Jarosław Wenderlich
Michał Jędryka: Na ostatnim posiedzeniu Rady Miasta Bydgoszczy, przy wyborze członków rady ds. równego traktowania, doszło do ostrego konfliktu. Pana zdaniem taka rada jest w Bydgoszczy potrzebna?
Jarosław Wenderlich: Ostatnie przypadki, które miały miejsce w Radzie Miasta pokazują, że z bydgoskim samorządem nie jest dobrze. Przykład to choćby nadanie Medalu Kazimierza Wielkiego. Klub radnych Prawa i Sprawiedliwości zgłosił kandydaturę wybitnego naukowca, medyka, działacza „Solidarności" regionu bydgoskiego, bardzo zasłużonej osoby, odznaczonej przez prezydenta Bronisława Komorowskiego. Propozycja jednak nie została przyjęta przez klub radnych Platformy Obywatelskiej, jednocześnie nie przedstawiono nam żadnego argumentu, który by był przeciwko profesorowi. To przykład dyskryminacji ze względu na poglądy polityczne.
Czyli to dobrze że prezydent Bruski powołał radę?
- W tym akurat zakresie jest to zasadne, ale tryb wyboru członków rady już budzi zastrzeżenia. Pierwotnie miała ona składać się z tylko dwóch przedstawicieli Rady Miasta, ale przewodniczący klubu radnych Platformy Obywatelskiej porozmawiał z prezydentem i doszło do zmiany zarządzenia.
Pojawiła się kolejna propozycja, że będzie trzech przedstawicieli Rady Miasta. Klub radnych Prawa i Sprawiedliwości zgłosił wtedy kandydaturę zasłużonego radnego - działacza stowarzyszeń katolickich, organizacji pro-life, również różnych organizacji społecznych. Kandydatura wzbudziła kontrowersje z tego względu, że to ministrant i człowiek, związany z Kościołem. Ostatecznie kandydat klubu radnych PiS nie uzyskał akceptacji całej Rady Miasta Bydgoszczy. To pokazuje, że nie jest dobrze.
Nie pojawiły się żadne inne argumenty przeciwko Marcinowi Lewandowskiemu?
- Pojawił się m.in. argument, że jest ministrantem u ks. Kneblewskiego - dla nas zupełnie niezrozumiały i zaskakujący. To przecież człowiek niezwykle zaangażowany, filozof, absolwent studiów doktoranckich, pedagog reprezentujący środowiska katolickie. Uważam, że jak najbardziej zasadne byłoby, żeby ta osoba mogła uczestniczyć w obradach takiego gremium. Nie wiem, czego się obawiano? W efekcie ponownie dokonano dyskryminacji. Powiedziałem to wprost na ostatniej sesji Rady Miasta Bydgoszczy, że jeżeli kandydatura Prawa i Sprawiedliwości nie zostanie uwzględniona, to nie powołujmy rady do spraw równego traktowania, tylko radę do spraw dyskryminacji.
Co jest tak naprawdę źródłem konfliktu pomiędzy klubami w Radzie Miasta Bydgoszczy? Trwa on przecież od początku kadencji.
- W Radzie Miasta jest niestety bardzo zła praktyka, że wojenki ogólnopolskie przenosi się na grunt lokalny. Zaczęło się od kwestii prezydium RM. Niestety największy klub opozycyjny nie ma tam swojego przedstawiciela, co już kilka razy się zdarzało. W tej kadencji jednak nawet złamano zasady parytetu. Stanowimy przecież jedną trzecią RM. Zawsze przedstawiciel opozycji przewodniczył także - stosunkowo do ilości komisji - odpowiednim komisjom stałym. W tej kadencji przedstawicieli PiS-u wyrugowano ze wszystkich merytorycznych komisji stałych RM Bydgoszczy. Jedynie komisji rewizyjnej przewodniczy przedstawiciel PiS-u - to akurat ja. Gdyby jednak opozycji pozbawiono nawet komisji rewizyjnej, to byłby wyjątkowy skandal.
Tak zostały podeptane zasady samorządności w tej kadencji. W efekcie niestety dochodzi do takich sytuacji, jak w minioną środę, gdy radna Grażyna Szabelska złożyła wniosek do prezydenta, by zlikwidowano bariery architektoniczne dla niepełnosprawnych na rondzie Jagiellonów, prezydent przypomniał, że to było w jego programie wyborczym, a radni Platformy i SLD zagłosowali przeciwko. (...)