Gościem „Rozmowy Dnia” był poseł Bartosz Kownacki, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Rozmawialiśmy o sytuacji na Ukrainie po ogłoszeniu rosyjskiej mobilizacji.
Michał Jędryka: Kilka dni temu Rosja ogłosiła mobilizację. Nie wiemy, ilu dokładnie żołnierzy chce zdobyć w ten sposób Federacja Rosyjska, natomiast jedno wydaje się pewne – ta wojna wchodzi w nową fazę. Można coś przewidywać, jak będzie ona wyglądała?
Bartosz Kownacki: Po pierwsze – po raz kolejny szacunek dla służb wywiadowczych państw zachodnich, głównie Stanów Zjednoczonych, które już od dłuższego czasu wiedziały, że dojdzie do mobilizacji. To znaczy, że mają dobrze ulokowane źródła i dobrych analityków, którzy oceniają, co dzieje się w Rosji. Warto na przyszłość, gdy zadaje się pytania, co się wydarzy, słuchać tych, którzy są najlepiej poinformowani. Wracam cały czas do tego, co działo się przed 24 lutego, kiedy Amerykanie ostrzegali, a cały świat nie wierzył, że może dojść do tej wojny. Rzeczywiście wojna w jakimś sensie się zmienia, chociaż moim zdaniem – paradoksalnie – może to doprowadzić do poważnego kryzysu w Rosji i zmiany sytuacji na jeszcze bardziej na jej niekorzyść. Wyobrażamy sobie bowiem dodatkowe setki tysięcy żołnierzy, które idą na front i które –starą rosyjską doktryną – „zadeptują” Ukraińców odzyskując terytoria utracone w ostatnich dniach i tygodniach. Mogłoby to tak wyglądać – tyle, że rzeczywistość jest zupełnie inna. Rosjanie, którzy są współodpowiedzialni za tę wojnę – bo wielokrotnie podkreślałem, że to jest wojna narodu rosyjskiego, to jest mentalność rosyjska i sposób myślenia rosyjski – ci Rosjanie byli zwolennikami tego, co robi Putin, 70-80% popierało wojnę, ale tylko do czasu, dopóki sami nie musieli się w nią zaangażować. Teraz sytuacja się zmienia, ponieważ to ich dzieci albo oni sami muszą iść na front i mogą stracić życie. Wtedy zupełnie inaczej patrzy się na taką wojnę. Wiemy, że część Rosjan głosuje butami, część protestuje, choć nie jest to taka skala, która by coś zmieniła, ale tak już jest na samym początku. Jeżeli zaczną przybywać do Rosji ci, którzy uderzyli na Ukrainę – już martwi w trumnach, to nastawienie Rosjan jeszcze bardziej zacznie się zmieniać negatywnie. Jeżeli matka będzie żegnała swojego syna, a żona z trójką dzieci – męża i ojca, to się zastanowi, po co to wszystko?
Ale już 50 tysięcy takich śmierci było.
– Tak mówią Ukraińcy, że ponad 50 tysięcy, ale nawet jeśli było trochę mniej, to i tak jest dużo. To jednak byli jednak w większości żołnierze zawodowi, również z poboru. Teraz zostaną powołani ludzie, którzy od lat nic wspólnego z wojskiem nie mają, nie planowali tego, że pójdą do poboru, a teraz muszą nagle oderwać się od swoich zajęć, swojego życia, domów i rodzin, i trafić na front. Kolejny element, o którym nie do końca wiemy, jak się zakończy to kwestia przygotowania, wyszkolenia i uzbrojenia tych żołnierzy. Wszystko wskazuje na to, że Rosja ma poważne problemy z uzbrojeniem – ze sprzętem ciężkim, ale nawet z mundurami czy z butami, które były przez ostatnie dziesięciolecia rozkradane i sprzedawane. (…) Może się okazać, że nie ma butów, mundurów, kamizelek kuloodpornych i że nie ma z czego strzelać.
Od początku wojny widać, że Rosja przegrywa logistyką.
– Może się okazać, że tych ofiar będzie szybko dużo więcej, bo na front pójdzie żołnierz ze złym morale, nieuzbrojony i niewyszkolony. I może dojść do sytuacji, jakie były już w Rosji. Przecież dwie rewolucje w 1905 i 1917 roku były efektem przegranych wojen – tego, że Rosja przegrała z Japonią i nie radziła sobie w trakcie I wojny światowej. To doprowadzało do fermentu i teraz też jesteśmy na granicy. Jeżeli okaże się, że Rosja przegra z Ukrainą, uważaną za państewko łatwe do podbicia, do tego będą ofiary liczone w setkach tysięcy - na początku wojny niektórzy analitycy wskazywali, że jeżeli liczba ofiar dojdzie do 100 tysięcy – dojdzie do przełamania w myśleniu Rosjan. (...) Rosjanie mogą bardzo poważnie myśleć o użyciu jakiegoś rodzaju ładunku nuklearnego, bo nie są w stanie wygrać tej wojny w sposób konwencjonalny. Stoimy przed bardzo poważnym zagrożeniem dla całego świata i trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jak świat powinien zareagować w takiej sytuacji. Czy podkulić ogon, powiedzieć „przepraszam, nic się nie stało”, to my jednak siadamy z Putinem do stołu – szaleńcem, mordercą i zbrodniarzem, który za chwilę może użyć tego ładunku w innym regionie świata, by załatwić swoje cele? Czy jednak – przy założeniu wszelkich bardzo dramatycznych konsekwencji takiego działania – wtedy już odpowiedzieć? Moim zdaniem Zachód – i mam wrażenie, że mówił o tym Joe Biden – jeżeli nie chce doprowadzić do samounicestwienia, to powinien bardzo kategorycznie zareagować na jakąkolwiek próbę użycia takiej broni. Mam nadzieję, że są w tym zakresie prowadzone rozmowy również z innymi mocarstwami nuklearnymi, chociażby Chinami, które wierzę, że staną po stronie Zachodu, bo to byłoby złamanie pewnego tabu i doprowadzenie do unicestwienia planety. (...)