Grzegorz Kucharczyk
Michał Jędryka: 11 listopada, Święto Niepodległości. Czy Pana zdaniem my, Polacy, wiemy, co świętujemy?
prof. Grzegorz Kucharczyk: Wydaje się, że coraz więcej Polaków wie, co świętuje, chociaż niedosyt jest, jeśli chodzi o wiedzę dotyczącą podstawowych faktów i o pewien szerszy kontekst. To było widoczne przy okazji obchodów stulecia niepodległości, kiedy często zadawaliśmy pytanie „kto?”, „co?”, „jak?”, natomiast zdecydowanie rzadziej –„dlaczego?” i „po co?”, w kontekście niepodległości (...).
Jeżeli mówimy o tych podstawowych faktach – na ile zdajemy sobie sprawę z sytuacji międzynarodowej, którą wtedy mieliśmy. Często myślimy, że odzyskaliśmy niepodległość po rozbiorach, kiedy polskie ziemie były pod władzą Rosji, Niemiec, Austrii. Pan jest specjalistą od historii Niemiec i podkreśla Pan często, że w 1918 roku mieliśmy zupełnie inną sytuację – właściwie władzę niemiecką nad polskimi ziemiami.
Tak jest, można powiedzieć, że ta odradzająca się Polska, najpierw w części dawnego Królestwa Kongresowego, potem w innych obszarach, graniczyła z Niemcami od zachodu, co nie dziwi, ale także od wschodu. Trzeba pamiętać, że jesienią 1918, na wschód od Podlasia, na ziemiach litewsko-białoruskich dawnej Rzeczypospolitej, stacjonowało kilkaset tysięcy wojsk niemieckich, które bardzo szybko chciały dostać się do swojej niemieckiej ojczyzny. Najkrótsza droga biegła przez Warszawę, więc z tym problemem musiało mierzyć się odradzające się państwo polskie, Józef Piłsudski.
Dzień 11 listopada zazwyczaj kojarzymy z przekazaniem przez Radę Regencyjną najwyższej władzy Józefowi Piłsudskiemu, który dzień wcześniej przybył do Warszawy z Magdeburga – kontekst niemiecki – ale czytając świadectwa z epoki, na przykład pamiętniki, dowiadujemy się, że dla ludzi w Warszawie dzień 11 listopada dlatego był przede wszystkim dniem świętowania, ponieważ był to dzień rozbrajania wojsk niemieckich w Warszawie. Rozbrajali ich gimnazjaliści, studenci – oni się poddawali, bo już byli częściowo mocno zdemoralizowani, bo trwała rewolucja w Niemczech. Tutaj mamy rzeczywiście do czynienia z tym kontekstem niemieckim, którego nie sposób wyabstrahować, jeżeli mówimy o pierwszych dniach, tygodniach i miesiącach drugiej niepodległości.
Piłsudskiemu często zarzuca się zbytnie związki z Niemcami, tymczasem sytuację mieliśmy taką, że na wschodzie była jeszcze armia niemiecka, która nas oddzielała od Rosji.
I priorytetowym zadaniem właśnie dla Piłsudskiego było doprowadzenie do jakiegoś układu, porozumienia z dowództwem niemieckim, tak, aby transporty tych kilkuset tysięcy wojsk niemieckich ze wschodu omijały Warszawę. Wynegocjowano porozumienie, które przewidywało, że wojska niemieckie będą wycofywać się przez Prusy Wschodnie, przez północne obrzeża Wielkopolski – co w perspektywie powstania wielkopolskiego było bardzo ważne. Czynienie zarzutu Piłsudskiemu, że od razu akredytował dyplomatę niemieckiego w Warszawie i od razu podjął rozmowy z Niemcami, bo rzekomo był agentem niemieckim, oczywiście są wyssane z palca, bo chodziło o załatwienie bardzo ważnej sprawy.