Zaciekły pojedynek rycerski i wspólne morsowanie w jeziorze. Włocławek świętował 33. finał WOŚP
Wielka orkiestra we Włocławku gra z lądu, wody i z powietrza. Gdy idzie o wodę- precyzyjnie z odmętów podmiejskiego jeziora Czarne. Właśnie tu swój obóz rozbiły włocławskie morsy. Z kolei na placu Wolności odbył się pokaz walk na miecze i topory, tutaj niestety nie obyło się bez rannych.
W ferworze walki jednego z rycerzy wyniesiono z pola bitwy. Powalony ciosem miecza został dodatkowo stratowany przez zakutego w stal kolegę.
– Wspieramy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, robiąc pokazy. Mamy oczywiście własną puszkę, a ludzie są naprawdę mega hojni. Jesteśmy super szczęśliwi z tego powodu, z tego względu jesteśmy tutaj dla nich, żeby mogli nas zobaczyć w pełnej krasie, pokaz naszego fechtunku, naszego uzbrojenia – mówił Kuba Szubski, współdowódca Kujawsko-Dobrzyńskiego Bractwo Kuszy i Miecza.
– To jest pisane w nasze rycerskie CV. Zdarzyło się, że w ferworze jeden z kolegów ucierpiał, ale spokojnie. Takie sytuacje się zdarzają, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Publiczność, która to ogląda, ma frajdę z tego, jak to wyglądało – dodał.
Poszkodowany rycerzem zajęli się ratownicy medyczni. Obrażenia okazały się niegroźne.
Jednak to nie był koniec atrakcji we Włocławku. Nad jeziorem Czarne odbyło się morsowanie. Uczestnicy mówili, że szału nie było, bo woda gorąca, prawie dwa stopnie, a w powietrzu aż plus siedem. To nie są dobre warunki do morsowania,
Jednak co innego przykuło uwagę. W jaki sposób mors może zarabiać dla orkiestry?
– Naszym wkładem jest własna praca i rzeczy, które przynoszą morsy na licytację. Dostarczają jedzenie: ciasta, zupy i częstujemy przybyłych ludzi w zamian za wrzucenie pieniążków do puszki. Jeszcze do tego robimy grilla. Morsowanie to jest druga część naszego show. Pokazujemy, że morsujemy, że sprawia nam to radość i przyjemność – opisywał Artur Piórkowski, prezes kujawskich morsów.