Bartosz Kownacki
Michał Jędryka: Został Pan wybrany do Krajowej Rady Sądownictwa. Wokół tego organu jest ostatnio głośno. Jest w centrum całej reformy sądownictwa, która była projektowana. Jednocześnie mało kto zdaje sobie sprawę, jakie są jego kompetencje i zadania.
Bartosz Kownacki: Jest to jedna z najważniejszych instytucji w państwie, bo - zgodnie z polską Konstytucją – jest to organ konstytucyjny. Jest kilka takich organów - obok Sejmu, Senatu, Rady Ministrów, Sądu Najwyższego. Jednym z kluczowych jest właśnie Krajowa Rada Sądownictwa, która ma gwarantować niezależność wymiaru sprawiedliwości. Jej technicznym, podstawowym zadaniem, oprócz wielu innych administracyjnych, są kwestie związane z powoływaniem sędziów. Krajowa Rada Sądownictwa przeprowadza cały proces, związany z rozstrzyganiem konkursów na sędziów sądów administracyjnych, sądów cywilnych, Sądu Najwyższego. W skład tej instytucji wchodzą przedstawiciele prezydenta, przedstawiciele sędziów, czterech przedstawicieli Sejmu i dwóch przedstawicieli Senatu.
Cała istota sporu, który od czterech lat nas rozgrzewa polega na tym, że zdaniem Prawa i Sprawiedliwości, ale także dużej części obywateli w Polsce, władza sądownicza była poddana tylko i wyłącznie kontroli sędziów nawzajem. Nie było żadnej kontroli zewnętrznej - nie było mechanizmu zazębiania się trójwładzy, czyli że każda z władzy w jakimś sensie jest zależna od drugiej i kontroluje drugą władzę, żeby nie była sobie państwem.
W przypadku Krajowej Rady Sądownictwa przed rokiem 2015 wyglądało to tak, że rzeczywiście był jeden przedstawiciel prezydenta, trzech przedstawicieli Sejmu, dwóch przedstawicieli Senatu. Pozostałe osoby to byli sędziowie. Łącznie Krajowa Rada Sądownictwa to powyżej 20 osób, kilkanaście osób było wybieranych przez sędziów, więc mieli większość. De facto - przedstawiciele sądu wybierali między sobą następnych sędziów. Zarzut był taki, że to środowisko dobierane przez kooptację, czyli jeżeli ktoś jest w nim znany i lubiany, ma powiązania koleżeńskie, rodzinne, towarzyskie to łatwiej mu niż komuś z zewnątrz, kto skończył na przykład aplikację adwokacką i po kilku latach pracy w zawodzie chciałby ubiegać się na przykład o stanowisko sędziego, nawet sądu najniższego – rejonowego.
Jest też taka teoria, że funkcja sędziowska powinna być ukoronowaniem kariery zawodowej, więc wydaje się, że ktoś, kto był adwokatem przez 10 lat, ma już dostateczne doświadczenie, żeby zostać sędzią.
Tę sytuację środowiskową PiS próbowało zmienić.
– Tak, próbowaliśmy to zmienić. Nie chodzi o to, żeby politycy wybierali sędziów, choć w różnych państwach jest to różnie ułożone. Instytucja, która powołuje sędziów jest w dużej mierze zależna od polityków, bo ktoś musi te osoby do Krajowej Rady wybrać. Nie chodzi o to, żebym ja, czy moi koledzy posłowie zdecydowali, że pan Kowalski będzie sędzią, a pan Zieliński, który ma inne poglądy, nie będzie. Tylko chodzi o to, żeby nie było tak, że pan Kowalski z panem Zielińskim się znają i ustalają, że pan Nowak też będzie sędzią, a inny nie ma szans.
Nasza propozycja była taka – sędziowie zgłaszają swoich kandydatów, mają taką listę, a to Sejm głosuje nad poszczególnymi kandydatami i wybiera ich do Krajowej Rady Sądownictwa – oczywiście spośród sędziów, a nie z osób innego zawodu. Byłaby wtedy gwarancja, że sędziowie są poddani jakiejś kontroli zewnętrznej. (...)