„Szykany", „haki", „konsekwencje"? Pracownicy WIOŚ Toruń na wojennej ścieżce z szefostwem
- Czujemy się szykanowani przez dyrekcję - mówią Polskiemu radiu PiK pracownicy toruńskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Twierdzą, że są na nich zbierane „haki". Dlatego poprosili o anonimowość i o zmienienie głosów na antenie.
Zdaniem pracowników, ostatnie wydarzenia to pokłosie odczytania przez nich dokumentu z kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, który został w ich ocenie źle zanonimizowany. Jak mówią - można go było odszyfrować dwoma kliknięciami na komputerze, za co powinni ponieść konsekwencje nie oni, a osoby szyfrujące dokument.
- Pracownicy, którzy pobrali ten plik i weszli w posiadanie danych ponieśli straszne konsekwencje. Jednej osobie nie przedłużono umowy, druga czując się zaszczuta sama poprosiła o rozwiązanie umowy, trzecią i czwartą osobę pozbawiono nagrody - mówi jeden z pracowników.
Małgorzata Witkowska z bydgoskiej delegatury WIOŚ tłumaczy, że nagrody są przyznawane na podstawie indywidualnej oceny pracy każdego pracownika. Natomiast osoba, której nie przedłużono umowy, nadwerężyła zaufanie szefostwa, bo powinna na zajmowanym stanowisku zachowywać poufność danych.
- Wszyscy sobie zdawaliśmy sprawę, że protokół nie był pozostawiony po to, by go rozszyfrowywać - mówi Małgorzata Witkowska. - Jak zostawiam teczkę na biurku, to nie zamykam jej przed kolegą. Przecież on wie, że to nie jest przeznaczone dla niego, więc do dokumentów nie zagląda. Jeżeli kadrowa nie zamknie pokoju, to nikt tam nie wchodzi i nie czyta dokumentów. Ten protokół nie otwierał się ot tak, nie można go było odanimizować w prosty sposób. Trzeba było dołożyć naprawdę dużej staranności, żeby te dane uzyskać.
Przypomnijmy, że kilka dni temu wojewoda kujawsko-pomorski zawiadomił prokuraturę o możliwych nieprawidłowościach w toruńskiej delegaturze WIOŚ. Miały dotyczyć m.in. zbyt wolnego rozpatrywania spraw i narażenia przez to na straty skarbu państwa. Pracownicy nie zgadzają się z tymi zarzutami.