Dowódca strażaków: Wakacje to od lat najgorszy czas na polskich drogach [Rozmowa dnia]
- Trzy miesiące lata odpowiadają za niemal jedną trzecią wszystkich wypadków w roku - mówił kpt. Joachim Zefert - oficer prasowy PSP we Włocławku, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2, który był gościem „Rozmowy dnia” w Polskim Radiu PiK.
Agnieszka Marszał: Tydzień temu w wypadku na drodze ekspresowej na Węgrzech zginęła rodzina z Włocławka - 31-letni mężczyzna, 29-letnia kobieta i ich czteroletni synek. Przeżyła tylko niespełna dwuletnia dziewczynka - córeczka tych ludzi. Jechali na wakacje, było po godz. 8.00, ich samochód osobowy z dużą prędkością wjechał w naczepę ciężarówki, która zaczęła hamować z powodu przebicia opony - takie były policyjne informacje o tym wypadku. Nie możemy o nim zapomnieć, to ogromna tragedia. Marzeniem jest, by takich informacji w wakacje nie było, ale paradoksalnie w tym czasie wypadków jest najwięcej?
Kpt. Joachim Zefert: Najwięcej wypadków jest przy dobrej i słonecznej pogodzie, kiedy kierowcy myślą, że warunki drogowe są dobre, wręcz doskonałe do jazdy, więc noga na gazie jest trochę mocniej wciśnięta. Poza tym jest rozluźnienie, że jedziemy na wakacje i stąd też się biorą wypadki. Brak nam wyobraźni, że w sytuacji awaryjnej ciężko będzie opanować prędkość.
To zaskakujące, bo wydawałoby się, że kiedy jest dobra pogoda, jesteśmy zrelaksowani, bo jedziemy na wakacje albo z nich wracamy, jest długi dzień, dobre światło, dobre warunki - to wszystko powinno kierowcom sprzyjać. Wychodzi jednak na to, że jesteśmy bardziej skupieni wtedy, kiedy jest zła pogoda?
- Jesteśmy wtedy bardziej uważni, bo w głowie mamy myśl, że coś może być nie tak. Natomiast przy słonecznej, ładnej pogodzie jesteśmy zrelaksowani, odprężeni i nie do końca skupieni na drodze.
Mamy coraz więcej dobrych i szybkich dróg, jeździmy na wakacje już nie tylko po Polsce. Jak się zachować na drodze szybkiego ruchu, ekspresowej czy autostradzie, kiedy na przykład musimy się zatrzymać, bo pękła opona albo coś innego się wydarzyło i nie ma w pobliżu miejsca wyznaczonego do postoju?
- Przede wszystkim zatrzymujemy pojazd w jak najbezpieczniejszym miejscu, jak tylko się da - jak najbliżej pobocza, może na pasie zieleni, jak najbliżej barier energochłonnych. I oczywiście wszyscy opuszczają pojazd, niezależnie czy pada deszcz, śnieg, czy jest zimno, czy ciepło.
I wszyscy stoją na tym pasie zieleni? Tam jest względnie bezpiecznie?
- Na autostradzie tak. Matomiast musimy oczywiście oznakować nasz samochód. Włączamy światła awaryjne oraz w odpowiedniej odległości oznaczamy miejsce trójkątem ostrzegawczym. Przy zachowaniu maksimum ostrożności próbujemy dojść do tego, co się wydarzyło w naszym samochodzie i ewentualnie wzywamy pomoc, bądź próbujemy dokonać wymiany opony. Trzeba jednak zachować bardzo dużą ostrożność i mieć maksymalnie ograniczone zaufanie do pozostałych kierujących. Oni niestety widzą to, co się dzieje dużo później.
Pozostali kierujący powinni też pamiętać, że są ograniczenia prędkości na drogach ekspresowych i autostradach, i nie ma co wciskać pedału gazu za mocno.
- Sytuacja awaryjne to to nie jest nic nowego. Zawsze może opona komuś pęknąć, czy na przykład coś może spaść z samochodu, który jedzie przed nami. To będzie wymagało nagłego hamowania, dlatego wszyscy uczestnicy ruchu drogowego muszą być bardzo skupieni.
To byłaby idealna sytuacja, gdyby wszyscy kierowcy byli skupieni. Wtedy być może wypadków byłoby mniej. Natomiast doskonale wiemy, że jest dużo rozpraszaczy w samochodzie - to może być rozmowa, przełączanie czegoś w radiu, czy szukanie czegoś w telefonie. Kierowca musi być maksymalnie skupiony, bo odpowiada za życie pozostałych pasażerów.
Zazwyczaj kiedy my strażacy przyjeżdżamy pierwsi na miejsce zdarzenia, najczęściej panuje tam chaos. Jeżeli widzimy, że ludzie chodzą wokół samochodów, to już się cieszymy, bo to oznacza, że ktoś wyjdzie z tego żywy. Najgorsze sytuacje są wtedy, kiedy przyjeżdżamy, a nikogo nie widzimy. Słychać wtedy tylko krzyk, płacz, słowa modlitwy do Boga, żeby być może się udało… A w wielu przypadkach po prostu się nie da. (...)