Sąd bada konkurs na prezesa miejskiej spółki w Toruniu. Kandydaci mają wątpliwości
Dwoje kandydatów na prezesa Toruńskiej Infrastruktury Sportowej (TIS) ma wątpliwości dotyczące pierwszego konkursu na to stanowisko. To kontrkandydaci Przemysława L., który miał sfałszować dokumenty i złożyć je w swojej aplikacji. Wygrał za drugim podejściem, a sprawa trafiła do sądu.
W środę sąd nie przychylił się do wniosku prokuratury w tej sprawie, która wnosiła o warunkowe umorzenie postępowania. To skutkowałoby niekaralnością Przemysława L. i możliwością dalszego zajmowania stanowiska prezesa.
Prokuratura przedstawiła 35-letniemu mężczyźnie zarzut podrobienia umowy z 2010 r. między nim a Polską Ligą Koszykówki oraz zaświadczenia z lipca 2015 r. o stanowisku zajmowanym w PLK oraz użycia ich jako autentycznych podczas rekrutacji na stanowisko prezesa TIS. Za ten czyn grozi do 5 lat więzienia.
Przemysław L. nie przyznaje się do winy. To było jednym z powodów, które zadecydowały o tym, że sąd odrzucił wniosek prokuratury o warunkowe umorzenie postępowania.
Kontrkandydatami Przemysława L. w pierwszym konkursie na to stanowisko, w którym miały zostać sfałszowane i użyte podrobione dokumenty, byli Jerzy Muchewicz i Alicja Włudarska. Dotarli do nich dziennikarze Polskiego Radia PiK oraz Polskiej Agencji Prasowej.
- Bez wątpienia spełniałem wszystkie kryteria, które ustalone zostały w konkursie na prezesa miejskiej spółki TIS. Wcześniej kierowałem zespołem trzydziestoosobowym, gdy przez 18 lat pracowałem w telewizji kablowej w Toruniu. Mój staż pracy wynosił ponad 43 lata. Byłem z Areną Toruń, czyli obiektem, którym zarządza prezes TIS, związany od początku. Uczestniczyłem w jego budowie i znałem każdy jego zakątek. Pracowałem tam jako dyrektor ds. technicznych i administracyjnych - również w momencie konkursu – zajmując się m.in. organizacją imprez i ich należytym zabezpieczeniem. Spełniałem wszystkie kryteria i czułem się na siłach, żeby zarządzać tą instytucją - powiedział Muchewicz.
Przemysław L. był w tym czasie pracownikiem Centrum Kulturalno-Kongresowego Jordanki w Toruniu. Zdaniem prokuratury użył podrobionych dokumentów o współpracy z PLK, żeby spełnić dwa z warunków konkursowych - posiadania 5-letniego doświadczenia na stanowiskach kierowniczych z zarządzaniem jednostką organizacyjną i zespołem ludzkim, co najmniej 20-osobowym, oraz siedmioletniego okresu zatrudnienia na podstawie umowy o pracę.
- Długo myślałem nad tym, jaki jest powód tego, że pierwszy konkurs na to stanowisko zakończył się bez wyłonienia zwycięzcy. Pomyślałem sobie, że być może stawia się na młodych. Oficjalna informacja była taka, że konkurs nie został rozstrzygnięty. Tylko tyle - wskazał Muchewicz.
W skład komisji wyrażającej opinię o kandydatach wchodzili szef rady nadzorczej TIS Waldemar Szczepański, zastępca prezydenta Torunia Zbigniew Fiderewicz oraz pracownik biura ekonomiki i nadzoru właścicielskiego Urzędu Miasta Torunia. Z dokumentów wydanych Alicji Włudarskiej w trybie dostępu do informacji publicznej wynika, że L. uzyskał 32 na 50 punktów podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Włudarska 19,3 pkt., a Muchewicz 15 pkt. To punktacja związana z odpowiedziami na pytania poszczególnych kandydatów z zakresu przepisów prawa dotyczących działania instytucji sportowych podczas rozmowy kwalifikacyjnej.
- Wiemy z późniejszych postępowań, że nie wszyscy spełniali warunki konkursowe już na starcie, więc dlaczego Przemysław L. został w ogóle dopuszczony do drugiego etapu? - pyta Alicja Włudarska. Dodała, że informacje o tym, że "coś jest nie tak" z aplikacją Przemysława L. docierały do niej jeszcze przed złożeniem przez nią aplikacji. - Mówiono, że pan L. nie spełnia wymogów formalnych, określonych w ogłoszeniu o naborze, związanych z doświadczeniem na stanowiskach kierowniczych. Te informacje wychodziły z kręgów pracowników TIS. Dziwię się, że nie miał ich zespół opiniujący - dodała.
Sama również spełniała wszystkie kryteria formalne. Miała kilkudziesięcioletnie doświadczenie zawodowe na stanowiskach kierowniczych i w zarządzaniu zespołem pracowniczym., a przez 15 lat była dyrektorem w sądzie Okręgowym w Toruniu.
Muchewicz powiedział, że miał sygnały o ogromnej pewności siebie Przemysława L., który miał w rozmowach z innymi osobami chwalić się tym, że będzie prezesem. - Krążyły różne opowieści, bo przecież Toruń jest mały, że pan L. czuł się już zwycięzcą zanim konkurs został ogłoszony. To mnie troszeczkę zabolało - podkreślił.
