Pianista, aranżer, wykładowca na Wydziale Edukacji Muzycznej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, bandleader…
"Wiadomo, życie przynosi różne sytuacje i czasem przypadki rządzą naszym losem. W moim przypadku, raczej to było właśnie zrządzenie losu, że przyszedłem akurat tu, do Bydgoszczy na studia. Akurat poznałem takich ludzi a nie innych. Niezależnie od stylistyki muzycznej najważniejsi zawsze są dla mnie ludzie, których spotykam na ścieżce muzycznej..."
W piątek, 6 kwietnia 2018, godz. 21:07
W dobrej kolejności wymieniłam?
- Chyba jednak najbardziej to bandleader.
Ale mam takie wrażenie, że wyważasz swoją pracę, że ta równowaga jest zachowana.
- Prawdopodobnie tak, aczkolwiek na co dzień to jest przede wszystkim myślenie o big–bandzie, który prowadzę już od ponad 10 lat w Pałacu Młodzieży.
A w którym momencie przyszła ta myśl, żeby zająć się właśnie big-bandem?
- Wiadomo, życie przynosi różne sytuacje i czasem przypadki rządzą naszym losem. W moim przypadku, raczej to było właśnie zrządzenie losu, że przyszedłem akurat tu, do Bydgoszczy na studia. Akurat poznałem takich ludzi a nie innych, akurat usłyszałem o big-bandzie, który działa w Pałacu Młodzieży i przez 2 lata moi koledzy namawiali mnie - „chodź, chodź, bo się świetnie tam nadajesz, brakuje nam akurat pianisty”. Tak trafiłem do Pałacu Młodzieży, najpierw za klawiaturę, a potem za pulpit tylko, że to „ potem” trwało pewną chwilę.
A w którym momencie przyszła ta myśl, żeby zająć się właśnie big-bandem?
- Wiadomo, życie przynosi różne sytuacje i czasem przypadki rządzą naszym losem. W moim przypadku, raczej to było właśnie zrządzenie losu, że przyszedłem akurat tu, do Bydgoszczy na studia. Akurat poznałem takich ludzi a nie innych, akurat usłyszałem o big-bandzie, który działa w Pałacu Młodzieży i przez 2 lata moi koledzy namawiali mnie - "chodź, chodź, bo się świetnie tam nadajesz, brakuje nam akurat pianisty". Tak trafiłem do Pałacu Młodzieży, najpierw za klawiaturę, a potem za pulpit tylko, że to "potem" trwało pewną chwilę.
Piotrze, a skąd w ogóle do nas przyjechałeś? Czy Bydgoszcz była Twoim pierwszym wyborem?
- Pochodzę z Włocławka, aczkolwiek moje rodzinne strony są jeszcze dalej w kierunku Warszawy, okolice Skępego. Stamtąd pochodzą moi rodzice, ja natomiast urodziłem się w Lipnie, do dziś mam tam swoją rodzinę.
A czujesz się już bydgoszczaninem?
- Raczej tak. Już tyle lat pracuję, mieszkam i żyje w Bydgoszczy. Jak pomyślę o Włocławku, to tam dorastałem i rozwijałem się muzycznie. Zawdzięczam wiele wspaniałym ludziom, m.in. Jankowi Jabłońskiemu, który obecnie pracuje w Centrum Kultury Browar B. Kiedy go poznałem to pracował wówczas w Wojewódzkim Domu Kultury – WDK. Adaś Palma jako student przyjeżdżał z Katowic ze swoimi kolegami (m.in. Łukaszem Żytą, Piotrkiem Wyleżołem). Wtedy to były moje początki słuchania i grania jazzu. Adaś Palma był moim pierwszym nauczycielem jazzu. W szkole muzycznej we Włocławku uczyłem się grać na trąbce . Dlatego może ten big-band nie jest mi taki obcy, bo wiem co znaczą bolące i zgrane usta "dęciaka". Potrafię zrozumieć grających – wyczuwam, jak długo można jeszcze ich "pocisnąć" na próbie.
Potem był fortepian?
- Nigdy nie było fortepianu. Edukacyjnie to w szkole muzycznej miałem jedynie przez rok "przymusowy" fortepian dodatkowy. Ale klawiatura towarzyszyła mi od dzieciństwa. W domu był akordeon, kiedy miałem kilka lat to dziadek zainwestował we wnuka…
To znaczy, że grałeś na "wstydzie"?
- Tak, na wstydzie, cyji, ciąży. Pamiętam, że pierwszy mój akordeon, to była "32-basówka" .
Czyli rozumiem, że Włocławek Cię trochę zainfekował takim uczuciem, trwałym uczuciem do jazzu?
- Oczywiście! Czasami się zastanawiam czemu jazz, ale na pewno stało się tak, że spotkałem kilka osób. Aczkolwiek często spotykamy różne osoby i wcale nic z tego nie wynika…
Ale powiedzmy, że się nie zasklepiasz tylko w samej muzyce jazzowej.
