Bartosz Kownacki
Michał Jędryka: Co się stanie, jeżeli wybory wygra Rafał Trzaskowski?
Bartosz Kownacki: Nie jest to nic nadzwyczajnego. Takie sytuacje w historii polskiego parlamentaryzmu ostatnich 30 lat miały miejsce. Zdarzało się, że prezydent był z jednego obozu, a rząd z zupełnie innego. Nigdy jednak ta współpraca nie była najlepsza i w tym wypadku - śmiem twierdzić, że dojdzie do wcześniejszych wyborów. Boję się, że nie da się rządzić w sytuacji, gdy z opozycji pochodzi Senat i prezydent. Wtedy rząd, który ma większość – ale ta większość też nie jest jakaś nadzwyczaj duża, bo to jest przewaga pięciu, w porywach może do sześciu posłów, którzy głosują za projektami przygotowanymi przez Zjednoczoną Prawicę - nie będzie mógł rządzić.
Bo jak to robić w sytuacji, gdy reformy, które są przygotowywane - bo Polska cały czas, szczególnie w dobie koronawirusa, przygotowuje kolejne pakiety zmian, ułatwiające funkcjonowanie i modernizujące nasz kraj – prezydent będzie wetował, a będzie to robił, bo taki będzie miał cel. Będzie to bowiem obliczone na strategię, by rząd Prawa i Sprawiedliwości czy Zjednoczonej Prawicy w perspektywie kilku miesięcy przestał istnieć. Będzie więc próba doprowadzenia do wcześniejszych wyborów, a konsekwencją tego nie będzie lepszy rząd - na przykład Koalicji Obywatelskiej w sojuszu z SLD czy też z Lewicą, z PSL czy Konfederacją, tylko rząd nastawiony na trwanie i na korzystanie z owoców władzy, a nie nastawiony reformatorsko.
W ostatnich pięciu latach liczba zmian i reform, które zostały przeprowadzone, jest nieporównywalna, ale do tego potrzebny jest prezydent z jednego obozu. Nie zawsze musi on mówić tym samym głosem, bo wielokrotnie zdarzało się, że prezydent bądź wetował ustawę, bądź wymuszał pewne zmiany, ale jednak patrzył w jednym kierunku. Natomiast jeżeli będzie prezydent, który nie patrzy w tym samym kierunku - więcej – prezydent wywodzący się z obozu, który chce przejąć władzę w Polsce, to w perspektywie kilku miesięcy będziemy musieli przygotować się do następnych wyborów i - nie daj Boże - do wielkiego chaosu i kryzysu.
I do bez przerwy trwającej kampanii wyborczej, którą mamy już od trzech lat.
- I której Polacy mają dosyć. Dla nas polityków to jest naturalny żywioł, kampania trwa dla nas przez całe cztery lata pełnionej funkcji. Polacy jednak rzeczywiście już powoli zaczynają mieć tego dosyć, bo przez ostatnie półtora roku mieliśmy kampanię - poczynając od samorządowej, poprzez eurowybory, wybory parlamentarne i teraz wydłużoną kampanię prezydencką.
Rząd i państwo musi się też nastawić tak – i tak są obliczone wybory - żeby był czas na spokojne rządzenie, zarządzanie i reformowanie państwa. Jeżeli będziemy cały czas od wyborów do wyborów, to nie będzie to z korzyścią dla nas wszystkich, dla Polski.
Wydaje się, że w tych trudnych czasach – gdy cały świat, Europa, również Polska zmierzają do bardzo poważnego kryzysu - potrzebna jest stabilizacja i spokój.
Nie doszło do debaty pomiędzy kandydatami na prezydenta. Sztab Rafała Trzaskowskiego w ostrych słowach krytykuje odrzucenie przez prezydenta debaty w Lesznie, tymczasem telewizja publiczna proponowała debatę w Końskich. Jak Pan to skomentuje?
- Są wymogi ustawowe, które przewidują, że TVP jako telewizja publiczna ma obowiązek przeprowadzenia debaty i to ona reguluje, gdzie, w jakim miejscu i na jakich zasadach, ale to ona musi ją przeprowadzić, a obowiązkiem kandydatów jest stawić się na tej debacie.
To jest jedna kwestia, a druga – mam wrażenie, że to taka licytacja na debatę: „moja lepsza od twojej”. Wolałbym, żeby politycy, którzy startują w wyborach na urząd prezydenta, skoncentrowali się po pierwsze na rozmowie z ludźmi, a po drugie - na wypełnianiu ustawowych obowiązków. Jeżeli kodeks wyborczy mówi, że ma być zrealizowana debata i że ma być to debata w telewizji publicznej, to - z tego co się orientuję - telewizja TVN nie jest telewizją publiczną, ale jest to telewizja z kapitałem, reprezentującym Stany Zjednoczone. Oczywiście może różnego rodzaju programy realizować, natomiast obowiązek zorganizowania debaty spoczywa na telewizji publicznej i to powinno kończyć jakiekolwiek dyskusje. (...)