Jan Krzysztof Ardanowski
Michał Jędryka: Rozmawiamy w kuluarach Filharmonii Pomorskiej, w czasie uroczystości "Rolnik roku". Powiedział Pan w przemówieniu do rolników słowa dość zaskakujące dla człowieka z miasta, że "dusimy się żywnością", że nie tylko w Polsce, ale i na świecie jest jej zbyt wiele. Starsze pokolenie jeszcze pamięta, kiedy o żywność było bardzo trudno. Co się stało przez te 30 lat?
Jan Krzysztof Ardanowski: To może dziwne dla konsumentów, którzy nie znają sytuacji rolnictwa, ale faktycznie w krajach bogatych – a my do takich należymy, mówi się o bogatej północy – żywności jest pod dostatkiem. Bardzo wiele jej się także marnuje – około 30 proc. zarówno na etapie zbiorów u rolników, jak również przetwarzania. Bardzo dużo marnujemy żywności także w domach – wyrzucamy do śmieci. Jest mania zakupów, brak logiki, brak ustalenia tego, czego w domu brakuje, a jednocześnie różnego rodzaju promocje, dźwięki, zapachy, które są w sklepach. Ludzie kupują za dużo i potem żywność wyrzucają, myśląc również w demagogiczny sposób o tzw. terminie ważności. Taki termin oznacza datę, do której producent bierze za to odpowiedzialność, natomiast nie to, że następnego dnia produkt jest nic nie warty, że jest zepsuty, a często jest wyrzucany.
Rzeczywiście świat bogaty dusi się od nadmiaru żywności, a świat biedny – szacuje się, że około 820 milionów ludzi – przymiera głodem, jest na granicy śmierci głodowej. 2,5 miliarda ludzi jest niedożywiona, nie dojada. Posiłek w Afryce często jest jeden na 2 dni. To niemoralność tego świata, że żywność się marnuje, nie trafia do potrzebujących.
My w Polsce nie jesteśmy w stanie tego zmienić, ale naszym zadaniem – jako polskich rolników – jest produkować żywność zdrową, bezpieczną. To może być znak rozpoznawczy polskiej żywności – wysoka jakość, nie ilość. Ilością nie będziemy w stanie konkurować, ani również niskimi kosztami. Środki do produkcji kupujemy po cenach światowych, u wielkich producentów, jak: Ukraina, Rosja, Brazylia, Argentyna, Stany Zjednoczone, Kanada, Nowa Zelandia... Nie wiadomo, jaki skutek będą miały pożary w Australii dla rynku globalnego.
Z tymi wielkimi krajami nie jesteśmy w stanie konkurować, musimy się czymś wyróżnić i naszym naszą specjalnością, naszą szansą, znakiem rozpoznawczym powinna być żywność wysokiej jakości.
Jeden z rolników występujących na uroczystości wspomniał, że dziś – składając życzenia świąteczne – lepiej nie mówić "pogodnych świąt", ale "deszczowych świąt". To jedna z tych rzeczy, na które też nie mamy wpływu.
– To wyzwanie czasów współczesnych. Gołym okiem widać, że klimat się zmienia. Jest oczywiście globalna dyskusja, czy wpływają na to czynniki antropogeniczne, czyli pochodzące od człowieka, czy też są to cykliczne zmiany klimatu, na które człowiek wielkiego wpływu nie ma. Ale niewątpliwie obserwujemy gwałtowne zjawiska przyrodnicze – jednym z nich jest okres suszy, nawet nie tyle braku deszczu. Są długie okresy bez deszczu, a potem przechodzące deszcze są gwałtowne i niszczą przy okazji glebę, powodując masywne spływy również nawozów itd.
Problem gospodarki wodą jest jednym z najważniejszych, który stoi przed polskim, ale i europejskim rolnictwem, w szczególności w tych częściach Europy, gdzie klimat bardzo się zmienia. Może inaczej jest w Skandynawii, inaczej w pobliżu mórz, gdzie klimat morski powoduje, że ilość opadów jest wystarczająca.
Wspominał Pan, że będzie drugi nabór na dotacje do retencji wody. Ten pierwszy przyniósł zadowalające wyniki?
– Niestety nie. Uruchomiłem program we wrześniu – program wartości 100 milionów euro, czyli prawie pół miliarda zł – na dofinansowania w gospodarstwach inwestycji w budowie zbiorników retencyjnych, ewentualnie studni głębinowych i systemów nawodnieniowych. Zgłosiło się niecałe 700 rolników, to nie jest dużo. Nawet się zastanawiam – rolnicy mówią, że są problemy z suszą, ale jakoś zbyt wielu chętnych nie było. (...)