Środa, 23 października godz.18.05
Brazylijski dyrygent, kompozytor z polskim obywatelstwem, szef m. in. Capelli Bydgostiensis.
"Mieszkałem w mieście, gdzie do dziś nie ma orkiestry..., jest piękny teatr, przepiękne plaże i piękna pogoda. Tam odkryłem w wieku ośmiu lat, że będę dyrygentem w Europie..."
Powtórka audycji w sobotę - 26 października, o godz. 22.05.
Zanim zostałeś dyrygentem, wcześniej grałeś na altówce?
- Nikt nie jest doskonały (śmiech), od czegoś w życiu trzeba zacząć. Proces edukacji – wszystko co robiłem w życiu artystycznym było drogą do dyrygentury. Jako małe dziecko wiedziałem, że będę dyrygentem. Altówka, kompozycja, wszystkie inne instrumenty w orkiestrze, osiem lat w szkole baletowej... wiedziałem, że im więcej będę miał doświadczenia, tym lepiej dla mnie. Z jednej lekcji szedłem na kolejną, po lekcjach ćwiczyłem skoki do wody. Całe dni spędzaliśmy w takim ośrodku.
Po tej szkole utwierdziłeś się, że to będzie – dyrygentura
- To był totalnie absurdalny pomysł. Pochodziłem z wielodzietnej rodziny, klasy średniej niskiej w kraju, gdzie o dyrygenturze mogą pomarzyć jedynie bogate dzieci. Mieszkałem w mieście, gdzie do dziś nie ma orkiestry, jest piękny teatr, przepiękne plaże i piękna pogoda. Tam odkryłem w wieku ośmiu lat, że będę dyrygentem w Europie.
Czyli taką najważniejszą cechą jest u Ciebie konsekwencja?
- Tak jest. Uczyłem się grać na klarnecie, potem na innych instrumentach. Za to, że grałem na instrumentach dętych w orkiestrze dętej, w szkole nie musiałem płacić czesnego. W tym samym czasie zacząłem naukę gry na instrumentach smyczkowych. Uważałem, że jeśli chcę być dyrygentem muszę je poznać. Po kryjomu zarabiałem grając na balach podczas karnawału, aż wreszcie w wieku 17 lat dostałem dobrze płatną pracę na południu kraju. To umożliwiło mi dalsze studia dyrygenckie, potem pobyt w Nowym Jorku, Wiedniu, aż wreszcie ucieczka do Polski, która trwa już blisko 28 lat.
Co takiego sprawiło, że młody, zdolny człowiek po Juilliard School wybiera Polskę.
- Przypadek. Moja historia napisana jest "cudami". Po moim debiucie w Brazylii, pani koncertmistrz orkiestry brazylijskiej, którą była Polka zachęciła mnie, abym wyjechał na dalsze kształcenie do Polski. Nawet nie do końca wiedziałem gdzie była ta Polska..., wiedziałem, że gdzieś między Paryżem a Moskwą. Powinna być bardzo zimna, komunistyczna - czyli bez coca-coli, wszyscy jeżdżą na rowerach, a w sklepach są dwa komplety ubiorów. Tak sprzedawano obraz Polski. W tym czasie był w Brazylii przegląd polskiego kina, a przed projekcją kronika filmowa. Z niej się wiele dowiedziałem o kraju. Sprzedałem altówkę swojemu studentowi, miałem na bilet w jedną stronę, trochę na własne wydatki i pojechałem. Zdałem egzaminy na warszawską Akademię Muzyczną. To był początek nowej ery w moim życiu.
To był 1985 rok?
- Tak, Polska była zupełnie inna, jeszcze załapałem się na kartki. Ale mogłem jednocześnie chodzić na koncerty, spektakle, opery i miałem wspaniałego profesora – Henryka Czyża.
A znałeś wcześniej profesora Czyża?
