W nocy weszli na wyspę i nie mogli wrócić na brzeg. Postawili służby na równe nogi
Nocna akcja wszystkich służb ratunkowych na Wiśle we Włocławku. Strażacy, policja i ratownicy wodni poszukiwali czworga zaginionych. I nie były to ćwiczenia...
Czy można zgubić się we własnym mieście? Można, zwłaszcza, gdy miasto leży nad rzeką, a na brzegu rosną chaszcze. Miniona noc była ciemna, więc czworo młodych zaginęło, ale spokojnie, odnaleźli ich strażacy.
Późnym wieczorem operator numeru 112 odebrał groźnie brzmiącą wiadomość: „Ratujcie, zgubiliśmy się nad Wisłą. Chyba weszliśmy przy niskiej wodzie na wyspę, woda się podniosła, wyspa odcięta. Ścieżki na brzegu zniknęły". Do akcji ruszyli strażacy. Na wodę wpłynęły motorówki. Z nieba rozbitków szukał dron wyposażony w termowizor. Zaginionych odszukali strażacy. Byli na suchym lądzie, na języku gruntu, który wcina się w rzekę w pobliżu krzyża księdza Popiełuszki. Dookoła gęste krzaki, teren nieznany, młodzi bez latarek. Byli jak dzieci we mgle, no ale nie takie znowu dzieci: to trzy dziewczyny i chłopak w wieku od 24 do 29 lat.
Całych, zdrowych i trzeźwych strażacy doprowadzili do szosy. Tam czekała karetka pogotowia, ale pomoc medyczna nie była potrzebna. Ci młodzi ludzie postawili na nogi kilka służb, ale w sumie zachowali się racjonalnie. Nie podjęli ryzyka, co mogło by się źle skończyć...