Gościem Rozmowy Dnia był Radosław Sajna - profesor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Ekspert komentował obecną dyskusję wokół sposobu i terminu przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Odpowiedział też na pytania: czy możliwa jest zmiana kandydata głównej siły opozycyjnej? Czy państwo, społeczeństwo oraz wspólnota europejska zdały egzamin z solidarności podczas pandemii? Czy - jako wspólnota ludzi - będziemy tacy sami po zakończeniu kataklizmu?
Marcin Kupczyk: Sejm zdecydował, że wybory mogą się odbyć w formie tradycyjnej i – dla chętnych, po zgłoszeniu – w formie korespondencyjnej. Startować mogą dotychczasowi kandydaci, ale także mogą zgłosić się nowi. Ustawa powędrowała do Senatu, który ma 30 dni na jej rozpatrzenie, potem wróci do Sejmu. Była mowa o tym, że do wyborów możemy iść 28 czerwca, choć to nie jest pewne. Wcześniej mnożyły się propozycje co do terminu wyborów, były trzy terminy majowe, potem wybory w sierpniu, potem jesienią, wiosną przyszłego roku oraz za dwa lata. Skąd ta mnogość pomysłów?
Radosław Sajna: To efekt chaosu związanego z pandemią, gdyby nie ona wybory odbyłyby się w normalnym terminie. To sytuacja z którą mamy do czynienia pierwszy raz i stąd ten chaos.
Czy to wynik taktyki, czy troski o zdrowie?
Troska jest chyba dodatkowym aspektem. Wiadomo, że tu chodzi o interesy partii i sondaże miały na to wpływ. Rząd jest zobligowany do zorganizowania wyborów i z jednej strony stara się jakoś tę sytuacje rozwiązać, z drugiej musi też dbać o zdrowie Polaków, rząd ma tu problem, ale opozycja jest zmuszona interesami partyjnymi do działań tych, które widzimy.
Minister zdrowia, Łukasz Szumowski, rekomenduje wybory tradycyjne, ale za dwa lata. Ma być inaczej, a nie słyszeliśmy by minister zmienił zdanie.
Ta opcja hybrydowa, czyli że ktoś może zagłosować korespondencyjnie, ktoś tradycyjnie jest dobra, konsensusowa. Mam nadzieję, że głosowanie nie zmieni tych trendów jeśli chodzi o skalę zachorowań, to dobre rozwiązanie.