ks. Dariusz Okoński
Ewa Dąbrowska: Ilu świętych zamieszkuje niebo?
ks. Dariusz Okoński: To takie pytanie, mniej-więcej, jak ile jest gwiazd na niebie? Wpatrując się w eschatologiczne niebo, nie ma w ogóle mowy o liczbach. Jest tylu zbawionych, ilu zechciało, zgodziło się, żeby być relacji z Panem Bogiem. Na tyle wystarczającej, żeby móc radować się radością nieskończoną.
Kim dla Kościoła Katolickiego jest święty?
Świętym jest ten, który jest wyjątkowo podobny do Jezusa. Im bardziej jest podobny, tym bardziej jest święty.
Niektórzy tę świętość zdobywają, osiągają, poprzez olbrzymie cierpienia, a innym jakby trochę łatwiej.
Mówi się, że świętość jest na miarę każdego z nas. W planach Pana Boga różnie to wygląda. Jednym do tej świętości potrzebny jest ból i cierpienie, innym niezwykła wrażliwość emocjonalna, która prowadzi do dzieł miłosierdzia.
Kościół nikogo nie przekreśla, bo znamy życiorysy świętych, którzy przez lata nie byli wzorem do naśladowania, a jednak nawrócili się i stali się np. doktorami kościoła. Czy św. Paweł, który żył chwilę po Chrystusie, w sposób nieprawdopodobny, cudowny, nawrócił się i jest filarem katolicyzmu, chrześcijaństwa.
Świętość wymyka się spod kategorii czasowych. Może człowiek być rzeczywiście bardzo rozbity wewnętrznie, przez prawie całe swoje życie, ale puentą tego może być niezwykły akt, który przekracza wszystkie możliwe wyobrażenia człowieka. Najpiękniejszym aktem, który prowadzi natychmiast do świętości jest poświęcenie swojego życia w obronie drugiego człowieka, albo w obronie Kościoła, Chrystusa, wartości, które są dla nas tak bliskie, a zwłaszcza miłości.
Dlaczego są tacy mali i więksi święci? Myślę o beatyfikowanych i kanonizowanych, bo my mniej-więcej, tak to widzimy, to jest błąd.
Oczywiście, że tak. Ostatnio rozmawiałem z młodzieżą w technikum elektronicznym o chórach anielskich. Próbowałem im powiedzieć, że bez względu na pozycję, jaką zajmuje anioł w chórze, to wszyscy są na jednakowym poziomie, oni tylko inne funkcje wypełniają. Podobnie jest ze świętymi. Nie mówi się, że ktoś jest mniejszy lub większy, po prostu jest święty. Nie ma tu kategorii ludzkich, które spłaszczają coś tak dla nas niepojętego.
Sam Dzień Wszystkich Świętych, to święto, ta uroczystość, co to jest za dzień? Bo my mamy tendencję do płakania, do smucenia się, do żałoby.
To jest czas podzielony na dwie części. Pierwsza część pokazuje nam, że umieranie jest czymś co otwiera na cudowną perspektywę radości nieskończonej. Dowodem na to są święci, którzy czasami, poprzez świętych obcowanie, przekazują nam informację, że to jest taka radość, której ani oko tu na ziemi nie widziało, ani ucho nie słyszało. To jest ta pierwsza część, gdzie możemy podjąć swoją refleksję na temat śmierci w kontekście tak nieprawdopodobnej świętości, jaka jest w niebie.
Druga część mówi o naszych drogich bliskich zmarłych. Nie musi człowiek dramatyzować nad ich końcem życia, bo to wszystko co się rodzi to i tak musi umierać. Nie dotyczy to tylko człowieka, ale całego świata. Natomiast jak na onkologii rozmawiałem z dziećmi, a zwłaszcza na pulmonologii, z taką Mariolą, która jest chora na mukowiscydozę, to próbowałem powiedzieć, że nie problemem jest to, że człowiek umiera, tylko jak umiera. Czy z Bogiem, czy bez Boga. Ma wybór. (...).