Janusz Zemke
Maciej Wilkowski: Spotykamy się w Strasburgu, na ostatniej sesji Parlamentu Europejskiego. Panie pośle, czy ta kadencja zostanie zapamiętana przez jedno słowo "brexit"?
Janusz Zemke: Myślę, że niestety tak, a celowo używam tego słowa. Po raz pierwszy w dziejach Unii mamy taką sytuację, że państwo członkowskie występuje ze Wspólnoty. Obywatele Wielkiej Brytanii większością zadecydowali o tym i to rzeczywiście ma tutaj dość istotny wpływ na wszystko, co się wewnątrz Europarlamentu dzieje.
Kolejny gorący ostatnio temat to dyrektywa transportowa. Przepisy, które mogą boleśnie uderzyć się w naszą branża transportową. Czy ta sprawa, według pana, jest już zamknięta czy są jeszcze jakieś fortele, których można użyć, by te przepisy nie zaczęły obowiązywać?
Rzeczywiście jest tak, że te przepisy nie są dla polski film korzystne, ale to wszystko jeszcze się nie zakończyło, dlatego że na razie to parlament zajął stanowisko, a ostatecznie musi to przesądzić Rada Unii Europejskiej. Od kuchni to wygląda w taki sposób, że na czele dzisiejszej Rady stoi Rumunia. Rumuni raczej nie będą spieszyli się, żeby nad tym podjąć dalej prace, dlatego że Rumunii byli w grupie, podobnie jak i my, sprzeciwiającej się temu pakietowi mobilności, a potem zaczną się dyskusje między państwami. Ja nie wykluczam, że ten pakiet w jakiejś postaci wróci do nowego parlamentu. Pierwsze posiedzenie odbędzie 2 lipca.
Finlandia będzie w drugim półroczu 2019 r. przewodniczyć Unii Europejskiej. Czy tam mamy sojuszników?
Nie. Jeśli chodzi o Skandynawów to oni się opowiadali za tym nowym pakietem. Problem podstawowy polega na tym, że ten pakiet, moim zdaniem, wprowadza rozwiązania, które ekonomicznie byłyby dla polskich firm niekorzystne, ale wprowadza się również wiele biurokracji. Dam taki przykład - postulat skądinąd jest taki, żeby kierowca w miejscu, gdzie pracuje otrzymywał minimalną płacę danego państwa. No dobrze, ale co robić jeżeli ktoś jedzie z Polski do Portugalii? W każdym państwie obliczać inną płacę? Będzie bardzo dużo komplikacji w tym obszarze, nie mówiąc o tym, że jest inny system płacy w Niemczech czy Polsce. Oczywiście chcielibyśmy bardzo, żeby polscy kierowcy zarabiali tyle, ile kierowcy z Niemiec, ale u nas większą wagę przywiązuje się do różnych diet i dodatków. Ta płaca podstawowa może nie jest za wysoka, natomiast rekompensują to w jakim stopniu diety i dodatki. Zakończę w taki sposób - chcemy czy nie płace kierowców w Polsce będę musiały być i tak wyższe. Jeden z problemów, jaki mamy w naszym kraju to na tle Unii, niestety, w dalszym ciągu relatywnie dość niskie płace i ta nasza konkurencyjność wynika często z tego, że Polacy mniej zarabiają. To też się będzie musiało skończyć.
Wielokrotnie podkreślano fakt, że w tej sprawie udało się działać poza partyjnymi podziałami. Jak wyglądała współpraca z kolegami z innych opcji politycznych?
W tej konkretnej sprawie akurat wszyscy Polacy zachowali się w taki sam sposób. Mieliśmy dobre kontakty z Ministerstwem Infrastruktury i jeśli chodzi o głosowanie Polaków, to wydaje mi się, że w tej naszej grupie 51 osób chyba wszyscy głosowali tak samo. Dlaczego o tym mówię? Na szczęście nie wszystkie polskie spory przenoszą się do Brukseli i do Strasburga, i na szczęście w takich rzeczywiście ważnych sprawach dla Polski bardzo często wszyscy polscy eurodeputowani zachowują się tak samo.
