„Dość pogardy!" Bydgoski archeolog przeciwko nazywaniu parku Witosa „parkiem sztywnych"
„O Parku Sztywnych i innych zmarłych w przestrzeni miasta” – tak spacer śladami bydgoskich cmentarzy zatytułował jego organizator, czyli Młyny Rothera w Bydgoszczy. Tę nazwę ostro skrytykował w mediach społecznościowych archeolog Robert Grochowski, który prowadził prace na cmentarzu w dzisiejszym parku Witosa – i którego przodkowie tutaj spoczywają.
- Termin „park sztywnych" użyty w zapowiedzi jest kompletnie nie do przyjęcia - mówi Robert Grochowski. - W 1973 roku wybudowano Pałac Młodzieży, który w jednej trzeciej stoi również na cmentarzu. W czasie budowy, jak odpowiadają świadkowie, działy się tam dantejskie sceny. Kości, szkielety, wszystko zostało wyrzucone. Dzieci grały w piłkę ludzkimi czaszkami. Nikt się tym zupełnie wtedy nie przejmował. W tych właśnie czasach funkcjonowała nazwa „park sztywnych", jako wyraz pogardy, wyraz pogardy ówczesnych władz, ówczesnej polityki w stosunku do przeszłości, która nie pasowała do tych nowych, komunistycznych realiów - ocenia archeolog.
Organizatorzy wydarzenia odpowiadają na te zarzuty.
- Absolutnie nie mieliśmy na celu tego, żeby kogokolwiek urazić - mówi Kamila Burchart, specjalistka do spraw programowych Młynów Rothera. - Sam fakt, że to określenie, czyli „park sztywnych" funkcjonowało w języku codziennym bydgoszczan jest swego rodzaju świadectwem historycznym procesu, który zachodzi w wielu miastach z przeszłością podobną do Bydgoszczy. To wszystko istnieje obecnie w refleksji humanistycznej o pamięci. I właśnie o tym chcemy rozmawiać.
W miejscu dzisiejszego parku Wincentego Witosa nadal znajdują szczątki ok. 80 tys. osób pochowanych na cmentarzu ewangelicko-augsburskim. Komisja do spraw Parku, działająca trzy lata temu przy prezydencie Bydgoszczy, zaleciła używanie nazwy park Pamięci i Pojednania.