Tomasz Błaszczyk: 4 czerwca rolnicy będą protestować w Brukseli [Rozmowa dnia]
– Zaskoczyły nas decyzje o zakazie organizowania protestów – mówił w „Rozmowie dnia” Polskiego Radia PiK Tomasz Błaszczyk, rolnik z gminy Gniewkowo, współorganizator rolniczych protestów w naszym województwie. W Przyłubiu na drodze krajowej nr 10 między Bydgoszczą a Toruniem rozmawiał z nim Maciej Wilkowski.
Maciej Wilkowski: O której rozpoczęliście protest?
Tomasz Błaszczyk: O drugiej w nocy.
Nie tylko tutaj, ale też w innych miejscach.
Tak, jeżeli chodzi o obszar bydgoski, wszystkie protesty zaczynały się o tej samej godzinie, o drugiej w nocy.
Można też powiedzieć, że rolnicy tutaj nie tylko protestują, ale i czekają. Na co?
Czekamy na konkretne decyzje naszego rządu w sprawie Zielonego Ładu i ogólnie polityki rolnej Unii Europejskiej, ale nie tylko – bo również klimatycznej, która w nas wszystkich uderza.
Wasze postulaty nie zmieniają się od wielu tygodni, ale czy doszło może coś nowego?
Małe kosmetyczne ustępstwa na zasadzie maskowania, jak dla umarłego kadzidło, nic więcej. Zeszli nam jedynie z ugorowania, że będzie dobrowolne, nie przymusowe, aczkolwiek 25 marca w Parlamencie Europejskim będzie głosowanie, najprościej rzecz ujmując, nad zalewaniem 400 tys. hektarów polskich ziem uprawnych.
To czy czasami 25 marca nie powinniście się pojawić właśnie tam?
Najlepszym miejscem byłaby Bruksela. Wstępne plany są - nie wiem, czy mogę mówić, ale chyba mogę: 4 czerwca.
W Brukseli?
Tak.
Pan też tam się wybiera, rolnicy z kujawsko-pomorskiego tam się wybierają?
Jak najbardziej się wybierzemy, bo to ma być ogólnoeuropejska akcja.
Dzisiejszy protest – dostrzegam różnice między nim a tymi protestami z 9 i 20 lutego, bo wtedy zgłaszaliście miejsca, w których będzie, pojawialiście się w tych miejscach, m.in. wjechaliście do Bydgoszczy, protestowaliście pod urzędem wojewódzkim, natomiast teraz jest pewna różnica: zgłosiliście protesty i nagle pojawiły się sprzeciwy i rozpoczęły się sądowe batalie.
Tak, owszem, to jest prawda: w okolicach Bydgoszczy odrzuconych zostało, jeśli dobrze pamiętam, osiem lokalizacji. Powodem było, że „zagrażamy życiu i bezpieczeństwo mieszkańców” oraz swobodzie poruszania się – z czym do końca też się nie zgadzam, ponieważ my nie chcemy nikomu utrudniać życia i mieliśmy iść na ustępstwa, co również było obgadane w Komendzie Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Czy te decyzje wójtów, prezydentów, Was zaskoczyły?
Tak, zaskoczyły nas bardzo. Poszły odwołania do sądów, Sąd Okręgowy w Bydgoszczy niestety odrzucił nasze odwołania, dziś jeszcze jest batalia przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku jeżeli chodzi o lokalizację protestu w Stryszku, plus cztery sprawy, które nie zostały przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy rozpatrzone (…).
Całej rozmowy można wysłuchać poniżej.