Piotr Kaleta
Magdalena Ogórek: Telewizja TVN bije na alarm. Dziennikarze prowadzą serwisy w takim duchu, jakby miałyby to być ostatnie dni tej stacji. Proszę naszym słuchaczom wytłumaczyć, o co tak naprawdę chodzi z ustawą, którą telewizja komercyjna nazwała anty-TVN?
Piotr Kaleta: To jest przedziwna sytuacja, tam jeszcze słyszymy, że jest jakiś Lex TVN, zagrożenie wolności mediów itd. Na dobrą sprawę w tej narracji chodzi głównie o to, żeby pokazać, że „niedobry PiS próbuje zawładnąć kolejnymi mediami, chce położyć rękę na media niezależne, na Internet może w przyszłości itp.”, a nic bardziej mylnego! Nam chodzi po prostu o uporządkowanie rynku medialnego w naszym kraju, by media nie dostały się w przyszłości w niepowołane ręce.
Przecież nie trudno sobie nawet wyobrazić, co by się takiego stało, gdyby na przykład Putin wpadł na pomysł, że odkupi od Amerykanów jakieś media w Polsce. Być może odkupiłaby je telewizja arabska albo chińska? Łatwo sobie wyobrazić, jakie treści w takich sytuacjach byłyby nadawane. Trzeba zwrócić uwagę, że takie ustawy funkcjonują w całej Europie i dochodzimy do sytuacji, że jeżeli cokolwiek chcemy zmienić w Polsce – a jest to podnoszenie do standardów europejskich - pojawia się niesamowity kwik na opozycji i mówienie, że PiS robi kolejny zamach.
Jako poseł ugrupowania rządzącego z przyjemnością uczestniczę w tych zamachach, bo chciałbym, żeby w polskim państwie było wreszcie normalnie, było tak, jak jak jest gdzie indziej, gdzie poszczególne rządy dbają przede wszystkim o interesy własnych obywateli i własnego kraju. Nie dziwię się, że w innych krajach jest podnoszone jakieś larum, kiedy są naruszane ich interesy. Dziwię się, że politycy opozycji w Europarlamencie podnoszą larum, jeżeli polski rząd chce dbać o interesy Polaków. To jest dla mnie coś nie do pomyślenia i nie do wyobrażenia. Popieram rząd Prawa i Sprawiedliwości – nie tylko jako polityk, ale jako Polak – bo przywraca normalność.
Dwukrotnie dostaliśmy niejako polecenie czy przyzwolenie obywateli, którzy powiedzieli nam: „zmieniajcie wszystko co się da”, „zmieniajcie te rzeczy, o których mówiliście w kampanii wyborczej; dajemy wam mandat zaufania”. Mogę tylko boleć nad tym, że niektóre sprawy toczą się tak wolno.
Myślę, że ferment, o którym Pan wspomniał wynika właśnie z braku równowagi. Gdy coś podejmuje telewizja komercyjna, to w tym momencie medialnie rząd jest bez szans, ponieważ media internetowe opanowane są przez dziennikarzy, którzy jawnie są wrodzy ekipie rządzącej. Nie ma mowy o obiektywizmie dziennikarskim, to widać z każdego wpisu na Twitterze czy w innych mediach społecznościowych. Jak więc tacy ludzie mogą mówić o wolnych mediach, skoro sami używają zwrotów: „nie powinno być telewizji publicznej”, „ w telewizji publicznej nie wolno zadawać trudnych pytań” czy „telewizja publiczna powinna zniknąć ze sceny medialnej”?
- Dla każdego, kto rozsądnie myśli, kto myśli po polsku, odpowiedź na to pytanie jest oczywista. Czy w ogóle powinniśmy zadawać sobie takie pytania? Wyobraźmy sobie taką sytuację, że Polacy chcą zadawać pytania we własnych mediach na terenie Niemiec, Francji, Austrii i w innych państwach, które też chcą mieć swoją tożsamość. To są rzeczy nie do pomyślenia, nie do pomyślenia jest także to, że pada to z usta polskich dziennikarzy.
Oni pracują dla obcego kapitału.
- Znowu wracamy do pewnych ewangelicznych srebrników - czy to jest godne, żeby Polak przyjmował pieniądze za to, by pluć we własne gniazdo? To jest dla mnie coś niebywałego, także to, że z taką zajadłość i mocą atakują te wszystkie rozwiązania polscy parlamentarzyści opozycyjni. (...)