Do Lwowa zawieźli stół operacyjny i jedzenie, wrócili z uchodźcami [wideo, zdjęcia]
Kierunek Lwów. Po raz piąty wyruszył konwój na Ukrainę organizowany przez Jacka Stielowa. Dowieźli dary, w drodze powrotnej zabrali uchodźców i w środę nad ranem bezpiecznie dotarli do Bydgoszczy.
Deszczowo, wietrzenie, chwilami niebezpiecznie, ale kolejna „misja Lwów" zakończona sukcesem. Kolejna partia darów z regionu dostarczona została na Ukrainę - do Lwowa pojechało siedem ciężarówek wypełnionych 26 paletami z żywnością i artykułami medycznymi.
– Zawieźliśmy m.in. bardzo dużo leków dla profesora Mirona, światowej sławy chirurga szczękowego, który operuje w swoim samochodzie pancernym. Mieliśmy dla niego też stół operacyjny, a poza tym jedzenie dla parafii we Lwowie, w której jest 200 osób i w zasadzie tylko my dostarczamy tam żywność, by oni mogli przeżyć i jakoś funkcjonować – mówił Jacek Stielow. - Jest tam coraz bardziej niebezpiecznie. Gdy wracaliśmy, kolega jadący na końcu konwoju widział dwa wybuchy, były to bomby zdetonowane w powietrzu. Jak nam to opowiadał na granicy, myśleliśmy, że to może była burza, ale jak dziś dzwoniliśmy do Lwowa to potwierdzili, że były dwa ataki i bomby zestrzelone nad miastem.
Po dowiezieniu darów w nocy z wtorku na środę konwój bezpiecznie dotarł do kraju. Wracając do Polski zabrał z Ukrainy kolejne osoby uciekające przed wojną. Tym razem była to grupa prawie 40 uchodźców. Część została w Krakowie, część pojechała do Warszawy i Łodzi, pozostali przyjechali na Kujawy i Pomorze. To osoby, które w naszym regionie mają już rodzinę lub znajomych. W sumie podczas pięciu akcji pomocowych organizowanych przez Jacka Stielowa z Ukrainy do Polski przywieziono prawie 200 uchodźców. - Nie mówimy ostatniego słowa - zapowiada przedsiębiorca, ale na razie potrzebny jest odpoczynek.