Przemysław L. nie został jednak prezesem w pierwszym postępowaniu konkursowym, bo po rekomendacji go przez ciało doradcze jedną z osób w radzie nadzorczej - jak wynika z akt sprawy i informacji przekazanych przez prokuraturę - nie do końca przekonywały kserokopie dokumentów złożone przez Przemysława L. Rada poprosiła go więc o dostarczenie oryginałów. Ten ich nie dostarczył i wycofał po kilkunastu dniach swoją kandydaturę.
- Mówiło się, że L. jest faworytem. Wiele osób prosiło mnie, żebym nie zawracała sobie głowy - podkreśliła Włudarska. - Nie oceniam czy on jest najlepszy z naszej trójki czy też nie. Moim zdaniem powinien po prostu zostać odrzucony już na etapie sprawdzania formalnych wymogów, bo ich nie spełniał - dodała.
Na pytanie o to, dlaczego po tym, jak osoba rekomendowana radzie nadzorczej przez ciało doradcze wycofała się z konkursu, pozostałe osoby nie są brane pod uwagę, jako kolejne na liście rankingowej odpowiedziała, że o to "trzeba pytać szefa ciała doradczego wiceprezydenta Fiderewicza".
Po nierozstrzygnięciu pierwszego konkursu właściciel spółki, czyli miasto, zdecydowało o obniżeniu wymogów i zmniejszeniu wymaganego doświadczenia na stanowiskach kierowniczych z 5 do 3 lat , a liczby osób, którymi się zarządzało z 20 do 10.
Władze miasta konsekwentnie wskazują, że nie komentują tej sprawy do czasu jej zakończenia przed sądem. "Kryteria [w drugim konkursie - dop.red.] pozostały takie same, obniżono jedynie wymagany ogólny staż pracy z 7 lat do 5 i okres doświadczenia zawodowego na stanowiskach kierowniczych i samodzielnych z 5 do 3 lat. Celem było spowodowanie zainteresowania większej liczby potencjalnych kandydatów. Do pierwszego konkursu zgłosiły się 3 osoby, po wycofaniu pana L. zostały 2 osoby z uprawnieniami emerytalnymi – co pokazało nam, że być może te wymogi są zbyt wygórowane" - odpowiedziała na pytania w tej sprawie rzecznik prezydenta Torunia Anna Kulbicka-Tondel. Z innymi pytaniami o konkurs odesłała do szefa rady nadzorczej TIS.
Waldemar Szczepański od początku sprawy wskazuje, że jego zdaniem konkurs został przeprowadzony uczciwie. Odsyła także do dokumentów w Biuletynie Informacji Publicznej. Na pytanie o to, jaki był stosunek głosów za Przemysławem L., który został wybrany prezesem w drugim konkursie, gdzie jego kontrkandydatką była wieloletnia dyrektor Ośrodka Przygotowań Olimpijskich Centralnego Ośrodka Sportu w Giżycku (30 lat doświadczenia) nie odpowiada. Wskazał, że była to decyzja kolegialna rady nadzorczej.
Z akt sprawy wynika jednak, że w drugim konkursie, w którym L. nie użył już sfabrykowanych zdaniem prokuratury dokumentów, stosunek głosów w radzie nadzorczej 29 grudnia 2017 roku wynosił 1 za i 2 wstrzymujące się. Na 3:0 "za" zmienił się 8 stycznia 2018 roku. Z jakich powodów - nie ma w dokumentach.
- Trudno, żeby konkurenci pana L. w tej sprawie zgłaszali się do prokuratury, jeżeli nie znają dokumentów, a dowiadują się o sprawie z mediów. W trybie dostępu do informacji publicznej uzyskałam tylko część dokumentów, ale np. zestawienia odpowiedzi na pytania i konkretnej punktacji zespołu doradczego, jako załącznika do dokumentów, o które prosiłam, już nie dostałam. Nie dostałam też kserokopii dokumentów potwierdzających doświadczenie kontrkandydatów - wskazała Włudarska.
Dziś podkreśla, że gdyby konkurs na to stanowisko odbywał się jeszcze raz, to już nie wzięłaby w nim udziału.
- Gdyby pan L. został skazany w tej sprawie, to nie będzie mógł zajmować tego stanowiska. Ja już nie jestem jednak zainteresowana, bo z tymi ludźmi nie chciałabym pracować. Jeżeli tak wyglądał konkurs jak wyglądał, to nie ma to sensu. W zeszłym roku, gdy to się działo, czułam dużo złych emocji - dodała kobieta.
Muchewicz w drugim konkursie również nie startował, bo "drugi raz nie wchodzi się do tej samej wody".
- Skrzywdzenie wynikiem postępowania to mocne słowo, ale czułem się trochę nim zawiedziony. Włożyłem w to mnóstwo serca, a zostałem w jakiś sposób niedoceniony. Miałem chwile słabości, ale uznałem, że są ważniejsze rzeczy w życiu. Pana L. znałem, ale wydawało mi się, że mam nad nim zdecydowaną przewagę, jeżeli chodzi o doświadczenie, jak również przygotowanie do zajmowania tej funkcji - powiedział Muchewicz.
Przemysław L. jest prezesem TIS od lutego. Ta spółka miejska zarządza m.in. Areną Toruń – halą sportową, gdzie organizowane są np. międzynarodowe mityngi lekkoatletyczne, a w 2021 roku odbędą się Halowe Mistrzostwa Europy w LA.
Mężczyzna jest także prezesem Kujawsko-Pomorskiego Związku Koszykówki. Został też niedawno wybrany do komisji rewizyjnej Polskiego Związku Koszykówki. (PAP i inf. własne)
Posłuchaj na ten temat reportażu w cyklu "Bliżej życia"