Rodzicielski strajk szkolny przeciwko reformie edukacji
Nie na lekcjach, a w muzeum lub z rodzicami spędza w piątek czas część dzieci z Torunia. Rodzice nie posłali ich do szkoły, sprzeciwiając się reformie edukacji.
W Gimnazjum nr 11 w Toruniu 1/3 ławek jest pustych. W Gimnazjum nr 3 brakuje wszystkich uczniów niektórych klas, w innych frekwencja wynosi maksymalnie 30 proc. Z kolei w Gimnazjum nr 2 nie zauważono mniejszej liczby uczniów.
Dorota Nijaki-Bujnarowska, która nie posłała swoich dzieci do szkoły uważa, że likwidacja gimnazjów to zły pomysł.
- Bardzo często podkreślano, że przejście do gimnazjum jest traumą dla dzieci, że trafiają na niesprzyjające środowisko. Ja z własnych obserwacji mogę powiedzieć zupełnie coś innego. Dobre gimnazjum otwiera dziecko, moja córka odżyła. To była jej decyzja, to było jej dążenie, aby być w jednym z najlepszych gimnazjów. Trafiła na dzieci, które podobnie jak ona są otwarte i chcą się uczyć. Takiej pozytywnej zmiany, jaka u niej nastąpiła życzyłabym każdemu dziecku. Tej szansy nie dostanie moja druga córka, która jest w klasie 6. Muszę jej powiedzieć, że z jej planów nici - powiedziała Dorota Nijaki-Bujnarowska.
Strajk rodziców jest oddolny i niezorganizowany, dlatego trudno powiedzieć ile osób bierze w nim udział.
Najważniejszy zarzut podnoszony przez strajkujących rodziców wobec reformy to "chaos i nieodpowiedzialność", związane z tym, że roczniki 2003, 2004 i 2005 spotkają się w 2019 r., kiedy nastąpi ich kumulacja podczas naboru do szkół średnich uczniów kończących gimnazjum i pierwszej grupy kończącej ośmioletnią szkołę podstawową.
Reforma edukacji, w ramach której m.in. zostanie zmieniona struktura szkół, rozpocznie się w roku szkolnym 2017/2018. W miejsce obecnie istniejących typów szkół zostaną wprowadzone stopniowo: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe; gimnazja mają zostać zlikwidowane.