Jan Szopiński
Michał Jędryka: 15 listopada miał miejsce incydent w Przewodowie, Polska żyje nim do dzisiaj. Jak Pan ocenia to wszystko, co się potem stało - reakcję międzynarodową na tę sytuację?
Jan Szopiński: Sytuacja pokazała, że Polacy są zjednoczeni, odpowiedzialni w swoich działaniach. Bardzo dobrze też przyjęta została nasza reakcja przez okoliczne państwa i świat. Natomiast po czasie, już po upływie kilku dni, muszą temu towarzyszyć pewne refleksje.
Cały świat był zainteresowany wyjaśnieniem tej sytuacji - czy to atak rosyjski, czy są ewentualnie za tym inne siły, czy może są sytuacje, o których do tej pory nie wiemy? Gdybym mógł skoncentrować się na kwestii naszej, wewnętrznej to po kilku dniach wydaje się jednak, że powinniśmy lepiej opracować pewnego typu procedury, które powinny funkcjonować w naszym kraju na wypadek tego typu sytuacji.
Ale wojskowe, dotyczące bezpieczeństwa czy komunikacyjne?
- Procedury komunikacyjne, bo cały nasz świat jest jedną globalną wioską i w związku z tym mieliśmy do czynienia z tego typu sytuacjami, że około godz. 19.00 pokazywały się oświadczenia rządów Łotwy, Estonii, robocza opinia Pentagonu, natomiast brak było na pewno Polakom stanowiska rządu polskiego.
Rzecznik rządu tłumaczył potem, że chodziło o to, żeby podać zweryfikowane informacje.
- Pełna zgoda, natomiast mówiłem o globalnej wiosce i w okolicach 19.00 – przypomnę - mieliśmy konferencję rzecznika prasowego rządu, który mówił o sytuacji kryzysowej i nic nie wspominał o kwestiach związanych z tą sytuacją. Natomiast inne kraje i niektóre międzynarodowe media już informowały, że nastąpił atak rakietowy itd. Również regionalne media na Lubelszczyźnie, w okolicach godziny 18.00 informowały o eksplozjach, o rosyjskim ataku rakietowym. Mówię tutaj na przykład o Kurierze Lubelskim, z którego korzystałem ja i na pewno wielu Polaków.
Lepiej więc byłoby, gdybyśmy nie musieli korzystać z propagandy szeptanej, a mieli informację rządu. Tej oficjalnej informacji nie było. Myślę, że trzeba to poprawić, bo w tak trudnym okresie czasu nie może być sytuacji wyczekiwania np. militarnego, gdy młodzi ludzie będą sobie zadawać pytanie, czy kolejnego dnia nie otrzymają powołania do wojska.
Trudno się nie zgodzić też, że im szybciej się poda informację, tym bardziej są one obarczone ryzykiem błędu.
– Zgadzam się, że trzeba było to też uzgodnić z naszymi sojusznikami - szczególnie ze Stanami Zjednoczonymi, tylko że w pewnym okresie czasu korzystaliśmy już z przekazów amerykańskich, natomiast nie było przekazu polskiego. To jest sytuacja, która musi być przeanalizowana i w sposób ostrożny powinniśmy zmienić element dotyczący procedur informowania w naszym kraju. (...)