Adam Bujak
Adam Bujak jest światowej sławy fotografikiem, laureatem wielu nagród, odznaczony Orderem Orła Białego.
Ewa Dąbrowska: Pan fotografował Karola Wojtyłę już w latach 60., gdy był biskupem. Wtedy się bliżej poznaliście?
Adam Bujak: To było bardzo wcześnie. Gdy rozmawiam z Panią, widzę czubek jego domu w Krakowie, gdzie się przeprowadził. To było jego pierwsze mieszkanie przy ul. Tynieckiej 10.
W tym domu zmarł tata Karola Wojtyły.
Mój ojciec był oficerem Legionów, jego również. Oni się znali, rozmawiali, więc mogę powiedzieć, że od małego dziecka byłem w cieniu tego wspaniałego człowieka, który zresztą chodził koło mojego domu do kamieniołomu jako robotnik.
To był 1940-41 rok, wtedy Karol Wojtyła nie był jeszcze księdzem. Lata 60. to początek Waszej – można tak powiedzieć – przyjaźni?
Nie używałbym tego słowa, to Ojciec św. musiałby powiedzieć, jak było. Ale czułem wielką jego bliskość, przecież te listy, opłatki, które mi przesyłał na Boże Narodzenie. Wreszcie pożegnanie na łożu śmierci, kiedy napisał mi piękne słowa o krzyżu. Ja mu dystrybuowałem jego książkę „Któremu sprzeciwiać się będą”. Ten tekst wygłaszał do Pawła VI, wtedy był jeszcze arcybiskupem. Że myślał na łożu śmierci o tej książce, o jakimś tak fotografiku z Krakowa Adamie Bujaku…
Ilu fotografów miał Ojciec św.? Arturo Mari, Felici…
Felici był właściwie na drugim, trzecim planie. Oficjalnym fotografem był Arturo Mari, a ja byłem fotografem przyklejonym do Papieża. Arturo nie bywał na obiadach, kolacjach, a ja w nich uczestniczyłem. Takich spotkań było mnóstwo. Ktoś mnie pytał, ile razy pan widział papieża w życiu? Jak były wizyty międzynarodowe, to chodziłem z nim od rana do wieczora.
Pan był tam, gdzie inni nie dotarli. Czytałam Pana relację dotyczącą 1979 roku i pierwszej wizyty Papieża w kraju. Był Pan na Placu Zwycięstwa koło Ojca św., gdy mówił te słynne słowa: „Nie zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”.
Słyszałem te słowa nie przez megafon, ale będąc nie daleko tego wielkiego krzyża na Placu Zwycięstwa. To przecież było w sumie zwycięstwo polskiej wolności po wizycie papieża. To zostało zapamiętane jako wielkie echo. Te słowa do dziś są znane i cytowane.
Tak samo, jak mówił na błoniach krakowskich, na zasadzie pożegnania, byłem jakieś dwa metry od niego. Słyszałem, jak mówił te słowa, że ta pieśń „Barka” zaprowadziła go na konklawe, że podczas konklawe myślał o niej. (...)