Kosma Złotowski
Michał Jędryka: Ostatnio wiele mówiło się o głosowaniu w Parlamencie Europejskim w sprawie kolei. Nowe prawo, które przygotowali europosłowie dotyczy między innymi tego, że za opóźnienia kolej będzie musiała płacić odszkodowania. Czy spodziewa się pan, że koleje będą bardziej punktualne?
Kosma Złotowski: Rzeczywiście chodzi tutaj o prawa pasażerów kolejowych. Parlament Europejski przygotował taki pakiet kolejowy, chodziło o to, żeby koleje mogły się lepiej rozwijać, żeby inwestować w koleje, warunki inwestowania w koleje. Rzeczywiście, w Europie i Polsce pasażerowie widzą, że nowe linie kolejowe się budują. Nie tylko jest tak, że koleje powinny być nowoczesne, ale też koleje powinny zachęcać pasażerów. Tutaj chodziło o to, żeby zrównać prawa pasażerów np. lotniczych lub kolejowych. Właśnie to przegłosowaliśmy. Innymi słowy, tak jak zakończyłem swoje wystąpienie, poprzednio jako Parlament Europejski ulegaliśmy lobby kolejowemu, tym razem ulegliśmy lobby pasażerskiemu.
Kolej powinna być bardziej przyjazna osobom niepełnosprawnym, to również jest w tych uchwalonych przepisach.
To właśnie z tej uchwalonej dyrektywy wynika. Kolej powinna zapewnić asystę osobom niepełnosprawnym. Taką chęć podróży należy zgłosić 24 godziny przed odjazdem pociągu, czyli podobnie jak to się dzieje na lotniskach. Kolej powinna być punktualna a jeżeli nie jest, czyli spóźnienie wynosi powyżej 2 godzin, pasażerowie powinni dostać odpowiednie odszkodowanie. To jeszcze nie koniec. Teraz przegłosował to Parlament, teraz zaczną się rozmowy między Parlamentem, Radą Unii Europejskiej i Komisją Europejską.
Kiedy możemy spodziewać się wejścia w życie takiego przepisu dotyczącego poszczególnych kolei narodowych? Jeżeli wszystko sprawnie pójdzie to do końca tej kadencji powinno to być załatwione, czyli do maja. Ostatnie posiedzenie jest w kwietniu. Jeśli nie to dopiero w następnej kadencji, bo jak przypuszczam, lobby kolejowe ujawni się i będzie zabiegało przynajmniej o ograniczenie niektórych propozycji u swoich rządów.
Wspomniał pan o inwestycjach, budowie nowych linii. Sprawy kolejowe, wbrew pozorom, nawiązują do 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Młoda Polska traktowała inwestycje kolejowe priorytetowo m.in. po 1925 roku, kiedy rozpoczęła się wojna celna z Niemcami zbudowano linię kolejową z Bydgoszczy przez Kościerzynę do Gdyni. Teraz słyszymy, że pojawia się tam inwestycja, będzie budowany drugi tor kolejowy, będzie elektryfikacja tej linii. Cieszy się pan z tego, że ta historyczna linia zostanie zrewitalizowana?
Każdy rozwój infrastruktury w Polsce cieszy.
Zmieńmy temat. Nie tylko samymi kolejami żyje polityka. Chciałbym zapytać o delikatniejszy temat. Wraz z Beatą Gosiewską zabrał pan głos w sprawie Jugendamtu, które nadużywają swojej władzy na terenie Niemiec w sprawie polskich dzieci.
Właśnie nie tylko w sprawie polskich dzieci, tylko w ogóle dzieci z małżeństw mieszanych, w których jedną ze stron są Niemcy. Jeżeli w takiej rodzinie coś się dzieje np. jakaś kłótnie między rodzicami, rozwód, nawet doniesienie na niesprawiedliwe i niedobre traktowanie dzieci, wtedy wkracza urząd ds. dzieci i młodzieży – niemiecki Jugendamt. On zawsze staje po stronie niemieckiego rodzica. Jest kilka spraw, które bulwersują opinię publiczną w Polsce, ale debata wykazała, że jest sporo takich spraw, które bulwersują opinię publiczną we Francji, czy Hiszpanii. Myślę, że zabranianie dzieciom mówienia w języku jednego z rodziców to powrót do XIX wiecznej germanizacji. Mamy to w XXI wieku.
