Bomba pod samochodem żony. Adwokat: „Gnębiła go, puściły mu nerwy”
W bydgoskim sądzie zakończył się proces mężczyzny, który miał podłożyć bombę pod samochodem żony - nauczycielki z Warlubia. Oskarżyciel domaga się dla Dariusza R. 25 lat więzienia, a prokuratura - 15.
- Ta historia może stanowić scenariusz filmowy - mówiła w mowie końcowej prokurator Monika Blok-Amenda. Para poznaje się w Internecie, na portalu randkowym. Rodzi się związek, przychodzi na świat syn. Para wspólnie buduje dom. Później coś się psuje - dochodzi do kłótni - kobieta żąda rozwodu, a mężczyzna nie chce się na to zgodzić. W czerwcu 2017 r. ona pod swoim autem znajduje bombę - jak się później okazało ...domowej roboty.
Do zdarzenia doszło w Warlubiu. Kobieta przyjechała do pracy. Zaparkowała przed szkołą i usłyszała tykanie zegara. Okazało się, że to ładunek wybuchowy. Nie detonował, bo w czasie jazdy rozłączyły się przewody.
Auto było zaparkowane przed szkołą. W czasie usuwania ładunku, trzeba było z budynku ewakuować 700 osób. Podejrzenie od razu padło na Dariusza R.
W poniedziałek poszkodowana w sadzie mówiła, że nadal czuje się zagrożona. Prokurator Blok-Amenda potwierdza, że kobieta mogła zginąć.
Sam oskarżony tłumaczył sądowi, że był przez żonę i jej rodzinę zastraszany i gnębiony. Jego obrońca, mecenas Łukasz Kurek przekonywał, że Dariuszowi R. puściły nerwy.
Sąd ogłosi wyrok w tej sprawie 2 sierpnia.