ks. Krzysztof Buchholz
Magda Jasińska: 2 listopada to taki dzień, który nie do końca wszyscy odróżniają od 1 listopada. Nazywamy go Zaduszkami, ale nazywa się Wspomnieniem Wszystkich Wiernych Zmarłych.
Ks. Krzysztof Buchholz: I ten dzień niewątpliwie "przykrywa" pierwszy dzień listopada, dlatego że Dzień Wszystkich Świętych - dzień niezmiernie radosny, uroczysty, świąteczny, kiedy nie jednego dnia mamy swojego świętego patrona i mamy dzień swoich imienin, ale to jest dzień, kiedy w niebie wszyscy święci balują i jesteśmy jakoś zaproszeni, żeby w tym dniu wszyscy swoiście balować. I coś w tym jest dlatego, żeby jakby nie patrzeć na cmentarzach spotykamy się w gronie rodzinnym. Często po cmentarzu to spotkanie rodzinne przenosi się do domów, mieszkań i raz w roku się nieraz dosłownie widzimy. Także coś z tego świętowania jest.
I to wcale nie jest smutne święto.
Bo nie może być. To jest Dzień Wszystkich Świętych - dzień tych, którzy zarówno jako ci oficjalni, którzy zostali przez kościół wyniesieni na ołtarze - śmiem twierdzić że tam, w tym niebie świętych nieoficjalnych jest o wiele wiele więcej... Oczywiście z nadzieją, że do nich dołączymy. No bo to tak jest - jesteśmy zaproszeni przez Chrystusa, żeby tą drogą świętości iść, czyli nic nadzwyczajnego tak naprawdę - życia w miłości, bo o to chodzi. Niebo jest dla świętych, a nam o niebo chodzi.
Czyli nie robimy niczego niestosownego idąc 1 listopada na groby niekoniecznie Wszystkich Świętych.
Tak, to jest chyba w nas takie głębokie przekonanie, że zbawienie jest nam wszystkim ofiarowane i dlatego jesteś my na grobach wszystkich i ich życie, ich czas, ich los i to, co się potem po tym ziemskim czasie z nimi dalej dzieje powierzamy - wierząc, że tak jak tu na ziemi w miłości, daj Boże miłosierny, jesteśmy dla siebie darem to, gdy już ich czas na ziemi się kończy z wiarą, że oni żyją i cały czas możemy być dla nich darem i ich pomocą. Dlatego ten drugi dzień listopada jest jakoś szczególnie i zapraszający do tego, żeby po pierwszolistopadowym wpatrywaniu się w niebo, spojrzeć na grób, chociaż pozwoliłem sobie coś takiego wypowiedzieć właśnie 1 listopada, w czasie homilii, że - bo tak do mnie to dotarło - że grób nad którym stoję to takie okno do nieba i warto przez to swoiste okno tam zajrzeć i zobaczyć jak tam jest świetnie, kto tam jest, jak niesamowite drogi były tych którzy tam doszli, a współcześnie żyjącym ze świętymi, których dzisiaj jako świętych czcimy nie zawsze wydawało się, że kto jak kto, ale oni będą mogli być świętymi, no bo zaczynamy z różnego punktu. Mamy nieraz tak różne drogi... No ale święci dotarli do tego celu, czyli do nieba, do Królestwa Niebieskiego, a Chrystus wyraźnie to określił, że to Królestwo Niebieskie jest wśród nas. Na tyle na ile to jego zaproszenie żeby tę drogę świętości podjąć podejmujemy. Chodzi tylko o miłości o nic więcej, o życie w miłości i wtedy świętość się dokonuje, realizuje. To jest droga, to jest czas. Świętym się nikt nie rodzi, świętym się człowiek staje. Warto o tym pamiętać.
Zastanawiam się też dlaczego jednak sporo mniej nas jest 2 listopada na grobach.
No bo to już dzień pracy, normalnych obowiązków. 1 listopada mamy dzień wolny od pracy, więc mamy taką możliwość, żeby spokojnie w gronie rodzinnym czy jakkolwiek udać się na cmentarz i spotkać się (...) tak, aby ten pamięć - wspomnienie, troskę wyrazić. Zresztą w ogóle chyba my Polacy jesteśmy pod względem niesamowici, wyjątkowi. Nasza troska o siebie, gdy wydaje się że za życia tak sobie nieraz ostro dowalamy i jest tyle trudu, to jednak mamy w sobie tradycję i ona chyba ma szansę się utrzymać widząc jak na cmentarzach są maluchy, kolejne pokolenia, które nie przez rodziców, dziadków uczeni przez to przeprowadzanie ich na cmentarz i mówienie, tłumaczenie: a to twój dziadek, to pradziadek, to babcia, to ktoś jeszcze i że to robimy to co robimy i jest szansa, że to się jeszcze przez długi długi długi czas u nas utrzyma, ale to wyraża naszą wielką kulturę, która z wiary płynie oczywiście. To nauczanie Jana Pawła II się kapitalnie objawia, jak spójna, jak współzależna jest wiara z kulturą i my ją mamy i możemy z niej być bardzo dumnymi, bo to gdzieś w nas wyrabia jednak szacunek do człowieka jako takiego, jako do osoby, gdzie nie tylko ciało, ale i dusza. Gdzie nie tylko dusza, ale i ciało. Ta chrześcijańska cześć dla człowieka, dla osoby, u nas w tym wymiarze styku doczesności z wiecznością kapitalnie na cmentarzu się objawia...