To jest koniec kadencji, więc można też pokusić się o pewnego rodzaju podsumowania. Teraz jesteście bardziej podzieleni, jako grupa polskich europosłów, niż na przykład 10 lat temu, kiedy zaczynał pan przygodę w Parlamencie Europejskim, czy 5 lat temu, czyli po zakończeniu pierwszej kadencji?
Ogólnie powiem, że jest niestety gorzej. W poprzedniej kadencji byliśmy w większym stopni zintegrowani. Wiemy, że w Polsce jest dzisiaj bardzo ostra walka między największymi frakcjami i partiami. Niestety część tej walki przenosi się także tutaj. A wolałbym, żebyśmy polskie spory i namiętności zostawiali na granicy polskiej. Nie jest wcale tak, że inni się tym martwią tutaj. Pamiętajmy, że jesteśmy w grupie koleżanek i kolegów z 28 państw. Każdy ma tutaj swoje interesy i jeśli jakieś państwo ma kłopoty, to nie wszyscy tu boleją nad tym. Wychodzą z założenia, że wtedy będzie do podziału więcej dla nich.
Mówił pan niedawno, że często traktujemy się jak pępek świata, natomiast tutaj...
Ja mogę powiedzieć, że aktywność w Europarlamencie nauczyła mnie dużej pokory. Zaczynamy od tego, że Polska jest dla nas najważniejszym państwem. Jest ważnym, ale jednak polski potencjał, to jest mniej więcej 7 proc. całej Unii. To znajduje także wyraz w liczbie eurodeputowanych. Nas jest 51 w grupie 751 posłów, czyli co 15 eurodeputowany to Polak. To nam też pokazuje, że nie jesteśmy ani mali, tu jest wiele takich małych państw, ani też najwięksi jak Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy. To jest tylko te 7 proc. To jest ta refleksja pierwsza. Refleksja druga - znajdujemy się w gronie przedstawicieli państw o różnej historii i kulturze, wyznacznikach tożsamości; znajdujemy się w gronie ludzi bardzo różnych religii, to jest inaczej niż w Polsce, gdzie dominuje jedna religia. Więc musimy się uczyć działać w różnorodności. To hasło Unii "Jedność w różnorodności" znajduje tutaj wyraz w parlamencie i to każdego dnia.
Ilu europosłów będzie miało Kujawsko-Pomorskie po wyborach 26 maja?
Chciałbym, żeby było trzech, ale to będzie moim zdaniem skrajnie trudne, dlatego że nasze województwo stanowi najmniejszy okręg wyborczy w Polsce, a zdobycie mandatu nie zależy od poparcia procentowego, tylko od liczby głosów. U nas głosuje około 350 - 400 tys. osób, a w okręgu na Śląsku czy w Małopolsce milion. Ogromnie ważne znaczenie będzie miało to, ile osób w naszym województwie pójdzie do wyborów.
Muszę pana o to zapytać, bo była to głośna sprawa. W ubiegłym tygodniu senator Jan Rulewski "wypisał się" z Platformy Obywatelskiej. Argumentował to między innymi tym, że znalazł się pan na liście Koalicji Europejskiej, a jemu z panem nie po drodze. Rozmawialiście panowie ze sobą?
Nie rozmawialiśmy ze sobą. Powiem tak - pan Rulewski rzeczywiście ma duże zasługi dla naszego województwa. To jest historyczna postać. Nigdy tego nie negowałem, tylko nasze korzenie są zupełnie inne. Pan Rulewski działał aktywnie w "Solidarności", a ja byłem członkiem PZPR do roku 1990. Nigdy się tego nie wypierałem. Zawsze to podawałem, więc co mogę robić? Demokracja ma to do siebie, że weryfikują nas tylko wybory. 9 razy poddawałem się ocenie wyborców i 9 razy - 7 razy do Sejmu, 2 razy do Europarlamentu - wyborcy oceniali mnie pozytywnie, skoro powierzyli mi mandat. To jest cała moja odpowiedź. Nie chcę się za bardzo wdawać w historie sprzed 40 lat. Zostawmy to historykom.
