Prof. Roman Bäcker
Robert Erdmann: Chyba zmienia nam się krajobraz partyjny w Polsce?
Prof. Roman Bäcker: Zmienia się bardzo wyraźnie od kilku miesięcy, a teraz będziemy mieli potwierdzenie tego. Dzieje się tak z prostego powodu - pojawiły się dwie bardzo wyraźne nowe siły polityczne. Pierwsza to oczywiście Wiosna Roberta Biedronia, a druga - to trochę bardziej radykalna od PiS-u Konfederacja - ugrupowanie znaczących postaci, w którym - szczerze mówiąc - dominują narodowcy.
To może spowodować jakieś konsekwencje? Może nie teraz - w kampanii przy Eurowyborach, ale w przyszłych rządach, kiedy trzeba będzie na przykład tworzyć koalicje?
- Poczekamy na wyniki niedzielnych wyborów do Europarlamentu. Wszystko albo wiele wskazuje na to, że zarówno Wiosna, jak i Konfederacja przekroczą próg 5 proc., a być może zdobędą jeszcze więcej - wszystko zależy od frekwencji. Jeżeli tak się stanie, to oba te ugrupowania otrzymają tzw. wiatr w żagle i tym samym wyborcy i partie uwierzą, że mogą dostać się również do Sejmu. Z kolei jeżeli dostaną się do Sejmu, to diametralnie zmieni się układ sił politycznych. PiS będzie miał wyraźnego konkurenta po bardziej radykalnej - prawej stronie. Prawdopodobnie Koalicja Europejska pójdzie też do wyborów parlamentarnych, ale będzie miała po lewej stronie bardziej radykalną od siebie Wiosnę.
Co może być konsekwencją takiej sytuacji? Na przykład rozmowy koalicyjne - kto decyduje, bardziej umiarkowana strona, czy bardziej radykalna?
- Koalicja jest zawierana po to, żeby uzyskać większość w Parlamencie. Tym samym partia, która zwycięża, bo zdobywa najwięcej głosów, ale nie ma większości w Sejmie, musi rozpocząć rozmowy koalicyjne, oczywiście z tymi ugrupowaniami, które są jej najbliższe.
Możliwe jest wyobrażenie sobie, że PiS będzie chciał, albo musiał rozmawiać z Konferederacją, a z kolei Koalicja Europejska z Wiosną Roberta Biedronia. Koalicja między Schetyną a Kaczyńskim jest praktycznie w tej chwili niewyobrażalna, ale poczekajmy kilka lub kilkanaście miesięcy i zobaczymy.
W tej kampanii do Europarlamentu tematem bardzo gorącym jest pedofilia. Pan swego czasu użył pojęcia nie „skandal”, nie „afera pedofilska”, tylko „rewolucja antypedofilska”. Dlaczego?
- Mamy do czynienia nie tyle z gwałtowną przemianą świadomości, bo ona zachodzi już od chwili masowej popularności filmu „Kler”, ale z rewolucją świadomościową, polegająca na tym, że ludzie mniej boją się mówić o tym, o czym dawniej bali się nawet wspomnieć w rodzinie. Rewolucja polega na tym, że ludzie mówią: „To my sami wiemy, co jest dobre, a co złe. Księża, nauczyciele, ale też rodzice nie mają prawa nam mówić - wbrew naszym wyobrażeniom, że o tym nie powinno się mówić, to powinno się przemilczeć, bo to co prawda nie jest zbyt dobre, ale nie traktujmy tego jako zła”.
Rewolucja polega na upodmiotowieniu moralności, a więc ludzie mówią „to jest złe”, obojętnie kto to zrobił. Tym samym będziemy oburzali się, jeżeli np. ksiądz-pedofil nie będzie ponosił konsekwencji za swoje czyny. Mamy tu do czynienia z czymś, co już nastąpiło w Irlandii, w USA, w Chile kilka - kilkanaście lat temu, a w tej chwili dotyka Polskę. (...)