- Tak, uczył się u niego pewien brazylijski dyrygent. Już po pierwszej rozmowie stwierdziłem, że to czarujący człowiek o wielu zdolnościach, niesłychany gawędziarz, znakomity pisarz. On miał wielki udział w tym, kim dzisiaj jestem. Prowadził lekcje wyjątkowo – pięciu studentów uczestniczyło razem w zajęciach, kiedy jeden dyrygował - czterech krytykowało. Tak rodziła się wyjątkowa atmosfera w klasie. Najlepsze były dwa momenty – przerwa, kiedy razem siedzieliśmy w bufecie i dyskutowaliśmy nie tylko o muzyce – drugi, kiedy się kończyła lekcja i profesor zabierał mnie do domu, nalewał koniaczek i długo rozmawialiśmy. Potem poszły plotki, że Florencio to jest to zagubione dziecko profesora z Marią Fołtyn zrobione w Argentynie (śmiech). Nigdy ich nie dementowałem. Jedyne co mi w tym przeszkadzało to to, że w Argentynie. To on powiedział, że widzi mnie w kanale orkiestrowym, co mnie wtedy oburzało, bo chciałem dyrygować wielkimi dziełami symfonicznymi. Jednak tak się złożyło, że repertuar operowy to jakieś 60 procent mojej działalności.
Żona jest też artystką?
- Kiedy dyrygowałem w Łodzi "Święto Wiosny" na scenie tańczyła kobieta, która potem została moją żoną.
Twój zawód to wieczne pakowanie walizki i praca w różnych miejscach. Wspólnie tak podróżowaliście po Polsce?
- Póki nasze córeczki były małe to tak, ale kiedy zaczęły chodzić do szkoły a my byliśmy w Poznaniu, moje dzieci już wyjeżdżać nie chciały, więc podróżowałem sam po świecie a rodzina czekała w domu w Poznaniu. Aż do czasu kiedy moje córki dorosły – jedna mieszka z chłopakiem i studiuje na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, a druga rozpoczęła studia muzyczne w Warszawie i znowu jesteśmy sami.
Jesteś w Polsce 28 lat – myślisz po polsku?
- Ja śnię po polsku. Kiedy widzę autobus to numery czytam po polsku. W sumie niekiedy nie wiem kiedy mówię po polsku, a kiedy po portugalsku. Na szczęście mówiąc po portugalsku nie mam obcego akcentu.
Zobacz także
Ewelina Flinta i Arkadiusz Lipnicki opowiadają o współpracy przy nowym albumie. „...Cała pandemia bardzo mocno też opóźniła wydanie płyty, bo tak… Czytaj dalej »
Reżyser spektakli muzycznych, od kilkunastu lat reżyser koncertów Sylwestrowo-Noworocznych w bydgoskiej Operze Nova, z którym spotkaliśmy się 27 grudnia… Czytaj dalej »
Dyrygent, mieszkający od blisko 40 lat w Stanach Zjednoczonych. Urodzony Ślązak, wykształcony skrzypek i później dyrygent, co roku proponuje melomanom Filharmonii… Czytaj dalej »
Muzyk, pianista, kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista i pedagog. Rozmawiamy podczas 1. Festiwalu Piosenki Filmowej, którego kierownikiem muzycznym był… Czytaj dalej »
Głos zespołu Poluzjanci przywędrował do studia Polskiego Radia PiK z najnowszym albumem swojej formacji, ale nie tylko o płycie będziemy rozmawiać. „...Gdy… Czytaj dalej »
Na początek „Zwierzeń przy muzyce” w roku 2025, Mateusz i Franciszek Pospieszalscy opowiadają o rodzinnym koncertowaniu i nowej płycie pt. „Dom”. … Czytaj dalej »
W „Zwierzeniach przy muzyce” subiektywne podsumowanie roku 2024 w piątkowych spotkaniach z gośćmi Magdy Jasińskiej. Pojawią się: Irena Santor, Olga Bończyk… Czytaj dalej »
Z panią Ireną Santor spotkałam się tuż przed jej 90. urodzinami, w towarzystwie Marii Szabłowskiej – dziennikarki Polskiego Radia. „...widzę, że… Czytaj dalej »
Wokalista, aktor, prezenter telewizyjny, juror „The Voice Senior” zagościł w Polskim Radiu PiK. „...Czuję się człowiekiem, który ma dużo zainteresowań… Czytaj dalej »
Płyta „Debiut. Jazz Jamboree ‘67/’68” z premierą 6 grudnia br. będzie pierwszą publikacją nagrań powstałych podczas obu koncertów. Będzie też… Czytaj dalej »