Kosma Złotowski
o kompromisie osiągniętym z Unią Europejską oraz o jego konsekwencjach.
Michał Jędryka: Rozmawiamy w czwartkowy wieczór, gdy szef Rady Europejskiej ogłosił, że nie ma weta, jest kompromis. Czy to dobra wiadomość?
Kosma Złotowski: Oczywiście, że dobra wiadomość. Wnieśliśmy to weto właśnie dlatego, że warunkowość została zniesiona. Wprawdzie nie zostało zniesione to rozporządzenie, ale sposób, w jaki będzie ono interpretowane został określony dość ściśle przez Radę Europejską. Nam i Węgrom wystarcza.
W Polsce nie wszyscy tak uważają. Eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski mówi, że to utrata suwerenności. Inni też twierdzą, że to nie jest dobry kompromis. Jak Pan skomentuje te postawy?
- Czas pokaże. Mam ograniczone zaufanie do organów europejskich, ale wszystkie rządy zgodziły się w tych konkluzjach, w jaki sposób to rozporządzenie będzie działało. Ten sposób my akceptujemy, nie wpływa on na to, że można byłoby Polskę, albo Węgry szantażować mówiąc: „tutaj jesteście niepraworządni, więc nie dostaniecie pieniędzy na koleje”. Tak natomiast było w kompromisie, który osiągnął Parlament Europejski z niemiecką prezydencją, to dla nas było zupełnie nie do zaakceptowania.
Faktem jest, że Komisja Europejska próbuje przejąć swego rodzaju nadzór nad państwami członkowskimi zmierzając trochę w stronę budowy sfederalizowanego superpaństwa. Czy to nie grozi kolejnymi kryzysami w przyszłości?
- Oczywiście, że to będzie wywoływało kryzysy w przyszłości. Dąży do tego Komisja Europejska, także niektóre państwa. Taką pozycję zapewnił już sobie Parlament Europejski, nie przyjmując konkluzji ze szczytu lipcowego i dochodząc do porozumienia w listopadzie. To był precedens, dotąd nie zdarzyło się, żeby Parlament nie zaakceptował tego, co zostało uzgodnione na Radzie. Oczywiście tego rodzaju tendencje są obecne w Unii Europejskiej od samego początku, a teraz obserwujemy ich wzmożenie. Właśnie przeciwko temu protestujemy - my jako Polska, protestują Węgry, ale i wielu innym w UE to się nie podoba. (…)