Bartosz Kownacki
Michał Jędryka: Ku niezadowoleniu kanclerz Niemiec Angeli Merkel, Polska uzyskała to, że nie będzie szczytu UE wraz z prezydentem Rosji. Czy to można uznać za duży sukces Polski?
Bartosz Kownacki: To na pewno pokazuje pewną sprawność polskiej dyplomacji, nie tylko polskiej, bo także innych krajów z tego regionu, które potrafiły mówić jednym głosem, które potrafiły w ramach tej solidarności, o której się tak dużo mówi, a coraz rzadziej ją widać, udało się wymusić na najważniejszych liderach UE pewną powściągliwość i w tym zakresie jest to sukces rządu Morawieckiego. Ja jednak patrzę na to dużo szerzej. Ta bitwa została wygrana, ale problem polega na tym, że te państwa, które mają mocny głos w UE, one nie są zainteresowane i nie mają takiej optyki na kwestie wschodnie, jak Polska i państwa Europy Środkowej. Póki nie było wydarzeń w Gruzji, na Ukrainie, tego co dzieje się na Białorusi, za zgodą i aprobatą Putina, można nawet powiedzieć, że Putin się ściga z Łukaszenką kto będzie bardziej agresywny w stosunku do Zachodu, jeżeli chodzi o różnego rodzaju „ruchy lotnicze”. Mimo tych zachowań, państwa „starej Unii” kompletnie nie dostrzegają postawy i zagrożenia ze strony Rosji. Mają perspektywę ogromnych pieniędzy, które można robić na Białorusi i jeszcze większych w Rosji i tak naprawdę, próbują wywrzeć presję, m.in. na premiera Morawieckiego, aby zmienić naszą optykę. Pewnie gdyby był inny premier i inny rząd to być może na presja byłaby skuteczna, na dziś nie jest skuteczna, ale to na dziś. Co będzie za 3 miesiące, co za rok, tego nie wiemy. Ja się obawiam, bo póki mamy taki rząd to ze strony polskiej byłbym spokojny, natomiast, po pierwsze, ten rząd nie będzie trwał wiecznie, po drugie, to nie sama Polska, a państwa regionu wpłynęły na pozostałych członków UE. Jestem przekonany, że będą podejmowane zabiegi zarówno przez samych Rosjan, jak również przez Niemy, Francję, aby przynajmniej część tych państw, w różny sposób przekonać do tego, aby swoje stanowisko zmieniły, zmiękczyły i aby do takiego szczytu mogło dojść, a tak naprawdę, aby duże koncerny europejskie mogły swobodnie robić biznes z Rosją i państwami satelickimi. O to de facto w tej całej sprawie chodzi, chodzi o to by Niemcy miały pozycję dominującą, żeby przemysł niemiecki czy francuski mógł zarabiać jak największe pieniądze, a prawa człowieka, demokracja, wolność, a nawet solidarność w ramach UE względem takich państw jak Litwa, Łotwa, czy Polska nie ma znaczenia.
Czy to nie jest tak, że tu od polityków wymagana jest duża zręczność, ponieważ z jednej strony mamy Rosję, a z drugiej UE w której może dojść do podziału.
Tak się dzieje. To nie jest tak, że to pewna przyszłość. Dokładnie dziś poszczególne państwa Unii, szczególnie państwa „starej Unii” robią biznes z Rosją, taki sam biznes robią z Białorusią i trochę im nie w smak to co się dzieje, bo im utrudnia robienie biznesu, bo trzeba się przed opinią publiczną tłumaczyć, ale to się cały czas dzieje. Nord Stream 2 jest takim przykładem, a takich przedsięwzięć jest dużo więcej, nie mówię o personalnych interesach, bo znaczący politycy europejscy, którzy odgrywali poważną rolę, później są opłacani przez koncerny rosyjskie, więc to jest biznes robiony wprost, bez żadnej wstydliwości. Są pieniądze do wzięcia, to je bierzemy. Ten podział ma miejsce. Podział na część Unii, która widzi zagrożenie i patrzy w przyszłość, a z drugiej strony politycy i koncerny, które nie patrzą co się będzie działo w Europie za 10 lat. (...).