Sąd w Toruniu umorzył proces lustracyjny wobec byłego rektora UMK. Ten nie przyznaje się do winy
Oddziałowe Biuro Lustracyjne Instytutu Pamięci Narodowej w Gdańsku, dowodziło, że w roku 2008 prof. Andrzej Jamiołkowski złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Miał zataić, że w czasach PRL współpracował ze służbą bezpieczeństwa, jako TW „Edmund”.
Zdaniem sądu były znamiona takiej współpracy, ale składając oświadczenie lustracyjne, profesor działał w usprawiedliwionym błędzie.
„Mógł być przekonany, że składa oświadczenie zgodnie z prawdą”
– Sąd po pierwsze chciałby wskazać, że nie ma dokumentu świadczącego o tym, że zobowiązał się do współpracy i zachowania tajności. Nie zachowała się również teczka pracy i personalna. Natomiast zachował się szereg innych dokumentów dotyczących rejestracji obiegu korespondencji tajnego współpracownika o pseudonimie Edmund. W powiązaniu z zeznaniami świadka wiemy, że pod tym pseudonimem został zarejestrowany pan Andrzej Jamiołkowski – uzasadniała sędzia Izabela Skórzyńska.
– Natomiast organ państwowy, przeprowadzając bardzo szczegółowe postępowanie sprawdzające, dał mu poświadczenie bezpieczeństwa i dostęp do tajemnic. W związku z tym niewątpliwie pan Andrzej Jamiołkowski w ten sposób mógł być subiektywnie przekonany, że w momencie składania kolejnego oświadczenia, robi to zgodnie z prawdą – dodała.
Prof. Andrzej Jamiołkowski nie przyznaje się do winy. W czasie objętym zarzutami był m.in. prorektorem ds. nauki i kontaktów z zagranicą. Jak przekazywał wcześniej obrońca Jamiołkowskiego, kontakty z przedstawicielami SB miał praktycznie każdy pełniący kierownicze stanowisko uczelni, nie były to jednak relacje wpisujące się ustawowo w świadomą i tajną współpracę. Wyrok jest nieprawomocny.
Drugi proces prof. Kowalczyka zakończony
W czwartek prawomocnie zakończył się też drugi proces prof. Andrzeja Kowalczyka, twórcy tomografu optycznego. Prokuratura IPN ustaliła, że fizyk współpracował z SB jako TW Andrzej. Sąd Okręgowy w Toruniu uznał profesora UMK za winnego kłamstwa lustracyjnego, a teraz podtrzymał to Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Zmniejszył natomiast zakaz pełnienia funkcji publicznych z pięciu do trzech lat. Na ten czas prof. Kowalczyk utracił też prawo wybieralności w wyborach parlamentarnych i samorządowych.
W pierwszym procesie naukowiec został od zarzutów całkowicie uniewinniony, ale po odwołaniu prokuratury IPN, sąd skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Emerytowany już profesor w trakcie procesu przyznawał, że na początku lat 80. miał kontakty ze służbą bezpieczeństwa, ale twierdził, że nigdy świadomie nie współpracował i na nikogo nie donosił. Nie miał też wiedzy o zarejestrowaniu go jako tajnego współpracownika.