Dłużnicy są winni Bydgoszczy blisko 250 mln zł. Dlaczego nie ściągnięto tej kwoty?
Najwięcej Miastu zalegają alimenciarze i najemcy ADM; sporą kwotę stanowią też niezapłacone mandaty i kary. Temat niemal 250 mln zł nieściągniętych przez Bydgoszcz długów wywołał burzliwą debatę podczas sesji Rady Miasta.
Skarbnik Miasta Piotr Tomaszewski przekazał radnym informację na temat windykacji długów. Podkreślał, że Miasto robi, co może, aby odzyskać pieniądze.
– Z kwoty 245 mln zł tylko 33 zależą od działań Miasta, ponieważ to jest postępowanie publicznoprawne. Nie mamy wpływu na sąd ani na komornika, możemy tam [sprawę – przyp. red.] oddać i grzecznie czekać – tłumaczył. – Pan prezydent szczególnym nadzorem objął ADM, szukając rozwiązań, żeby rzeczywiście było więcej dochodów. Doszliśmy do wniosku, że rozwiązaniem jest skupieniem się na tych, którzy mają opóźnienie trzy, sześcio-, dziesięciomiesięczne – żeby odzwyczaić tych ludzi od tego, że czynsz można płacić po trzech, czterech miesiącach. I to się udało – mówił.
Radny Jarosław Wenderlich, szef klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości, wskazywał, że Regionalna Izba Obrachunkowa negatywnie oceniła ściągalność długów.
– Panie prezydencie Bruski, proszę w tej chwili odpowiedzieć, z czego wynika wzrost tych zaległości – nalegał. – Odsetki – dwa miliony złotych, zadłużenia [dotyczące – przyp. red.] czynszów – [wzrost – przyp. red.] o prawie dwa miliony złotych. Pan skarbnik nie odpowiedział, z jakiego tytułu nałożono dodatkowe kary umowne, że wzrosła kwota o prawie sześć milionów złotych; podatki i opłaty lokalne – w ciągu pół roku wzrost o półtora miliona złotych. Czy Pan jest takim nieudolnym prezydentem, czy z czego to wynika? – pytał.
Jak się okazuje, najwięcej zalegają alimenciarze, na drugim miejscu są najemcy Administracji Domów Miejskich (zaległości ma co trzeci z nich). Miejskie Zakłady Komunikacyjne czekają natomiast na ściągnięcie ponad 37 mln zł za bilety i kary.