Grzegorz Boroń
Marcin Kupczyk: Czym jest projekt "GreenerSites" jakie są jego zadania?
Grzegorz Boroń: To jest projekt międzynarodowy, który finansuje program dla Europy Środkowej, on dotyczy rehabilitacji terenów poprzemysłowych, takie tereny poprzemysłowe jak nasz Zachem, bo ten teren jest terenem pilotażowym z naszej, bydgoskiej i polskiej strony tego projektu. To jest typowe miejsce dla krajów Europy Środkowej, typowy problem, po upadku komunizmu pozostały takie tereny poprzemysłowe. (...). W przypadku Zachemu mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, że podczas działalności prowadzonej przez kilkadziesiąt lat odpady nie opuszczały granic zakładu. Ładunek zanieczyszczeń pozostał na terenie Zachemu, kumulował się przez lata na składowiskach odpadów zidentyfikowanych, jeszcze niezidentyfikowanych, w gruntach, w wodzie podziemnej, więc problem jest ogromny z uwagi na wielkość terenu, mamy do czynienia z ponad 100 ha zanieczyszczonych gruntów i wód podziemnych, mało tego, mamy taka sytuację geologiczną, że z położonego wyżej Zachemu wody mogą spłynąć do doliny Wisły, płyną pod osiedlem Łęgnowo-Wieś. Jeżeli nie zablokujemy tej migracji to będziemy mieli niedługo te zanieczyszczenia w Wiśle.
Czy zdążymy?
To trudno powiedzieć, bo z uwagi na ogromne koszty temat wymaga bardzo szerokiego, zintegrowanego podejścia. Tutaj muszą być włączone instytucje, zwłaszcza rządowe, finansujące ten projekt, dlatego, że do tej pory nawet w całości problem nie jest zidentyfikowany. Były szczątkowe badania, do lat 2000 badania prowadził sam Zachem (...). po upadku Zachemu system monitoringu niszczeje, problem jest w sprawach terenowo-prawnych, teren zakładu został podzielony, tam działa mnóstwo spółek, które nie identyfikują się z tym zanieczyszczeniem, a stanowi to dla nich problem. Tego dotyczą szkolenia. Mamy dwie grupy: przedsiębiorcy, którzy prowadzą tam działalność dowiadują się z czym mają do czynienia, wyjaśniają aspekt prawny, a prawo jest bardzo skomplikowane.
Czy da się w ogóle zlikwidować te skażenia?
Teoretycznie jest to możliwe, chociaż koszty przewidywane na usuwanie tych szkód są ogromne. Inne kraje postkomunistyczne np. Czechy po upadku komunizmu wdrożyły programy rządowe, które najpierw doprowadziły do zidentyfikowania takich miejsc, co tez nie było łatwe, a potem systematycznie likwidowano tego typu obiekty. W Polsce tego typu programów nie było, dlatego mamy teraz z tym do czynienia. Zakłady Chemiczne w Bydgoszczy to nie jest jedyny taki problem, choć jest ogromny, ale podobne zakłady są też w Tarnowskich Górach czy w Jaworznie i tam też mamy do czynienia ze szkodami w wodach podziemnych. (...).