Nie wykluczał pan, że w 2019 roku zakończy swoją karierę w Parlamencie Europejskim, odda pole młodszym, jednak zdecydował się pan kandydować. Dlaczego?
Tak, rzeczywiście jest tak, jak pan mówi. To wynika z dwóch przesłanek, które wpłynęły na moją decyzję. Po pierwsze należę do gorących zwolenników powstania Koalicji Europejskiej. Uważam, że opozycja powinna się integrować. Przekonywałem swoich kolegów na lewicy, żeby włączyli się do koalicji, więc jestem za nią. W związku z tym pytanie drugie: czy mogę coś dla tej koalicji uczynić? Jeżeli w każdych wyborach otrzymuję w województwie kujawsko-pomorskim kilkadziesiąt tysięcy głosów, no to uważam, że jestem w stanie tej koalicji pomóc i ta moja decyzja wynika po prostu z tego.
A może być tak, że zdobędzie pan mandat, ale jednak go nie podejmie?
Kandyduję w poczuciu odpowiedzialności.
Pomysł Koalicji Europejskiej w naszym regionie to między innymi profrekwencyjna kampania, bo od frekwencji będzie zależeć to, czy w regionie będzie 1 mandat, czy 2 - 3 mandaty. Na czym ma polegać ta kampania?
Ma polegać na silnym namawianiu obywateli naszego województwa, mieszkańców, samorządów, żeby jak najwięcej osób zdecydowało się na pójście na wybory, bo jeden z problemów w Polsce jaki mamy to jest jednak dosyć niska frekwencja, jeśli chodzi o eurowybory. W Polsce głosuje w tych wyborach około 25 proc. wyborców, to bardzo mało na tle innych państw, dodatkowo u nas w województwie wygląda to jeszcze trochę gorzej. Wiem, że Urząd Marszałkowski przewiduje tutaj różne zachęty, jeśli chodzi o udział w głosowaniu, bo oczywiście urząd nie może mówić na kogo. Urząd może i też wszystkich namawiam do agitowania za tym, żeby iść na wybory, a potem każdy musi tajnie i we własnym sumieniu zdecydować na kogo chce oddać głos.
10 lat w Parlamencie Europejskim, jest coś, co pana rozczarowało? Na pewno przychodząc tutaj 10 lat temu miał pan jakieś wyobrażenia, nadzieje. To mocno się zweryfikowało?
Wiele rzeczy się potwierdziło, czyli to, że przyjdzie mi funkcjonować w zupełnie innych warunkach niż w Polsce. My w grupie koleżanek, kolegów z 28 państw o orientacjach politycznych z palety znacznie szerszej niż w Polsce, to jest dość zaskakujące, bo kogo mamy? Mamy w Europarlamencie i posłów o nacjonalistycznych mocno poglądach, skrajnie prawicowych, a skończywszy na komunistach, więc ta paleta poglądów jest znacznie szersza i trzeba w tym wszystkim działać. To po pierwsze. Po drugie jeżeli coś mnie tutaj zaskoczyło, to powiedziałbym ilość czasu, jaki musimy poświęcać na całą logistykę, na loty, dojazdy, pobyty na lotniskach, wyjazdy. Obliczyłem, że w ubiegłym roku miałem 118 lotów, z Polski nie ma przykładowo bezpośrednio połączenia do Strasbourga, latami przez Frankfurt albo Bazyleę, więc ta logistyka tu zabiera dość dużo czasu i trzeba się psychicznie nastawić na to, że będziesz jedną trzecią życia spędzał w samolotach, na lotnisku... Jest fajnie tak ogólnie, tylko że życie biegnie.