Tajemnica aparatów USG we włocławskim szpitalu
Prokuratura Okręgowa we Włocławku potwierdza, że na kartach pamięci aparatów USG szpitala we Włocławku, użytych do badania kobiety, która straciła nienarodzone bliźnięta, brakuje zapisów przeprowadzonego badania.
W przypadku pierwszego aparatu luka w pamięci obejmuje trzy dni, zaś na drugim brakuje 20 godzin rejestracji. Zapisu badania włocławianki nie ma na żadnym z urządzeń.
Jan Stawicki - szef Prokuratury Okręgowej we Włocławku przyznał, że w tej chwili nie wiadomo, czy urządzenia nie zapisały badań, czy też zapis ten celowo został skasowany. Prokurator jednak zapewnia, że w przypadku skasowania danych technicy nie będą mieli problemów z odzyskaniem utraconych zapisów.
Wiele emocji budzi sprawa ordynatora oddziału, na którym doszło do tragedii. Nie ma pewności, czy ordynator spędził cały czas na dyżurze. Pojawiły się sygnały, że mógł się spóźnić na dyżur, gdyż zbyt późno dojechał z prywatnej kliniki, gdzie także pracuje.
Jak donosi prasa - ordynator oddziału mógł też spać, znużony po pracy w szpitalu prywatnym. Prokuratura wyjaśnia ten wątek, ale - jak stwierdzili śledczy na specjalnej konferencji prasowej - nie ma tu jeszcze precyzyjnych ustaleń. Sam lekarz nie był przesłuchiwany. Prokuratura czeka na decyzję sądu o zwolnieniu medyka z tajemnicy lekarskiej.