękuję za to wspomnienie. Teraz przechodzę od razu do jądra brukselskiego, gdzie sporo się dzieje, jest fala aresztowań. Pani Eva Kaili bardzo często odnosiła się do polskiej praworządności. Okazało się, że gdzieś w jej mieszkaniu znaleziono bardzo dużo pieniędzy, sprawa zatacza coraz większe kręgi. O co chodzi?
– To największa afera korupcyjna w kręgach UE od czasu sprzed prawie 20 lat, kiedy w wyniku podobnie głośnej afery do dymisji musiała się podać cała Komisja Europejska. To się zdarzyło pierwszy raz w dziejach i ostatni zresztą. Teraz to trochę wygląda jak scenariusz filmu sensacyjnego. Setki tysiące euro w torbach plastikowych, zarzuty dotyczące udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, włoski partner pani wiceprzewodniczącej, włoski lobbysta, kiedyś poseł, który jest w tle. Dzisiaj sensacyjna dymisja innej bardzo ważnej europosłanki – przewodniczącej komisji praw człowieka, Belgijki Marii Arena, również socjalistki. Do tego uciekający samochodem z milionami euro ojciec pani wiceprzewodniczącej.
Brzmi jak film sensacyjny rodem z Sycylii. Rodzi się pytanie, czy to był jednostkowy przypadek? Jeżeli pani Kaili lobbowała na rzecz Kataru, brała za to pieniądze – bo tak ta sprawa wygląda, to czy czasem inni prominentni urzędnicy unijni, jacyś przewodniczący, komisarze mogą być poddawani tej samej presji – bo tak chciałabym to widzieć?
– Mówi się w kuluarach Brukseli o innym komisarzu, nie chcę wspominać nazwiska. Sprawa zatacza szersze kręgi. Brakuje mechanizmów, które mogą spowodować, by do takich sytuacji nie dochodziło. Jest rzeczą charakterystyczną, że ci europosłowie, którzy brali pieniądze za lobbing jednocześnie atakowali Polskę w kwestii praworządności (...).