Rzemieślnicy z niepokojem wypatrują swoich następców. Obuwnik, zdun, kaletnik - są jacyś chętni?
Zapotrzebowanie jest, a pracowników nie ma. Młodzi kandydaci na rzemieślników pilnie poszukiwani. Kujawsko-Pomorska Izba Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Bydgoszczy chce wymarłe i wymierające zawody wskrzeszać.
Tradycyjne spotkanie noworoczne w Izbie to okazja to podsumowania sytuacji rynku rzemieślniczego w regionie. Nie jest dobrze. - Na przykład zawód obuwnik - mieliśmy kłopot z otwarciem tego kierunku - mówi Mariusz Bartkowski dyrektor Izby Rzemiosła. - Nasz partner, który kształci w tym zawodzie i ma zakład, nie mógł znaleźć młodzieży, która chciałaby się uczyć w takim zawodzie. My mu pomogliśmy. Teraz staramy się szukać nowych rozwiązania tak, żeby szyć buty nie tylko tradycyjną ścieżką.
Dyrektor dodaje, że na koniec naboru, czyli w lipcu zeszłego roku, okazało się, że jest tylko jedna chętna do nauki zawodu. - I tak bardzo się ucieszyliśmy. Za chwilę zacznie się kolejny nabór. Nowy rok pokaże, jakie są efekty naszego wielomiesięcznego marketingu.
Grzegorz Krajewski jest właścicielem firmy Autonaprawy Krajewscy. Kształci już drugie pokolenie uczniów, a trzecie jest w trakcie przygotowania do dalszych działań. Przyznaje, że wciąż jest problem ze znalezieniem pracowników. - Zabijają nas w tej chwili koszty energii, podatki, ZUS-y. Te opłaty nie pozwalają przedsiębiorstwu na jakikolwiek dalszy rozwój.
Co ma do powiedzenia Kazimierz Bieliński, właściciel zakładu studniarskiego? - Robię w moim zawodzie 62 lata. Wyszkoliłem 32 chłopaków, ale te chłopaki nie są takie, jak były kiedyś. Dawniej, gdy jeszcze miałem gospodarstwa, to uczniowie byli pracowici. A teraz tylko siedzą w tych telefonach. Po co ja mam się denerwować? Mam dwóch pracowników i pracuję z nimi cały czas.
Więcej w relacji Damiana Klicha.