Życzą sobie życia bez nałogów i bez kryminału. Wigilia w toruńskim „Mateuszu"
Dla mieszkańców Ośrodka Readaptacyjnego „Mateusz" w Toruniu to już 15. święta Bożego Narodzenia. Miejsce to założył i prowadzi Waldemar Dąbrowski, któremu w święta zdarza się płakać z podopiecznymi...
- To już piętnasty rok i piętnasta wigilia - wspomina Waldemar Dąbrowski. - Przez dom w Toruniu przewinęło się ponad 350 osób, głównie mężczyzn, a w Grudziądzu, w tym drugim naszym domu, przyjęliśmy ponad 40 kobiet. Każda wigilia jest dla mnie takim momentem, kiedy obserwuję, przyglądam się tym moim mieszkańcom. Nie ukrywam, że bardzo często łzy polecą, kiedy ci, bądź co bądź, dorośli ludzie, cieszą się z jakichś drobnych upominków. Często wspominamy wcześniejsze wigilię, które, no niestety, niektórzy spędzali w zakładzie karnym, w jakichś pustostanach...
- Jest tutaj taka ogromna cząstka, której mi przez wiele lat brakowało - mówi jeden z podopiecznych placówki. - Przez ponad 15 lat święta były dla mnie bardzo trudnym czasem, ponieważ strasznie się załamałem po śmierci mojej mamy. Wszystko, że tak powiem, zaczęło się w moim życiu łamać. Spotkałem tu osoby bardzo wobec mnie życzliwe, które mi pomagają...
- Jest tu tak, jak w rodzinie, tak jakbym chciał, żeby było - to słowa kolejnego mieszkańca toruńskiego „Mateusza". - Nigdy tego nie miałem poza ośrodkiem...
- Nie zapomnę młodego człowieka, który tutaj mieszkał, który w samą Wigilię gdzieś mi zginął - wspomina Waldemar Dąbrowski. - Wreszcie znalazłem go w naszej kotłowni. Zacząłem z nim rozmawiać i mówię: „Dlaczego ciebie nie ma tutaj, z chłopakami". On ze łzami w oczach powiedział, że dla niego Wigilia to jest dzień bardzo przykry, bo w domu w tym czasie nie było nic do jedzenia, był za to alkohol. Ojciec i mama już spali - pijani, a on chodził po ulicach, zaglądał ludziom do okien. Wiadomo, że jako młody człowiek bardzo to przeżywał (...).
Więcej w relacji Michała Zaręby, a także w niedzielnej audycji Rodzinny PiKnik - po godz. 14:00.