Środa, 25 grudnia godz.18.10
Kapitan żeglugi wielkiej – do niedawna komendant "Daru Młodzieży".
"Czasu nadrobić się nie da. Można w sposób intensywny ten czas spędzić. Kiedy jesteśmy na statku i nie mamy możliwości spotkać się, odtwarzamy sytuacje, z których jesteśmy zadowoleni, albo mniej zadowoleni i to jest też bardzo wartościowe. Ta rozłąka też dobrze wpływa na związek."
Powtórka audycji w sobotę - 28 grudnia, o godz. 22.05.
Mówi o sobie po prostu – marynarz. Był najmłodszym komendantem Daru Młodzieży, jego mistrzem był wieloletni komendant Daru – kapitan Leszek Wiktorowicz, który niejako go namaścił na swojego następcę. W 2009 roku rozpoczęła się dla Artura Króla przygoda kierowaniem załogą najznamienitszej fregaty. Przygoda zakończyła się nagle, po zmianie władz Akademii Morskiej w Gdyni. Tegoroczne święta spędzi daleko od domu u wybrzeży Nigerii.
Kiedy ostatnio rozmawialiśmy zastanawiał się Pan nad swoim dalszym zawodowym życiem.
- Rozdroże życiowe polegało na tym, że nagle się coś skończyło i nie było to planowane. Gdybym miał plan na przyszłość i zszedł ze statku, na którym pływałem, nie byłoby to dla mnie zaskoczeniem. Stojąc na kei trzeba było się wziąć do roboty, znaleźć taką pracę, którą mogę wykonywać. Nie chciałem zostawać w bezruchu, marazmie, który i tak mi towarzyszył przez dłuższy czas. Praca daje możliwość spojrzenia na życie w inny sposób
Szukał Pan pracy na morzu i taką pracę Pan znalazł.
- Nawet nie próbowałem poszukiwać innej. Wiele lat swojego życia poświęciłem na to, żeby nauczyć się żyć na morzu, pracować. Jestem przekonany, że to nie był dobry czas na zmianę branży. Zbyt wiele w życiu zrobiłem w tym kierunku, żeby być przekonanym o tym, że robię to dobrze.
Jak się jest komendantem Daru Młodzieży w młodym wieku, to co potem można robić. Co jeszcze można robić?
- Pewnie niektórzy mają do tego inny stosunek. Ja nazywam wszystkich, którzy pracują na morzu – marynarzami, bez względu na to czy są marynarzami, bosmanami, oficerami czy kapitanami. Jako kapitan statku uważam się za marynarza. W tym sensie, że spędzamy sporo naszego życia na morzu. Może już nie jestem komendantem, ale kapitanem się pozostaje, jest to sprawa mentalna. Przez czas kiedy się bywa na tym wysokim stanowisku, zaczynamy myśleć inaczej, poważniej, dojrzalej. Później nawet kiedy zajmujemy się czym innym nadal w tym sensie pozostajemy kapitanami. W tej chwili pracuję na zupełnie innym statku. To nie jest statek szkolny. Tu jest wszystko oznaczone: czas pracy, sekwencja ruchów, jesteśmy trybikiem w wielkiej maszynie. Na każdą okoliczność jest procedura, która nie daje nam zbyt dużego pola manewru. Jest to w sumie ciekawa praca, sam fakt, że pracuje się na nowoczesnym sprzęcie, w nowoczesnej technologii, ale ta nowa technologia przestaje być ciekawa po dwóch trzech tygodniach, kiedy się opatrzy i wtedy wciskamy po prostu guziki.
Śni się Panu Dar Młodzieży?
- Nie, pytanie, które Pani zadała … nie ma lepszej dwuznaczności. Czy mi się śni – śpię bezsennie, natomiast czy myślę o powrocie na statek? Myślę o tym w kategoriach bardzo karkołomnego przedsięwzięcia. Jest wiele czynników, które ode mnie nie zależą kompletnie i mam tego świadomość. W sytuacji, w której tylko część zależy od nas, a pozostała jest od nas niezależna, trudno realnie myśleć o powodzeniu. Pani zapytała o sen, więc realne czy senne ??? Czasami przewija się taka myśl o powrocie, później przychodzi wyważona ocena, na ile jest to możliwe, po chwili okazuje się, że to nie jest takie proste. Po czym następuje zerwanie "snu" i … normalny dzień.
Jak wygląda Pana obecny system pracy? Ile jest Pan w domu, a ile na morzu?
- W obecnym systemie pracy pracujemy sześć tygodni na morzu i sześć tygodni jesteśmy w domu.
