Podopiecznych WTZ dowozi samochód. 1,5 proc. pomoże zebrać pieniądze na nowy
Kilkaset kilometrów przemierzają codziennie samochody dowożące uczestników do Warsztatów Terapii Zajęciowej. Taka sytuacja jest praktycznie w całym kraju, także w WTZ na bydgoskich Kapuściskach, prowadzonym przez Stowarzyszenie Na Rzecz Pomocy Dzieciom i Ich Rodzinom „Przystań”. A co, jeśli zabrakłoby samochodu?
Niektórzy uczestnicy dojeżdżają na Kapuściska nawet z Osowej Góry. – Kładziemy nacisk na samodzielność, czasem potrzeba bardzo dużo czasu, żeby udało nam się zrealizować chociażby taki krok, jak samodzielne dojeżdżanie – tłumaczy Magdalena Bembnista-Przekwasińska, prezes Stowarzyszenia. Niektórzy jednak nie mogą dojechać sami. – Są osoby, które mają duże utrudnienia w samodzielnym poruszaniu się – podkreśla.
To dlatego samochód służący uczestnikom Warsztatów jest niezbędny. – Ostatnio miał reanimację – śmieje się kierownik WTZ Mariusz Niedziela. Naprawa kosztowała 20 tys. złotych.
Autem, poza kierowcą, może podróżować osiem osób, w tym jedna na wózku. – Jest dość mocno eksploatowany – jeśli wszyscy są w ciągu dnia w Warsztacie, to samochód robi prawie 150 kilometrów – bo musimy policzyć kursy poranne i popołudniowe. Po mieście, po krawężnikach, żeby jak najbliżej podwieźć podopiecznych, to niestety daje w kość, nam ludziom, samochodom również – tłumaczy kierownik. Samochód ma na koncie 400 tys. przejechanych kilometrów.
Naprawa trwała dwa miesiące. – Zdecydowana większość uczestników była w tym czasie przywożona przez opiekunów, tylko że widzieliśmy, jakim to odbywa się kosztem – podkreśla Mariusz Niedziela.
Kiedy już konieczne będzie kupno nowego, WTZ będą mogły ubiegać się o 60 proc. dofinansowania. Pozostałe koszty będzie musiało pokryć Stowarzyszenie. Jego członkowie liczą na środki z przekazanego przez podatników 1,5 proc.
– 1,5 proc. czasami jest dla nas zbawienne. Każdy z nas dzwoni do swojej rodziny: „Tylko pamiętaj o nas”... Liczymy na innych, ale też bardzo dużo dajemy od siebie i całe nasze środowisko angażujemy – żeby tylko o nas pamiętali – opowiada prezes Stowarzyszenia Bembnista-Przekwasińska.