- To prawda, wtedy był WDK we Włocławku, królowała poezja śpiewana i króluje zresztą do dziś. Tak więc była poezja śpiewana, była piosenka autorska. Jednak niezależnie od stylistyki muzycznej najważniejsi zawsze są dla mnie ludzie, których spotykam na ścieżce muzycznej.
Od lat pracujesz z młodymi adeptami wokalistyki przy konkursie Festiwalu Serca Bicie pamięci Andrzeja Zauchy i wyciągasz z tych ludzi wszystko co najlepsze.
- Bo każdy z nich jest inny i ważne, żeby dostrzec tą inność. Konkurs Serca Bicie jest konkursem etapowym i w finale pojawiają się osoby, które są świadome tego co śpiewają i o czym śpiewają. Tutaj nie ma pracy u podstaw. Razem z Januszem Szromem przygotowujemy ich do występów w finale. Pełnię rolę kierownika muzycznego i akompaniatora. W tego rodzaju pracy od wokalisty oczekuję, aby określił charakter i kierunek stylistyczny. Pianista - akompaniator ma ogromny wpływ na prezentację wokalisty, dlatego staram się po pierwsze nie przeszkadzać. Dążymy do tego, żeby było jak najpiękniej, żeby podkreślić to co jest ważne, ażeby było jeszcze ważniejsze.
Chyba nawet już poszła taka fama pośród młodych wokalistów, że jak nie potrafisz śpiewać, to się lepiej na Zauchę nie kwalifikuj.
- Coś w tym jest. Andrzej Zaucha był niewątpliwie wielkim artystą.
A ty lubisz te piosenki?
- Tak, oczywiście.
Opowiesz mi trochę o swoim Big-bandzie? Big-Band się rozwija. Bierzecie na warsztat coraz trudniejsze utwory, ale to wcale nie jest taka łatwa praca, prawda?
- Coraz trudniejsze utwory. Pewnie mówisz o płycie, która ostatnio została nagrana. Płyta dotyczyła mojego przewodu doktorskiego – problemy wykonawcze w aranżacjach Sammy Nestico i Boba Minzera. Chciałem z tego miejsca podziękować moim muzykom, którzy nagrywali ten materiał. Aranżacje Minzera mają specyficzny smak, który nie każdy lubi. Wybrałem te dwie wybitne postacie jazzu i zestawiłem je obok siebie, starając się wykazać różnice i podobieństwo w kreowaniu muzycznego big-bandowego języka.
Zobacz także
W „Zwierzeniach przy muzyce” subiektywne podsumowanie roku 2024 w piątkowych spotkaniach z gośćmi Magdy Jasińskiej. Pojawią się: Irena Santor, Olga Bończyk… Czytaj dalej »
Z panią Ireną Santor spotkałam się tuż przed jej 90. urodzinami, w towarzystwie Marii Szabłowskiej – dziennikarki Polskiego Radia. „...widzę, że… Czytaj dalej »
Wokalista, aktor, prezenter telewizyjny, juror „The Voice Senior” zagościł w Polskim Radiu PiK. „...Czuję się człowiekiem, który ma dużo zainteresowań… Czytaj dalej »
Płyta „Debiut. Jazz Jamboree ‘67/’68” z premierą 6 grudnia br. będzie pierwszą publikacją nagrań powstałych podczas obu koncertów. Będzie też… Czytaj dalej »
Piotr Zubek, wokalista, laureat niezliczonej liczby konkursów wokalnych, właśnie wydał „epkę” pt. „Nareszcie na swoim”. „...rzeczy, które robię… Czytaj dalej »
Aktorka, wokalistka, która w miniony piątek 15 listopada br. wystąpiła wraz z orkiestrą symfoniczną w Filharmonii Pomorskiej im. Ignacego Jana Paderewskiego… Czytaj dalej »
Krzysztof Krawczyk: idol, symbol, wzór. Trzy lata po odejściu artysty w siedmiu polskich miastach najlepsze polskie wokalistki i wokaliści solo i w duetach… Czytaj dalej »
Reżyser, aktor, muzyk, artysta kabaretowy i pedagog. Ostatnio wyreżyserował w Operze Nova sztukę pt. „Służąca Panią”. „...ja potrzebuję ciągłej… Czytaj dalej »
To wyjątkowe Zwierzenia, w których zabrzmiały fragmenty audycji zawierających rozmowy z artystami, których już z nami nie ma albo wspomnienia nieżyjących… Czytaj dalej »
Wiolonczelista, kompozytor, człowiek - instytucja, aranżer, wydał kolejną płytę „Cellotapes”. „...cellotapes to taśma klejąca po angielsku i to… Czytaj dalej »