Prof. Mieczysław Ryba
Michał Jędryka: Przed naszą rozmową przeglądałem pana dokonania naukową. Moją uwagę zwrócił referat, który pan wygłaszał w ubiegłym roku zatytułowany „Problem granic moralnych w polityce. Rozważania na przykładzie nacjonalizmu polskiego, niemieckiego i ukraińskiego”. Zostawmy te nacjonalizmy, ale jak pan ocenia, właśnie w kontekście granic moralnych, piątkową okładkę „Faktu”, która wywołała taką burzę.
prof. Mieczysław Ryba: Oczywiście było to przekroczenie wszelkich granic w tym zakresie. Przede wszystkim mówimy o prawdzie, bo ten przekaz był całkowicie fałszywy. Wiemy o tym, że dla tej rodziny pokrzywdzonej ułaskawienie, którego dokonał prezydent było błogosławieństwem. Oni są wdzięczni, ich relacje z tego, co wiemy, jakie świadectwo dają, układają się bardzo dobrze, więc z pewnego dobrodziejstwa, które się stało uczyniono po prostu skandal. Tu już jest rzecz, która nie powinna mieć miejsca i żadne szanujący się jak pismo nie powinno się tego dopuszczać. Po drugie oczywiście był to atak na głowę państwa, ponieważ zestawienie prezydenta - czy w ogóle kogokolwiek, nawet gdyby nie był prezydentem - w sposób fałszywy z pedofilią, a tak to mniej więcej ikonograficznie wyglądało. Wyglądało to tak, jakby prezydent był wręcz odpowiedzialny za jakąś pedofilię czy za uniewinnianie pedofilów. Wyglądało to katastrofalnie to od strony wizerunkowej, więc przekroczona została kolejna granica. Wreszcie mamy kampanię wyborczą, a więc brutalizacja metod działania w kampanii wyborczej, przekraczająca wszelkie granice moralne nie powinna mieć miejsca, bo wiemy do czego to może ostatecznie doprowadzić.
Czy tego typu publikacje - zdaniem pana profesora- mają w ogóle wpływ na głosy wyborców? Jesteśmy już na finiszu kampanii, w momencie, kiedy właściwie wszyscy, których można było przekonać są chyba przekonani. Tym bardziej, że ta kampania była taka długa.
To nie jest do końca prawda, bo są też tacy wyborcy, zwłaszcza w wyborach prezydenckich, bo to są wybory o największej frekwencji, którzy podejmują decyzję można by nawet powiedzieć w ostatniej chwili. Na sposób w dużym stopniu emocjonalny, ponieważ ich rozeznanie jest nie tak duże, nie są zainteresowani bieżącym życiem politycznym, gdzieś tam coś do nich dociera, a „Fakt” wiemy, że to nie jest prasa jakaś pogłębiona intelektualnie, tylko działa dokładnie tabloidowo, obrazkowo, więc starano się to wykorzystać w taki właśnie sposób, ażeby zadziałać na tego widza - odbiorcę. Jak to może wpłynąć? Moim zdaniem antyskutecznie, bo przekroczono wszelkie granice. To zostało obnażone. Wydaje mi się, że media publiczne i sama Kancelaria Prezydenta obnażyły tę manipulację w sposób bardzo precyzyjny, a jeśli tak, to dla przeciętnego Polaka, wyborcy takie zachowanie nie licuje i często wywołuje efekt odwrotny...
Tym bardziej, że sztab Rafała Trzaskowskiego nie odciął się od tej publikacji.
Tak, wręcz przeciwnie, jak gdyby zgłaszał swoje wątpliwości co do tego ułaskawienia. W tym względzie myślę, że przeszacowano i podjęto ten ryzykowny ruch i hejt, ale prawdopodobnie zdecydowano się na niego, bo gdzieś tam pewnie to zaplecze medialne Rafała Trzaskowskiego diagnozuje porażkę, więc w takiej sytuacji podejmuje się nawet bardzo ryzykowne działania. No a nuż się uda...