To jest pewnie nie łatwe dla rodziny.
- No cóż, jak mawiał Pawlak "Był czas przywyknąć". Takie jest nasze życie. Miałem wcześniej świadomość, że bardzo wiele czasu będę spędzał z dala od rodziny. To samo dotyczy rodzin marynarskich, wszyscy mają tego świadomość. Po pewnym czasie staje się to zupełnie normalne, na tyle, że nikt o tym nie dyskutuje.
Jak wraca Pan do domu, to nadrabia Pan "stracony czas"?
- Czasu nadrobić się nie da. Można w sposób intensywny ten czas spędzić. Kiedy jesteśmy na statku i nie mamy możliwości spotkać się, odtwarzamy sytuacje, z których jesteśmy zadowoleni, albo mniej zadowoleni i to jest też bardzo wartościowe. Ta rozłąka też dobrze wpływa na związek.
Rozmawiamy przed świętami, na Boże Narodzenie będzie Pan w domu?
- Nie tego roku. Kromka chleba, to jest normalne w naszym zawodzie. Pływając na Darze Młodzieży rzeczywiście zwykle bywałem na Boże Narodzenie w domu, natomiast długo nie było mnie na lądzie podczas Wielkanocy, I tak zawsze w kratkę, tym razem padło na Boże Narodzenie. Ważne jest to, czym są dla nas święta, jeśli tylko manifestacją suto zastawionego stołu, objadaniem się, to jest to zły sposób, za takimi świętami tęsknił nie będę. Jeśli zdajemy sobie sprawę z istoty świąt to rzeczywiście może być trochę smutno, że nie dane będzie nam spędzić ich z bliskimi.
Jaki zapamiętał Pan smak świąt z dzieciństwa?
- Zupa … trudno mi to nazwać zupą. To są kluski z makiem, które pływają w zalewie miodowej. Babcia je robiła, dziś już tego nie jadam, nawet chyba nie wiedziałbym jak to zrobić.
Czy jest jakiś utwór świąteczny, który Pana dobrze nastraja z dala od domu?
- Jest taka muzyka, chociaż to nie są kolędy. Świetną płytę wydał Sting jakiś czas temu. Na okładce widać Stinga spacerującego z psem zimą przez zaśnieżony las. Cała płyta jest w bardzo dobrym klimacie, pasującym do świąt. Właściwie słucham tej płyty tylko zimą, może zasugerowałem się okładką.
Zobacz także
Wirtuoz skrzypiec. Pierwszy Polak, który zdobył zwyciężył w Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Nicolae Paganiniego w Genui. „...jestem normalnym… Czytaj dalej »
Już w XXI wieku wygrał program „Droga do Gwiazd” w TVN i triumfował na Międzynarodowych Spotkaniach Wokalistów Jazzowych w Zamościu. Piotr Salata w dorobku… Czytaj dalej »
Kompozytor. Niedawno jego muzyka do filmu „Znachor” została zaprezentowana przez orkiestrę symfoniczną Filharmonii Pomorskiej i zespół SVAHY. „Przyznam… Czytaj dalej »
„Człowiek w kapeluszu”, który pomiędzy innymi zajęciami wystartował z nowym singlem. „czasami zdarza się, że piszę sam piosenkę od początku do… Czytaj dalej »
Dyrygent symfoniczny, operowy i wielkich widowisk muzyki filmowej. Urodzony w Brazylii, od blisko 40 lat mieszkający w Polsce. Każde spotkanie z nim to prawdziwa… Czytaj dalej »
Ewelina Flinta i Arkadiusz Lipnicki opowiadają o współpracy przy nowym albumie. „...Cała pandemia bardzo mocno też opóźniła wydanie płyty, bo tak… Czytaj dalej »
Reżyser spektakli muzycznych, od kilkunastu lat reżyser koncertów Sylwestrowo-Noworocznych w bydgoskiej Operze Nova, z którym spotkaliśmy się 27 grudnia… Czytaj dalej »
Dyrygent, mieszkający od blisko 40 lat w Stanach Zjednoczonych. Urodzony Ślązak, wykształcony skrzypek i później dyrygent, co roku proponuje melomanom Filharmonii… Czytaj dalej »
Muzyk, pianista, kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista i pedagog. Rozmawiamy podczas 1. Festiwalu Piosenki Filmowej, którego kierownikiem muzycznym był… Czytaj dalej »
Głos zespołu Poluzjanci przywędrował do studia Polskiego Radia PiK z najnowszym albumem swojej formacji, ale nie tylko o płycie będziemy rozmawiać. „...Gdy… Czytaj dalej »