Leszek Walczak
Magda Jasińska: Sejmowa komisja polityki społecznej i rodziny przyjęła zgłoszone przez PiS poprawki do ustawy ograniczającej handel w niedzielę. Przepisy doprecyzowują warunki jakie muszą spełnić bliscy krewni osoby prowadzącej działalność gospodarczą, ale także uszczelniają cały system. Zgłoszone zostały również poprawki przez "Solidarność". Po roku możemy powiedzieć, jak działa to ograniczenie. Czy rzeczywiście spełnia zakładane warunki, aby mniejsi handlowcy, małe sklepy na tym zakazie ograniczenia handlu w niedzielę zyskały?
Leszek Walczak: Nie jest tak do końca. Chciałem tylko przypomnieć, że ten projekt, który był projektem obywatelskim, w komisjach sejmowych, przez Sejm i Prawo i Sprawiedliwość został tak zmieniony, że to właściwie nie był już nasz projekt. Wyłączał większość tych przepisów i zapisów, które były proponowane, dotyczących uszczelniania ograniczenia handlu w niedzielę. Po roku mamy tego skutki. Kiedy zgłaszaliśmy to wcześniej, nie chciano nas słuchać. Widać, że jest taki mały „bubel” legislacyjny, który będzie trzeba ciągle poprawiać. Zbyt dużo jest do interpretacji własnej. Luki prawne, które wyszukują przedsiębiorcy zajmujący się handlem, zwłaszcza dużymi powierzchniami sklepowymi - ci, którzy są ich właścicielami, powoduje, że będziemy jeszcze mieli parę innych zmian, które wypłyną po kolejnych nowelizacjach i poprawkach, do momentu, kiedy ten zakaz obejmie wszystkie niedziele.
Jak widzimy po roku czasu, strach i czarnowidztwo były niepotrzebne - nie ma strat w PKB, nie ma masowych zwolnień pracowników. Wielokrotnie na antenie Polskiego Radia PiK mówiliśmy, że jest to fałszywy obraz. W gruncie rzeczy są ogromne zyski dla
sklepów wielkopowierzchniowych, natomiast widać również, że indywidualni przedsiębiorcy, którzy mają małe sklepiki jakoś za bardzo nie korzystają z tego, że mogliby mieć więcej zysków (...).
Niestety jesteśmy znani z tego, że lubimy obchodzić prawo i szukać luk. W związku z tym nie potrafimy wykorzystywać tego, co daje nam to prawo. Podczas dyskusji nad nowelizacją Ryszard Petru stwierdził, że z badań jednego z banków wynika, że na ograniczeniu handlu tracą głównie małe polskie sklepy, bo przed niedzielą niehandlową w supermarketach mamy kumulację zakupów. Coś w tym jest.
- Tak, choć to też nie jest do końca prawda, dlatego że ci mali sklepikarze niechętnie pracują w niedzielę. Każdy jednak kto zwykle kupuje w osiedlowym sklepie, jak wie, że nie będzie w niedzielę czynny, to robi zazwyczaj tzw. duże zapasy w dużych marketach. Jak można zauważyć, za dużo się kupuje i później jest problem, co z tym zrobić.
Zobaczymy, czy te sklepy, które udają placówki pocztowe rzeczywiście zamkną lokale w niehandlowe niedziele??
- Mam nadzieję, że tak, natomiast z pewnością będą szukać obejścia i luk prawnych po tych nowelizacjach.
Po roku nie byłoby lepiej wprowadzić do kodeksu pracy chociażby dwie niedziele obligatoryjnie wolne dla wszystkich?
- Nad tym się wszyscy zastanawiają, natomiast znów będziemy mieli mnóstwo oponentów, którzy będą głośno krzyczeć, krytykować (...).