Maciej Figas
Magdalena Jasińska: Spotykamy się w ostatnim dniu roku i to jest najlepszy moment do podsumowań. To nie był rok jak każdy inny poprzedni. Można powiedzieć, że to był rok wyjątkowy - dla instytucji oczywiście.
Maciej Figas: - Naprawdę? Nie wiem. Wydaje mi się, że te wszystkie sezony są do siebie podobne. Każdy rok przynosi nowe wyzwania, jeżeli pani redaktor ma na myśli zakończenie programu modernizacji opery.
M.J. Czyli możliwość wydania dość dużych pieniędzy...
M.F.: - Ponad 14 mln zł, to rzeczywiście ten rok wyróżniał się właśnie tym od poprzednich. A w zasadzie to dwa ostatnie lata, ponieważ program modernizacji opery z wykorzystaniem funduszy Unii Europejskiej obowiązywał przez dwa sezony. Tak jak powiedziałem 14 milionów złotych, niezwykle szeroki zakres prac prac, które pozwoliły wyrównać wszystkie niedociągnięcia, wszystkie zaległości technologiczne. Pozwoliły uzupełnić instrumentarium opery, pozwoliły naprawić wszystkie nasze bolączki sceniczne, w tym tak prozaiczne rzeczy, jak deski sceniczne, które miały już prawie 30 lat i były w stanie dalekiego zmurszenia.Tak bym powiedział.
M.J. : Czy prawdą jest, że tancerze zmyślnie omijali te miejsca, gdzie mogliby się ewentualnie potknąć?
M.F.: - Oj, tak, tak! To wcale nie jest żart. Rzeczywiście na scenie, przed wymianą desek podłogowych, były takie miejsca, przed którymi się tancerze nawzajem ostrzegali, a nawet widziałem jak kiedyś zaznaczali sobie takie miejsce, w którym lepiej nie odbijać się do skoku, w którym lepiej nie kręcić piruetów i tak dalej... Bo nie tylko, że nie będzie miało to wysokich walorów artystycznych, ale przede wszystkim może zagrażać zdrowiu.
M.J.: Cały park maszyn i oświetlenia został wymieniony...
M.F.: - Tak. Do niedawna pozostawało to wyłącznie w sferze marzeń i było przedmiotem naszej zazdrości. Dzisiaj niezliczone ilości skrzyń ze sprzętem, który pokazujemy właśnie teraz, chociażby w czasie koncertów sylwestrowych, jest już na naszym wyposażeniu. Z dumą patrzę na ten cały equipment, który w tej chwili już funkcjonuje wyłącznie na nasze potrzeby.
M.J.: Jak słyszę z ust złośliwych, to był rok odmienny dla opery, bo opera musiała odwołać cztery koncerty adwentowe. No, ale z drugiej strony można powiedzieć, że w poprzednich latach tych koncertów nie było.
M.F. - Tak. Nie chciałbym tutaj słuchaczy wtajemniczyć we wszystkie arkana naszej sztuki planowania i rozliczania się z naszej działalności, bo to po prostu jest nudne. Natomiast powiem tylko tyle - nas obowiązuje pewien określony plan. Ten plan musimy zrealizować. Czasami, w jakichś porywach młodości i jakiegoś natchnienia, wymyślamy sobie nowe zadania i wychodzimy z założenia, że jeżeli te zadania będą ambitne i spodobają się publiczności, to te dodatkowe pieniądze w jakiś sposób na nie znajdziemy. W tym roku okazało się, że jest to niemożliwe. A ponieważ znaleźli się skrupulatni urzędnicy, którzy dojrzeli to, że trochę igramy od strony finansowej pod koniec roku, to po prostu zdecydowaliśmy się odwołać te koncerty po to, żeby ich (urzędników - red.) krótko mówiąc nie drażnić.
M.J.: O ile musiałby się zmienić budżet Opery Nova, żeby instytucja mogła sobie pozwolić na jeszcze jedną premierę w roku? Bo w tej chwili mamy dwie premiery w roku plus oczywiście koncerty sylwestrowo-noworoczne.
M.F.: - Które są de facto premierą. Wysiłek, który im towarzyszy to typowy wysiłek premierowy i powiem szczerze pani redaktor, że nie wiem, czy zależałoby mi na tym, żeby tych premier na dużej scenie było więcej. Mamy znaczną ilość tytułów, które są w naszym repertuarze i z których nie wszystkie możemy grać z taką częstotliwością, z jaką chcielibyśmy. A więc nie ma sensu powiększać tego grona. Powiem wprost, że muszą to robić teatry, które walczą o widza. My, po tych kilku dekadach, mamy bardzo komfortową sytuację, kiedy publiczność zaufała nam i przychodzi do naszego teatru na różnego rodzaju tytuły, na różnego rodzaju gatunki muzyczne ufając, że to co im zaprezentujemy będzie miało odpowiednią klasę. Więc my nie musimy się uciekać do takich metod 10 premier w roku, jak robi jeden z polskich teatrów po to, żeby tę sytuację poprawić. Raczej dbajmy o to, żeby tak jak powiedziałem, te produkcję były na właściwym poziomie artystycznym. Natomiast chętnie pokusił bym się o uruchomienie sceny kameralnej. Ona nie jest oczywiście najszczęśliwszą z sal. Ona jest szczęśliwa akustycznie - zawsze powtarzam. Natomiast, jeśli chodzi o ilość miejsc, ponad 180 miejsc siedzących, no to jak łatwo policzyć, niewiele wydarzeń artystycznych jest w stanie się zbilansować. Stąd też potrzebne są na to dodatkowe środki. (...)