Zbigniew Girzyński
Michał Jędryka: Jakie refleksje towarzyszą panu po obchodach Święta Niepodległości?
Zbigniew Girzyński: Od pewnego czasu staram się bezpośrednio uczestniczyć w obchodach, niekoniecznie w Warszawie, często w mniejszych miejscowościach w naszym regionie, Toruniu, Lipnie. Nie śledzę już doniesień medialnych z tego powodu, że nie chcę psuć sobie wrażenia cyklicznie dochodzącymi w tym dniu zajściami, nie zawsze odpowiednim zachowaniem środowisk narodowych, a różnego rodzaju ich przeciwnikami. Zdaje się, że te dwie grupy są sobie wzajemnie potrzebne, bo inaczej nikt by ich nie zauważał.
Ciekawa teza. Wydarzenia były dość dramatyczne, bo zdarzyło się podpalenie mieszkania, czyli poważny incydent, z drugiej strony postrzelenie przez policję fotoreportera. To wrażenie jest nienajlepsze i niegodne święta, ale chyba coś pokazuje.
Pokazuje dwie rzeczy. W tym roku pokazuje jedną dodatkowo. Wydaje mi się, że na skutek wielu miesięcy życia w zamknięciu, w dużych grupach ludzi, którzy mają większą pobudliwość na różnego rodzaju chęć przeżyć wspólnotowych, po różnych stronach politycznych sporów, czy to w lewicy, czy skrajnych środowiskach narodowych, jest potrzeba manifestowania za wszelką cenę. To ociera się momentami o wybryki chuligańskie, co było widać w przypadku marszów środowisk aborcyjnych, jak i teraz w przypadku środowisk narodowych. Wydaje mi się, że to w dużej mierze podniosło temperaturę, zwykle i tak ekspresyjnych działań. Natomiast jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju akty wandalizmu, np. jeśli chodzi o to podpalenie, to wszyscy ludzie, którzy brali w tym udział powinni być, nie tylko schwytani, ale spektakularnie ukarani. Nie powinno być nigdy naszego przyzwolenia, bez względu na to kto robi i jaka za nim stoi ideologia, jakie mu przyświecają cele, by do takich rzeczy doprowadzić. Ci którzy organizują tego typu imprezy, ponoszą także za to odpowiedzialność, jako ludzie, którzy nie potrafili przygotowywanych przez siebie wydarzeń zabezpieczyć przed tego typu ekscesami. (...).