Pani Gosiewska przytacza przypadek Wojciecha Pomorskiego, który widział swoje córeczki przez 16 godzin w ciągu 15 lat a dzieci zostały zgermanizowane.
Okazuje się, że jet to problem ogólnoeuropejski. Tam, gdzie są małżeństwa niemiecko-cudzoziemskie i tam, gdzie w tych rodzinach są konflikty, bo jeżeli nie ma konfliktu to Jugendamt nie wkracza. Wtedy, kiedy tak się dzieje, Jugendamt wkracza w bardzo brutalny sposób. Jest to zjawisko dotyczące nie tylko Polski, tylko wszystkich krajów Unii Europejskiej, stąd ta debata. Chciałbym powiedzieć, że podobna odbyła się w Parlamencie Europejskim już 10 lat temu i sytuacja przez 10 lat niestety się nie zmieniła.
Parlament Europejski przegłosował rezolucję, w której wzywa do corocznej oceny praworządności w Unii Europejskiej. Tę rezolucję można oceniać pod różnymi kątami. Mówił pan, że spodziewa się pan po niej wszystkiego najgorszego. Zapytam przewrotnie. Nie można takiej rezolucji wykorzystać do oceny działania tych Jugendamtów?
Oczywiście. Każdy instrument prawny działa w wiele stron. My się spodziewamy wszystkiego najgorszego, dlatego że już takie próby ingerencji unijnej w nasz wewnętrzny system widzieliśmy. Takie próby są w stosunku do Węgier i Rumunii. Oczywiście, jeżeli ten instrument zostanie nam dany, będziemy go wykorzystywać również i w tym przypadku, ale nie tylko w tym przypadku. Na przykład niemieckie stowarzyszenia sędziowskie uważają, że sposób mianowania sędziów w Niemczech, a odbywa się ono w taki sposób, że kandydatów wyłaniają komisje ds. wyboru sędziów na poziomie landowym i krajowym. Te komisje w większości składają się z polityków. Na końcu aktu nominacji dokonuje minister. Innymi słowy, sposób w jakich u nas mianuje się sędziów jest dużo bardziej oddzielny od całej reszty władz, niż to się dzieje w Niemczech. To właśnie m.in. Niemcy zarzucają nam brak praworządności, jeśli chodzi o mianowanie sędziów.
Widzi pan możliwości kompromisu pomiędzy Europą a Polską w sprawie reformy sądownictwa?
Możliwość oczywiście widzę. Problem w tym, czy jest wola na zawarcie takiego kompromisu i u niektórych aktorów tej sceny takiej woli nie widzę. Nie widzę takiej woli np. po stronie komisarza Timmermansa, który zwyczajnie zamyka oczy na fakty.
Ostatnia rzecz, o którą chciałem zapytać to Brexit. Czy negocjacje w tej sprawie będą miały wpływ na polską politykę i sytuację w Unii Europejskiej?
To jest trudne pytanie, ponieważ sprawa dotyczy z jednej strony samej Wielkiej Brytanii i reszty Unii. Z drugiej strony sposób w jaki zawierana jest ta umowa jest bardzo kontrowersyjnie przyjmowany przez scenę polityczną w Wielkiej Brytanii. Premier May ostatnio zaproponowała ostateczny tekst tej umowy i dzięki temu pozbyła się 5 ministrów. Nie wiadomo, czy ten rząd przetrwa. Z innej strony, istnieje w Unii chęć reprezentowana zwłaszcza przez lewą stronę, od komunistów i innych demokratów poczynając do liberałów i części chadeków kończąc, żeby ukarać Wielką Brytanię za chęć odejścia z Unii Europejskiej. Ani polski rząd, ani nasza frakcja takiego stanowiska nie popiera. Uważamy, że jeżeli Brytyjczycy podjęli taką decyzję to tę decyzję Unia Europejska powinna uszanować. Wielka Brytania przecież nie odchodzi gdzieś w dalekie kraje, tylko dalej będzie tylko 50 kilometrów od unijnego, francuskiego wybrzeża.
Tym bardziej, że Polska ma tam swoje interesy.
Tym bardziej, że mamy tam dość sporą Polonię, czyli interesy związane z Polakami, którzy tam mieszkają.